niedziela, 22 listopada 2015

15. Księga

Wiatr, który wiał na zewnątrz, równomiernie uderzał o okno pewnego domu, na pewnej ulicy. Mimo tego żadna osoba, która siedziała w pomieszczeniu, nie przejmowała się tym zbytnio. Dziewczyna o jasnych, blond włosach oraz wszystkim znanym czekoladowych oczach leżała w swoim łóżku. Z zniesmaczonym wyrazem twarzy spoglądała na różowowłosego chłopaka, który siedział obok niej z miską zupy w rękach.
- Powiedz "aaaa" - nakazał smoczy zabójca i nim blondynka zdążyła zaprotestować, włożył jej łyżkę z zupą do buzi. Zaskoczona, połknęła wszystko po czym spiorunowała go wściekłym spojrzeniem.
- Ile razy mam ci mówić, że nie jestem głodna? - powiedziała.
- Mów ile chcesz. Znów nic dziś nie jadłaś. W takim tempie zamiast wyzdrowieć, osłabniesz jeszcze bardziej - chłopak zmarszczył brwi. Widząc upór przyjaciółki, westchnął głośno i odłożył miskę na stolik obok. Przeniósł swój wzrok na ciało dziewczyny. Wokół jej głowy był przewiązany bandaż, na twarzy miała kilka plastrów. Jedną rękę miała unieruchomioną, a o nogach lepiej nie wspominać. Minął tydzień od historii z porwaniem i mimo, że Lucy zapewniała, iż z dnia na dzień czuje się coraz lepiej, jej stan nadal nie był za ciekawy. Jego rozmyślanie przerwała ręka, która zasłoniła mu oczy.
- Nie patrz na mnie tym wzrokiem! - kiedy cofnęła swoją dłoń, Natsu ujrzał jak nadyma policzki.
- Jakim? - spytał, nie rozumiejąc.
- Tym! Pełnym współczucia! To sprawia, że czuję się jeszcze gorzej.
- Ale... - chłopak spuścił głowę i zacisnął dłoń w pięść.
- Natsu - szybko mu przerwała - żadne ale. To co się tam stało to nie twoja wina - nachyliła się nieco, by zdrową ręką sięgnąć do jego podbródka i podnieść go ku górze. Gdy tylko ich spojrzenia się skrzyżowały, uśmiechnęła się ciepło - pamiętaj, że mnie uratowałeś.
- W zasadzie to... - na jego twarzy także pojawił się lekki uśmiech - ty uratowałaś mnie.
- Powiedzmy, że oboje siebie uratowaliśmy.
- Zgoda. A teraz się przykryj - Dragneel położył jej głowę na poduszce i przykrył jej ciało kołdrą.
- Natsu! - wypowiedziała jego imię oskarżycielsko i nadymała policzki. On tylko wyszczerzył zęby i potargał ją po blond główce.
- Im prędzej wyzdrowiejesz, tym prędzej będziemy mogli wyruszyć wspólnie na misję.
Na policzki Lucy wkradł się lekki rumieniec - dobra... - powiedziała cicho, dając za wygraną i dmuchnęła w kosmyk włosów, który opadł jej na oczy.
 W tym momencie historia z porwaniem, wydawała im się tylko dalekim wspomnieniem, nawet jeśli zostawiła na nich swoje piętno. Potrafili normalnie rozmawiać oraz się śmiać z najdrobniejszych rzeczy, podświadomie jednak wiedząc że ta przygoda się jeszcze nie zakończyła. Jednak jedna myśl dodawała im otuchy. Są magami Fairy tail. A Fairy Tail zawsze wygrywa, nieprawdaż?

W tym samym czasie w budynku gildii, jak zwykle rozbrzmiewały śmiechy, krzyki oraz pieśni, wydobywające się z gardeł już podpitych magów.
- Gray-sama! - krzyknęła uradowana Juvia i wtuliła się w ramię swojego ukochanego panicza. Ten z zniesmaczoną miną, popijał piwo w wielkim kufrze, próbując nie zwracać uwagi na dziewczynę - bez tej bluzki, wygląda panicz nieziemsko! - dodała. Gray podniósł zdziwiony brwi i spojrzał w dół. Westchnął, gdy odkrył, że jego bluzka zniknęła w tajemniczych okolicznościach. Podniósł się, wyrywając rękę z uścisku wodnej kobiety i wyszedł z gildii, zostawiając zdziwioną Lokstar samą.
- Juvia, nie wydaje Ci się, że Gray ostatnio dziwnie się zachowuje? - czerwonowłosa dziewczyna, podeszła do niej, polerując niebieską ściereczką jeden ze swoich mieczy.
- Tak. Juvia zauważyła, że jest taki od historii z porwaniem Lucy-san... - odwróciła głowę w stronę swojej rozmówczyni - Erza-san, ja...
- Nic nie mów - przerwała jej i z uśmiechem na ustach, położyła dłoń na jej ramieniu - porozmawiam z nim. A ty się nie przejmuj.
- Juvia spróbuje... - powiedziała ciszej, niezbyt zadowolona, że Titania idzie porozmawiać z jej ukochanym paniczem na osobności. Mimo wszystko postanowiła jej zaufać i usiadła z powrotem przy stole, gryząc podenerwowana paznokcie. Chciała wiedzieć co martwi Graya.
Erza wyszła z gildii z skrzyżowanymi rękoma i zaczęła szukać wzrokiem Fullbustera. Gdy nie dostrzegła go nigdzie w okolicy, zaczęła iść przed siebie z nadzieją, że szybko go odnajdzie. I tak się stało. Chłopak siedział na brzegu rzeki, koło kamiennego mostu i zamyślony spoglądał przed siebie. Tytania pewnym krokiem podeszła do niego i usiadła obok. Ten tylko przelotnie na nią spojrzał i wrócił do swojego zajęcia.
- Czym się tak martwisz? - zapytała, przechodząc od razu do sedna.
- W zasadzie to... - podniósł głowę, patrząc swymi ciemnoniebieskimi oczami na niebo pokryte szarymi chmurami - nie mogę przestać myśleć o historii z porwaniem Lucy. To wszystko się ze sobą nie klei...
- Mówisz o śmierci Jose'a Porli? - zamyśliła się, przenosząc swoje spojrzenie w te same miejsce co on.
- Nie tylko o tym... ale tak. Skoro to on za tym wszystkim stał, to kto go zamordował?
- Nie mam zielonego pojęcia - westchnęła z dezaprobatą, spoglądając na końcówki swoich butów i zmarszczyła brwi - kiedy wreszcie go znaleźliśmy, leżał martwy w swojej kryjówce. Razem z mistrzem doszliśmy do wniosku, że został zamordowany magią śmierci.
- Czy myślisz, że to sprawka...
- Nie - szybko mu przerwała, machając głową na boki - to nie był Zeref. Zaklęcie, które zostało rzucone na Porlę, różniło się od magii którą on się posługuje. Natsu nie wyczuwał tam jego zapachu.
- No właśnie, Natsu... wiadomo już coś na temat... jego mocy? - spytał i przygryzł wargę. Martwił się o przyjaciela i nie widział sensu, by tego ukrywać. Sprawa była zbyt poważna, by zamartwiać się takimi błahostkami jak ich rywalizacja. Erza pokręciła przecząco głową, na co usłyszała długie westchnienie towarzysza.
- Dlaczego w ogóle się tym nie przejmuje? To poważna sprawa - dodał po chwili.
- Powiedział mi, że powrót Lucy do zdrowia jest dużo ważniejszy od tego.
Chłopak już nie mógł tego znieść. Wstał i spojrzał na Tytanię wściekły, lecz ta złość była kierowana do innej osoby.
- Zdrowie Lucy jest ważniejsze od stracenia mocy przez Natsu?!
Kobieta podniosła głowę.
- Lucy jest w tym momencie dla niego najważniejsza.
- Dotychczas najważniejszym było dla niego żarcie - przewrócił oczami.
Erza uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała ku górze na niebo.

- Lucy... - chłopak usiadł obok dziewczyny na łóżko. Złączył dłonie ze sobą i ścisnął mocno, wgapiając się w podłogę. Definitywnie o czymś myślał, zastanawiając się jak rozpocząć tą - ciężką dla niego - rozmowę.
- Stało się coś? - zaniepokojona blondynka podniosła się do siadu i położyła swoją ciepłą dłoń na jego ramieniu.
- Lucy... - dodał wreszcie po chwili, przenosząc wzrok na jej piękne, czekoladowe oczy - moglibyśmy porozmawiać o tym? - podkreślił ostatnie słowo, nie chcąc wracać myślami do wspomnianego wydarzenia, ale zaczynając ten temat, musiał się na to zdecydować. Momentalnie jego kompanka posmutniała i spuściła dłoń.
- O czym dokładnie chcesz porozmawiać?
- Wiesz może... kto mógł stać za twoim porwaniem? Widziałaś kogoś prócz Porli?
Dziewczyna momentalnie warknęła, czym zdziwiła smoczego zabójcę.
- Przecież już odpowiadałam na te pytania setki razy! Na cholerę znowu przeprowadzać przesłuchanie?!
Dragneel jeszcze chwilę siedział w milczeniu, dopóki magini się nie uspokoiła.
- To nie to cię martwi prawda? - dodała. Jak zwykle była niesamowicie spostrzegawcza.
- Nie chciałem tak nagle z tym wyskakiwać więc pomyślałem...
- To źle myślałeś - przerwała mu.
- Wtedy... żeby nas uratować, użyłaś pewnego zaklęcia... na czym one dokładnie polegało?
Lucy rozszerzyła zdziwiona oczy. Nie spodziewała się, że chłopak o to ją zapyta. Miała nadzieję, że nie będzie musiała o tym rozmawiać, ale jak widać będzie musiała wreszcie mu to wyjaśnić.
- Natsu... - zaczęła. Wzięła kilka większych oddechów, szukając odpowiednich słów - pamiętasz naszą misję gdy zdobyłam klucz Wężownika?
Dragneel kiwnął głową. W tym momencie jego twarz była wyprana z jakichkolwiek emocji. Wysłuchiwał każdego jej słowa, chcąc zrozumieć jak najwięcej.
- Po tym wydarzeniu... zaczęłam szukać informacji na ten temat. Wężownik nic nie pamiętała, ale pomagała mi przy tym z całych sił. W końcu natrafiłam na wzmiankę o tej dziwnej kapsule, w której została zamknięta. Nic wyjątkowego, zwykła magia pieczętująca...
- Ale to nie tłumaczy faktu jak poznałaś te zaklęcie... - wtrącił się, przerywając jej opowiadanie.
- Dasz mi łaskawie dokończyć? - poprosiła grzecznie, nie chcąc kolejny raz się przez niego denerwować. Natsu już chciał coś dodać, ale najwyraźniej zrezygnował z tego pomysłu, ponieważ tylko spuścił głowę i nią kiwnął.
- Dziękuję... - westchnęła - a więc okazało się, że twórcą tego zaklęcia był ...mag gwiezdnej energii... wtedy skupiłam się właśnie na nim. To był mój jedyny trop, więc nie miałam nic do stracenia. Facet ten nazywał się jak dobrze pamiętam... Serran Lioshion.
- Co to za dziwne imię? Serran - Natsu, nie mogąc się powstrzymać zaczął chichotać - pewnie przezywali go Pan Serek albo coś...
- Natsu, chcesz bym kontynuowała, czy nie?
Chłopak szybko się ogarnął i ucichł.
- Serran był naprawdę wspaniałym magiem, sam tworzył zaklęcia - blondynka nachyliła się nieco poza łóżko, a jej loki opadły zakrywając twarz. Spod łóżka wyjęła tajemniczą książkę z skórzaną owijką oraz z wielką gwiazdką na środku - w tym, znajdują się jego większość zaklęć. Jednym z nich jest właśnie ta dziwna kopuła w której została zamknięta Wężownik... nazywa się to - szybko ją otworzyła, ukazują wiele już pożółkłych kartek wypełnionych zapiskami i dziwnymi rysunkami - o tutaj... niebiański krąg.
- Czyli... - chłopak wreszcie zdecydował ruszyć szarymi komórkami - to stąd nauczyłaś się tego zaklęcia z wtedy?
Lucy na chwilę zamilkła. Wreszcie się przemogła i przygryzając wargę, kiwnęła powoli głową. Mimo, że była przygotowana na długi monolog Natsu o tym jak mogła chcieć się poświęcić dla dobra sprawy, nie chciała tego słuchać. Ostatnio chłopak był po prostu nie do zniesienia! Byli tylko przyjaciółmi, a zachowywał się jak nadopiekuńczy ojciec. Rozumiała swój błąd, ale na litość boską ile razy można o tym mówić?
A jednak mimo jej ogromnego zdziwienia, chłopak przez dłuższą chwilę się nie odzywał. Skupiony ze śmiesznie nastroszonymi brwiami, przeglądał kolejne strony ogromnej księgi. Blondynka nie wiedząc jak ma się zachować w tej sytuacji, po prostu przyglądała mu się. Po kilku minutach, jego twarz wróciła do normalności. Powoli zamknął książkę i odłożył na stolik nocny.
- I co? - zapytała zaniepokojona Lucy, gdy chłopak nadal się nie odzywał.
- Nic, a nic z tego nie rozumiem - powiedział nieco rozbawiony i uśmiechnął się głupkowato. Lucy nie mogła się powstrzymać i westchnęła z dezaprobatą, a kąciki jej ust uniosły się lekko w górę.
- A czego niby się spodziewałeś po starożytnym piśmie? Sama musiałam poprosić poprosić Wężownika o pomoc, przy rozczytaniu niektórych słów - skrzywiła się nieco. Nie lubiła wykorzystywać gwiezdnych duchów, a tym bardziej że przyzwanie jednego z platynowych lub jak kto woli diamentowych kluczy zabierało kolosalne ilości energii magicznej.
- Spodziewałem się, że w magiczny sposób zrozumiem te dziwne literki i znaczki - podwinął nogi, tak że siedział teraz po turecku na łóżku, a wyraz jego twarzy stał się bardziej poważny - ale po tych obrazkach sądzę, że połowa tych zaklęć jest niebezpieczna dla użytkownika - dodał.
- Natsu... - zaczęła, ale gdy różowowłosy tylko usłyszał z jak oskarżycielskim tonem wymawia jego imię, natychmiast jej przerwał.
- Zrozum, że nie chcę byś ponownie chciała wywinąć taki numer jak odebranie sobie życia! Nadal nie rozumiem jak mogłaś pomyśleć, że twoja śmierć coś zdziała!
Lucy zacisnęła dłonie w pięści i odwróciła wzrok, byle tylko nie spoglądać na jego twarz. W takich chwilach zazwyczaj milczała, ale tym razem nie potrafiła.
- Nie rozumiesz, że wolałabym zginąć, aniżeli żyć z wiedzą, że przeze mnie umarłeś?! Co ja tu w ogóle mówię o życiu... życie bez ciebie nie byłoby już życiem! - spięła wszystkie mięśnie, czując narastający gniew - Ja... nie jestem taka silna jak wy... jak ty... jesteś... jesteście moją rodziną. Ja... - zaplątała się we własnych myślach, nie potrafiąc wypowiedzieć kolejnego sensownego słowa. Podniosła głowę, jednak Natsu nadal miał nieodgadniony wyraz twarzy. Kiedy tylko ich spojrzenia się spotkały, wstał nagle i usiadł bliżej niej. Wyciągnął ręce przed siebie i przytulił zszokowaną dziewczynę, zamykając ją w niedźwiedzim uścisku. Heartfilia nie protestowała. Ciało różowowłosego zawsze było ciepłe. Nie trudno było jej przyznać, że przy nim czuła się najbezpieczniejsza pod słońcem. Bez słowa, wtuliła się w niego, na co odpowiedział pomrukiem przyjemności. No tak... za niemal każdym razem gdy ją przytulał, odtrącała go. Podniosła głowę do góry, chcąc przypatrzeć się swojemu partnerowi. W jego oczach tliła się dobroć, pomieszana z żalem. Uśmiechnął się smutno i powoli zaczął się do niej przybliżać. Dziewczyna. która w swojej młodości czytała zdecydowanie za dużo romansów, domyślała się co teraz może się stać i w jednej chwili poczerwieniała. Natsu, chyba tego nie zauważając przybliżył się na tyle, że ich twarze dzieliły milimetry i złożył delikatny pocałunek na jej czole, co wybiło dziewczynę z pantałyku.
- Lucy... - wypowiedział jej imię, ciepłym, miłym dla ucha głosem - proszę, już nigdy nie próbuj odebrać sobie życia, nieważne co się stanie.
Dziewczyna spuściła nieco głowę. Przeszedł ją przyjemny dreszcz, gdy Drangeel zaczął powoli przeczesywać jej blond główkę. Otworzyła już usta, żeby coś odpowiedzieć...
- Proszę... - dodał błagalnie i odsunął się nieco od Lucy. Chwycił jej podbródek w dwa palce i uniósł do góry, każąc na siebie patrzeć - obiecaj mi to.
Magini przełknęła ślinę i westchnęła cicho, rozluźniając mięśnie.
- Dobrze... obiecuję
- Co obiecujesz?
- Obiecuję, że już nigdy nie będę próbować odebrać sobie życia - wypowiedziała na jednym wdechu. Natsu wyszczerzył kły w uśmiechu.
- Ano... - nagle usłyszeli głos osoby trzeciej, a Lucy do której dotarło jak ta sytuacja musi wyglądać, położyła dłonie na klatce piersiowej chłopaka i odsunęła go od siebie. Ten zdziwiony, nagle tracąc podłoże spadł z łóżka, prosto na podłogę. Odchylił głowę w tył, przez co ujrzał czyjeś zgrabne nogi, schowane w czarnych butach do połowy ud - ...przepraszam, że przeszkadzam.
- Wężownik! - zawołała zdziwiona Lucy, spoglądając na postać jednego z jej gwiezdnych duchów. Natsu momentalnie podniósł się i usiadł, opierając się plecami o łóżko - ...co cię tu sprowadza?
- Ja... - mimo, że Wężownik nie należała do osób nieśmiałych, trudno jej było teraz przemóc cię do powiedzenia kilku słów, bez zająknięcia się - wybaczcie, że nie przyszłam z tym wcześniej, ale nie... - gwiezdny duch przygryzł wargę - nie potrafiłam się do tego przemóc...
- Po pierwsze... - zaczęła blondynka, która doszła już do siebie - uspokój się - doradziła i wskazała ręką na fotel obok łóżka, by usiadła. Ta kiwnęła głową i nadal spięta, posłusznie usiadła - weź kilka głębokich wdechów i powiedz nam o co chodzi.
- A więc tak... - szepnęła po kilku chwilach - chodzi o to, że... - podniosła wzrok, patrząc na swoją właścicielkę - ...ja wiem kto stoi za wydarzeniami w siedzibie Phantom Lord.
Lucy jak i Natsu, rozszerzyli oczy zdziwieni.


 Niebieskowłosa dziewczyna, znana jako Levy McGarden, stała przed drzwiami pewnego domu. Z otwartych drzwi, tliło się światło, oświetlając postać która stała na progu.
- Dziękuję za dzisiaj... ciężko było mi zdobyć te książki - dziewczyna uśmiechnęła się promiennie, a po chwili duża dłoń, poczochrała ją po włosach.
- Nie ma za co, mała - Gajeel zaśmiał się charakterystycznie - wisisz mi przysługę.
- A co na przykład byś ode mnie chciał? - spytała się zaciekawiona, poprawiając książki, które przyciskała do swojej piersi.
- A na przykład to - nie czekając na jej reakcję, niemalże brutalnie wpił się w jej usta. Zdziwiona Levy, po chwili oddała pocałunek, podnosząc się na palcach, by znaleźć się bliżej niego. Kiedy zabrakło jej powietrza w płucach, odsunęła się od niego.
- Mówiłam ci żebyś nie robił tego publicznie! - powiedziała piskliwie i uderzyła go książkami w bok. Gajeel zrobił minę zbitego psa.
- Kiedy chcesz wreszcie powiedzieć o tym reszcie gildii?
- ...Kiedy przyjdzie czas - szepnęła tajemniczo i w jednej chwili, z gracją zeskoczyła z kilku schodów. Idąc w głąb mrocznej uliczki, pomachała mu jeszcze na odchodne. Kiedy dom smoczego zabójcy na dobre znikł z jej oczu, przeszedł ją dreszcz. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jaka noc jest dzisiaj chłodna. Podniosła głowę do góry, przyglądając się gwieździstemu niebu. Zatrzymała się nagle, kiedy usłyszała kroki za sobą. Mając złe przeczucie co do tego, zaczęła się powoli odwracać, jednak nie dane jej to bylo. Tajemniczy ktoś, momentalnie pojawił się tuż za nią i zakrył usta, dłonią zakrytą pod grubą rękawicą. Podniosła rękę, żeby użyć magii. Nagły trzask oraz przeraźliwy ból, który poczuła skutecznie nie pozwolił jej na to.
- Po... mocy... - pomyślała, kiedy po chwili poczuła kolejne uderzenie tym razem w plecy.

~*~
I tak oto... rozdział 15 nareszcie się pojawił x") nie mam pojęcia co mam teraz powiedzieć, czy znowu przepraszać, iż ponownie zniknęłam na tak długo. Nadal czuję się winna z tego powodu. Z rozdziału powiedzmy, że jestem zadowolona, chociaż kilka szczegółów mogłabym zmienić, jednak zostawmy już to tak jak jest. Więc tak. Nie mam pojęcia kiedy pojawi się kolejny rozdział. Nie chcę podawać wam nawet przybliżonej daty. Mam... teraz trudny okres w swoim życiu, do tego dużo nauki. Jednak najważniejszą rolę w moim braku obecności odegrał brak weny oraz chęci. Po prostu nie mogłam się zebrać w sobie, by napisać przynajmniej kilka zdań. Nie mogę obiecać poprawy. Nie chcę tego robić, by ponownie was nie zawieść. Po prostu... obiecuję, że rozdział 16 kiedyś się pojawi ^^

niedziela, 20 września 2015

14. Droga Mleczna

 Rozdział ten, dedykuję Mavis-san dzięki, której wróciła mi wena na pisanie tego bloga ^^


W poprzednim rozdziale:
Zabij go... Nie miej litości... 
-Zamknij się! - krzyknęła blondynka, trzymając się z głowę.
Zrób to... on jest winien wszystkiemu...
-Nie rozkazuj mi... - szepnęła tym razem, obracając nożem - będę robić
co będę chciała.

 - Nikt... nie będzie mi rozkazywał... - Lucy skierowała ostrze w stronę swojego serca, a jej oczy na moment wróciły do normalności - moja... wola. Moje.. serce. Należą do mnie... - trudno jej było wymówić najkrótsze słowo. Mimo, że udało się jej zapanować nad umysłem, ciało nadal nie chciało się jej słuchać. Z całych sił skupiła się i ścisnęła mocniej rękojeść noża.
- Lucy! - usłyszała Natsu, o którym kompletnie zapomniała w tej chwili. Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek.
- Wybacz Natsu... - blondynka uśmiechnęła się - chyba niedane będzie nam wrócić razem do domu... - mimo, że pragnęła z całego serca choć raz ostatni spotkać swych przyjaciół, swoją rodzinę. Czuła jednak, że to nie będzie możliwe. Musiała ich ochronić, a teraz najlepszym pomysłem było pozbycie się tego, co może ich skrzywdzić. Nawet jeśli przez to zginie.
- Ale o czym ty w ogóle mówisz? - chłopak nie rozumiejąc kompletnie co się teraz dzieje, wstał powoli. Kiedy chciał się zbliżyć do dziewczyny, z ziemi wyrosła dłoń stworzona z mrocznej energii i zagrodziła mu przejście.
- Błagam... nie zbliżaj się... - szepnęła niewyraźnie, a po jej policzku spłynęły łzy - nie panuję nad swoim ciałem...
- I właśnie dlatego chcesz się zabić? - krzyknął, a Lucy zdziwiona otworzyła szeroko oczy - serio uważasz, że tak będzie lepiej? Dla mnie? Dla gildii? - z poważnym wyrazem twarzy, powoli podchodził w jej stronę.
- Nie zbliżaj się! - zdesperowana, wyciągnęła dłoń w jego stronę, a czarne smugi energii, otoczyły jego ciało - mówiłam, że nad tym nie panuję! - jej oczy zaczęły tlić się czerwonym odcieniem.
- Serio uważasz, że to mnie powstrzyma?
Po pomieszczeniu rozniósł się dziwny dźwięk. Bardzo znajomy blondynce, jednak kompletnie nie potrafiła sobie przypomnieć co on oznacza. Brzmiało to, jakby coś lub ktoś zasysało powietrze.
On nie mógł, by...
Lucy usłyszała głos w swej głowie i dopiero teraz do niej dotarło, na jak głupi pomysł wpadł różowowłosy. Mroczna energia w tym momencie była wsysana przez niego, dokładnie jak ogień.
Chłopak uśmiechnął się i zrobił krok do tyłu, niemal tracąc równowagę.
- Taka słaba magia mnie nie powstrzyma...
Chłopak zdusił dłonie w pięść i postanowił nie przejmować się ogromnym bólem, który rozsadzał jego klatkę piersiową oraz stróżką krwi, która właśnie wyleciała mu z ust. Szybkim ruchem ręki wytarł okolicę warg i zrobił krok w stronę Lucy. Mimo, że powoli czucie w nogach oraz innych kończynach zanikało, on się nie poddawał. Był osobą, która będzie walczyć do samego końca, nie bacząc na skutki swoich wyborów. Dźwięki wydawane mocnymi uderzeniami buta o kamienistą posadzkę, roznosiły się po pomieszczeniu, a Natsu z każdą chwilą był coraz bliżej blondynki.
Zabij go... Zabij go... Zabij go...
Głos w jej głowie, kompletnie wyprowadzał ją z równowagi. Z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy i dominujący w tej walce pomiędzy jej wolą a mocą klątwy. Nachodziły ją nawet myśli, by wykonać jego rozkaz, byle tylko wreszcie się zamknął. Wyciągnęła niepewnie rękę ku zmierzającemu w jej stronę Dragneelowi i już miała rozkazać cieniowi ponownie go zaatakować, kiedy powstrzymała ją przed tym jej druga ręka.
Dlaczego tak bardzo stawiasz opór? 
Heartfilia zdusiła zęby, aż poczuła ból w szczęce. Z całej siły szarpnęła swoją dłoń i zaczęła trzymać ją przy swojej talii.
Jeśli tylko zrobisz to o co proszę, ból ustanie. I jego i twój...
- Zamknij się wreszcie do cholery... - czarne smugi wokół niej zniknęły. Podniosła pewnie głowę, spoglądając w jakiś punkt na ścianie krwistoczerwonymi oczami i uśmiechnęła się kpiąco - jeśli zaraz nie zamkniesz tej swojej jadaczki, pożałujesz tego, że zadarłeś z jednym z magów Fairy Tail...
Co ty niby sugerujesz? - jego głos w jednej chwili z pewnego siebie, stał się zdenerwowany. Lucy doskonale to wyczuła. Naprawdę sądził, że tak łatwo mu z nią pójdzie? Gdyby w tej chwili była sama... zapewne już dawno się poddała...
W tamtej chwili w jej głowie ukazało się wspomnienie, niszczonego naszyjnika przez Jose.
Ale teraz gdy obok niej jest Natsu, nie boi się już niczego. Dla niego... dla całej gildii...
- Nie poddam się! - dokończyła na głos i upadła na kolana. Spuściła głowę w dół a w miejscu gdzie znajduje się serce, pojawiło się jasne, złote światło.
- Proszę cię Natsu... - powiedziała pewnym głosem - ten jeden raz pozwól, że to ja cię obronię. 
Z każdą chwilą światło powiększało się, wywołując przyjemny podmuch wiatru, który targał jej włosami.
Co ty niby zamierzasz zrobić?! - głos w jej głowie krzyknął z niedowierzaniem. Lucy kompletnie zignorowała jego pytanie i już po chwili jasne światło otoczyło całe jej ciało.
- Nigdy... nie zadzieraj... z magiem Fairy Tail! - krzyknęła, a w jednej chwili pojawił się ogromny złoty okrąg wokół niej, z którego wyłoniły się sylwetki wszystkich gwiezdnych duchów Lucy.
Natsu stojący kilka metrów od niej, z niedowierzaniem oraz podziwem spoglądał na blondynkę. Sam nie mógł uwierzyć, że jego partnerka miała aż tyle mocy, by przyzwać każdego swego przyjaciela z gwiezdnego świata. Jak widać, sam zbyt nisko ją dotychczas oceniał, przez co było mu nawet trochę wstyd. Chłopak zdusił dłoń w pięść, a po chwili z uśmiechem na ustach, uniósł ją ku górze, tworząc z palców literę L.
- Pokaż mu co tak naprawdę umiesz, Lucy! - krzyknął najgłośniej jak umiał, dzięki czemu zwrócił wreszcie uwagę magini. Jej wargi uniosły się lekko. Kiwnęła głową; z jej gardła wydobył się krzyk determinacji, a wszystkie gwiezdne duchy uśmiechnęły się, skupiając się na swoim zadaniu. Tylko jeden z nich, z przerażeniem wymalowanym na twarzy, próbował nie zwymiotować, czując aż zbyt dobrze rozpoznając magię ich aktualnego wroga. Po chwili jednak postanowił wziąć się w garść. Teraz najważniejsze jest to, by pomóc Lucy - pomyślał i po chwili także wokół pojawił się złoty magiczny okrąg.
- Nie dam się tak łatwo pokonać, zdziro! - tym razem każdy usłyszał wściekły baryton maga, którego magia w coraz mniejszym stopniu okalała serce blondynki. Lucy w odpowiedzi, uniosła głowę w górę a jej tęczówki przybrały kolor złota.
Wzywam Cię królowo wszystkich gwiazd i planet, byś wysłuchała mej prośby...
głos gwiezdnego maga, jak i jej duchów, jednocześnie rozbrzmiał w całym pomieszczeniu.
 Jam ta, która pragnie użyczyć twej mocy...
Artemido wysłuchaj mej prośby...
Natsu niezrozumiale, spoglądał jak wszystko wokół niego pokrywa oślepiające światło.
Wywab ciemność ze swego ukrycia... 
Niech stanie twarzą twarz ze swoim przeznaczeniem.
Lucy zdusiła zęby z całej siły, aż zabolały ją dziąsła, czując niewyobrażalny ból w okolicach serca, jednak z całych sił próbowała go przezwyciężyć. Otworzyła dotychczas zamknięte powieki, a jedno z jej oczu ponownie przybrało kolor czerwieni. 
 Ześlij na ziemię promień nadziei.
Oczyść serca strapionych złem.
Wskaż drogę zabłąkanych.
Podnieć na duchu zrozpaczonych. 
Otwórz swą świetlną bramę...
 Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, kiedy poczuła napływ mocy, który roznosił się po jej całym ciele. Podniosła głowę w górę, a po jej policzkach spłynęła łza...
Niech z niebios zstąpi twa nieskończona moc...
...i zniszczy cały mrok.
Wzięła głęboki oddech i wyprostowała prosto ręce, a jasna powłoka otoczyła tylko jej osobę.
DROGA MLECZNA!
Krzyknęła, a zebrana wokół niej magia, rozproszyła się po całym budynku, rozświetlając go tak bardzo, że był widoczny nawet z kilku kilometrów. Smoczego zabójcę, oczy piekły od tak jasnego światła, lecz w żaden sposób nie mógł się od niego uchronić. Nawet zasłonięcie oczu przez rękaw kamizelki nie pomogło. Różowowłosy miał dziwne uczucie, jakby te światło wtargnęło do jego duszy i przeszukiwało ją w poszukiwaniu mroku, czającego się w niej. Po chwili jednak poczuł ogromny ból w klatce piersiowej, który trwał przez kilka sekund. Po tym upadł na ziemię i zaczął głośno oddychać, łapczywie próbując nabrać jak najwięcej powietrza. Lecz to było nic w porównaniu do tego, co teraz czuła Lucy. Cały mrok, który znajdował się w tym budynku, trafiał do jej serca, gdzie był niszczony dzięki mocy Artemidy. Dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę, że przez użycie tej mocy, jej dusza zostanie powierzona Artemidzie, jako zapłatę za użycie jej.
Gdy zebrała w sobie niemal całą mroczną energię, wszystko jak za sprawą magicznej różdżki w jednej chwili zniknęło. Cała jasność. mrok. oraz gwiezdne duchy. Blondynka jak gdyby nigdy nic, siedziała na podłodze z szeroko otwartymi oczami, próbując zrozumieć co właśnie się wydarzyło. Upadła na ziemię, kompletnie opadając z sił. Nie mogła poruszyć nawet najmniejszym palcem u ręki. Co się właśnie stało? - zapytała w myślach i spojrzała w stronę Natsu, który także oparty o ścianę, był zdezorientowany tym wszystkim.

- Cholera! - krzyknął mężczyzna, który w napadzie złości, rzucił lakrymą o ścianę, niszcząc ją na wiele tysięcy kawałków. Przygryzł dolną wargę i mocniej naciągnął kaptur, który przed chwilą odkrył jego kruczoczarne loki. Wszystko poszło źle, jednak nic nie było jeszcze stracone. Nadal miał asa w rękawie i chyba nadszedł czas, by wreszcie go użyć. Krzyknął, wypowiadając pewne imię swoim niskim, oziębłym głosem, a do sali weszła postać, która zakrywała swój wygląd pod czarnym płaszczem.
- Wzywałeś, panie? - zapytała się postać o drobnej budowie oraz wysokim, jednak poważnym głosie. Podniosła lekko głowę, ilustrując swoimi błękitnymi tęczówkami postać mężczyzny.
- Ta dziewczyna okazała się sprytniejsza niż myślałem - przyznał się do winy, nie próbując tego ukrywać. Był wściekły na swoją lekkomyślność. Będąc pewnym, że wszystko się powiedzie i zdoła przejąć kontrolę nad magiem gwiezdnej energii, nie przygotował się na ewentualne trudności. Mimo wszystko, czuł tą maleńką nutkę satysfakcji, że udało mu się w ostatniej sekundzie przerwać czar. Tajemniczy jegomość, odwrócił się w stronę towarzyszki a na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek, który nie zwiastował niczego dobrego.
- Na szczęście w jej sercu nadal tli się mrok. Trzeba sprawić, by panna Heartfilia straciła wszystko na czym jej zależy... - podniósł dłoń i zgniótł ją w pięść, spoglądając w jej oczy - a wtedy jej dusza będzie należeć do mnie..
Dziewczyna bez słowa kiwnęła głową, doskonale rozumiejąc intencje swojego pana. Odwróciła się na pięcie i bezszelestnie wyszła z pokoju, zostawiając mężczyznę samego.
- Zaczęło się - szepnęła cicho do siebie, pewnym krokiem idąc długim korytarzem - drzwi do gwiezdnego świata już niedługo się otworzą - kobieta na samą myśl uśmiechnęła się, a po chwili znikła w mroku.

Kiedy Gajeel, Erza oraz Wendy wreszcie dotarli do tajemniczego zamku, Lucy nieprzytomna leżała w ramionach Natsu, który trzymał się trochę lepiej od dziewczyny. Jednak oboje byli w bardzo kiepskim stanie, Dragneel nadal był świadomy i czuwał nad nią, nie mając siły, by chociażby wstać. Gdy usłyszał kroki, odwrócił głowę w ich stronę i spojrzał na nich smutnym wzrokiem. Teraz w jego myślach krążyła tylko nieprzytomna blondynka.
- Natsu-san co się stało? - pierwsza zabrała głos Wendy, która przeraziła się ich widokiem. Wyglądali jak siedem nieszczęść. Natychmiast podbiegła do różowowłosego i przykładając swoje nieskazitelnie czyste dłonie do jego pleców, zaczęła leczyć. Długo to nie trwało, gdyż smoczy zabójca chwycił ją za rękę i spojrzał na nią z zdenerwowaniem.
- Nie widzisz w jakim ona jest stanie? - warknął z przerażającym wyrazem twarzy, a niebieskowłosej aż zabrakło słów. Przestraszona kiwnęła głową i podeszła do blondynki, zaczynając ją leczyć - ... dziękuję - szepnął cicho i zaczął powoli głaskać blondynkę po jej długich, teraz zniszczonych i poplamionych krwią włosach.
- Natsu co się stało? - Erza po pierwszym szoku jaki doznała, widząc swoich przyjaciół oraz jak bardzo jest zniszczone to miejsce, postanowiła dowiedzieć się, kto ich tak potraktował.
- Wiem jedno... - dopiero po dłuższej chwili chłopak postanowił się odezwać, nie zaszczycając rozmówczyni swym spojrzeniem - W tym wszystkim Jose był tylko pionkiem. Nasi prawdziwi wrogowie czają się w mroku i już niedługo uderzą z zdwojoną siłą - podniósł dłoń i zgniótł ją w pięści - jednak my będziemy czekać... obiecuję, że ochronię cię Lucy, nie ważne za jaką cenę - ostatnie zdanie skierował do Heartfili, która była pogrążona we śnie.

- To dopiero początek...



Witajcie moi drodzy. Wybaczcie proszę za tak długą nieobecność z mojej strony, jednak musiałam odpocząć od pisania, bo po prostu straciłam do tego wszystkiego chęci. Szczerze mówiąc nie jestem zadowolona z rozdziału, jednak nie mam siły poprawiać go 3 raz. Chciałam jak najszybciej skończyć tę sagę i wziąć się wreszcie za sagę 3, gdzie akcja się rozkręci a wszystkie dotąd skrywane tajemnice się rozwiążą. Planuję zakończyć te opowiadanie na 3 sadze, jednak może się tak stać, że ostatnią sagą będzie 4, która będzie najkrótsza z tych wszystkich c:
Mimo wszystko mam nadzieję, że dotrwaliście do końca i nie zawiedliście się na tym rozdziale tak bardzo jak ja. 3 miesiące przerwy w pisaniu robi swoje xd.
No nic. Dziękuję za przeczytanie i zachęcam do napisania swojej opinii w komentarzu :3

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Powrót?

Witajcie wszyscy! Wasza Misia wraca po tej dość długiej nieobecności. Nie jest to jeszcze rozdział a krótka informacja o blogu, którą powinnam wam ogłosić :)
A więc... z dniem dzisiejszym rozdziały: 14 i 15 zostają usunięte.
Dlaczego tak? Od tego momentu źle poprowadziłam historię. Miałam zamiar zrobić to w inny sposób, jednak wyszło jak wyszło. Z tego powodu dalsza historia, którą zaplanowałam przestała trzymać się kupy, co odbiło się na mojej chęci do pisania. Wszystko się pomieszało i nie mogłam wymyślić logicznej kontynuacji, więc zdecydowałam, że napisanie tych rozdziałów od początku będzie najlepszym rozwiązaniem. Nie wiem jeszcze kiedy pojawi się odnowiony rozdział 14, jednak mam nadzieję, że pojawi się przed końcem wakacji czego jednak obiecać nie mogę, bo wena to istota zUa i zbyt często strzela fochy.
Co do one-shota, który wam obiecałam... jest napisany w połowie, ale póki co nie mam chęci dalej go pisać. No ale w końcu się pojawi... chyba xd
 Więc tak... wróciłam a tak naprawdę nigdy nie odeszłam :)

Korzystając z okazji, chcę was zaprosić na bloga o Shingeki no Kyojin, gdzie wraz z Agusią zaczęłam pisać one-shoty o tematyce tegoż m/a :)    >KLIK<


No to, do następnego razu ;)


sobota, 1 sierpnia 2015

Liebster Award

Ponownie zostałam nominowana do Liebster Award z czego się bardzo cieszę i dziękuję :)
Nominowały mnie: Domi L oraz Reiko Chino

"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana
 od innego blogera w ramach uznania za
 „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana
 dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, 
więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. 
Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć 
na 11 pytań otrzymanych od osoby, która 
Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 
11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz 
im 11 pytań. Nie wolno nominować 
bloga, który Cię nominował."



Najpierw pytania od Domi-chan :D
1. Ulubiona książka?
Hm... nie posiadam ulubionej książki... ale moją najnowszą przeczytaną jest::
Drugie Życie Bree Tanner
 Książka tak mnie wciągnęła, że przeczytałam ją w jeden dzień. Jeśli ktoś lubi klimaty Zmierzchu to serdecznie polecam ^-^
2. Ulubiony film?
Moim ulubionym filmem zdecydowanie jest: Avatar. Uwielbiam fantasy, więc ten film oczarował mnie swoim wspaniałym światem, istotami oraz fabułą, która także jest fantastyczna. Nie zapominajmy oczywiście o nieziemskich efektach specjalnych. Gdybym miała go oceniać dałabym 11/10 :D
3. Czego najbardziej nie lubisz.
Hm... teraz tylko jedna myśl przychodzi mi na myśl, która często doprowadza mnie do szaleństwa: nie cierpię tego uczucia, gdy jestem przez kogoś ignorowana ;_____; wtedy mam poczucie jakbym była niewidzialna.
4. Ulubione Anime.
Zdecydowanie na pierwszym miejscu ląduje Shingeki no Kyojin. Zakochałam się w tym anime <3 
Nie mogę uwierzyć, że 2 sezon dopiero za rok ;-;
5. Owoce czy warzywa?
Owoce <3 Kocham owoce.
6. Jaki owoc lubisz najbardziej?
P. O. M. A. R. A. Ń. C. Z. A. ^-^
7. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Miętowy :)
8. Piosenka na dziś?
Piosenka pod tytułem "Hero" zespołu rockowego Skillet :D 

 
 9. Czy lubisz pisać?
Hm... i to jest ciekawe pytanie. Pisanie to hobby, tak ja to postrzegam. Jednak są chwile, gdy trzeba zrobić sobie przerwę, bo pisanie sprawia coraz mniej radości. I tak właśnie jest teraz w moim przypadku... i chyba dlatego tak bardzo się ociągam z pisaniem, co mam nadzieję, niedługo się zmieni ^-^
Więc odpowiadając na pytanie: lubię pisać, gdy wena dopisuje. Gdy się przymuszam, to cała frajda z pisania znika ;-;
10. Komedia, romans czy akcja? Co wolisz?
Wszystkie trzy ^-^
11. Czy po napisaniu obecnej historii, będziesz pisać inną?
Oczywiście! Nie mam zamiaru kończyć na jednej historii, skoro do mojej głowy co chwilę napływają nowe i nowe pomysły. :)


Czas na pytania od Reiko-san ^-^
1. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Miętowy
2. Jakie jest twoje ulubione anime/manga? 
Ulubione anime Shingeki no kyojin. Ulubiona manga: Fairy Tail.
3. Czym się interesujesz?
 Na pewno pisaniem XD. Poza tym należę do OSP. Uwielbiam tańczyć i śpiewać (chociaż i pierwszego i drugiego nie potrafię xd). Gram w gry mmo i rpg.
4. Jakiej muzyki słuchasz?
To zależy :) Najczęściej słucham piosenek, które akurat lecą w radiu. A tak moim ulubionym rodzajem muzyki jest rock, najlepiej alternatywny ^-^
5. Czy masz jakieś zwierze w domu?
W domu nie mam. Ale poza to 2 koty i psa.
6. Co denerwuje Cię najbardziej? 
Jak mówiłam: gdy ktoś mnie ignoruje.
7.  Co zainspirowało cię do napisania bloga?
Hmm... wszystko tak naprawdę zaczęło się od Fairy Tail. Zakochałam się w nalu i pewnego jesiennego dnia natknęłam się na pewien blog o nich. Tak bardzo spodobał mi się pomysł pisania o nich, że postanowiłam spróbować swoich sił ^-^
8. Od dawna piszesz?
 Zaczęłam tak mniej więcej w październiku 2014 roku.
9. Co sprawia ci największą przyjemność w pisaniu?
Oczywiście, że komentarze moich czytelników. Fakt, że ktoś czyta moje wypociny i nawet mu się to podoba, sprawia, że jestem bardzo, bardzo szczęśliwa :)
10. Jak znosisz krytykę?
 Zależy jaką krytykę. Jeśli krytyka jest uzasadniona i dzięki niej wiem co zmienić, by opowiadanie było lepsze, to jak najbardziej przyjmuję to do serca i jestem szczęśliwa, że ktoś chciał dać mi parę rad. Jednak gdy ktoś bezpodstawnie obraża moją pracę, bez większego powodu, wtedy zwyczajnie nie zwracam na to uwagi - bo po prostu nie warto.

Dzięki, że przeczytaliście to do końca ^-^
Ja nominuję:
http://opowiadania-fairy-tail-nalu.blogspot.com/
http://opowiadania-aot.blogspot.com/
http://serena-rodriguez.blogspot.com/
http://deathschool-fairytail.blogspot.com/
http://rebellion-ft.blogspot.com/
http://colors-of-the-future.blogspot.com/
http://magia-w-swiecie-realnym.blogspot.com/
http://grayxlucy.blogspot.com/
http://smoczy-grzesznik.blogspot.com/
http://lucy-heartfilia-fairy-tail.blogspot.com/

Pytania:
1. Ciepłe czy zimne kolory?
2. Ulubiona pora roku?
3. Dlaczego postanowiłaś rozpocząć tą historię?
4. Pepsi czy Cola? xd
5. Ulubiona piosenka?
6. Ulubiony parring w Fairy Tail?
7. Jakie uczucia tobą kierują, gdy piszesz rozdział?
8. Z czym kojarzy ci się kolor zielony?
9. Ulubiony gwiezdny duch?
10. Anime, które najbardziej cię zaskoczyło.
11. Posiadasz hobby poza pisaniem?


czwartek, 11 czerwca 2015

Era Smoków

-NATSU!!! - krzyk wydobywający się z jej ust, rozniósł się po całej okolicy, obwieszczając
zagładę prawdopodobnie ostatniego zabójcy smoków I generacji. Tak dobrze znany jej
różowo-włosy chłopak. Zawsze z uśmiechem na twarzy. Czasami wkurzający, dziecinny.
Co najważniejsze włamywacz. Dbający o przyjaciół. Pełny entuzjazmu i gotowy do walki
na śmierć i życie, by uchronić ludzi, którzy byli tak bardzo ważni dla niego. Mężczyzna, którego
podziwiała i dążyła, by stać się tak silna jak on, w jednej chwili zniknął w paszczy smoka,
zostawiając ją samą na polu bitwy. To stało się tak szybko, albo dla niej ten czas biegł
w niewyobrażalnie szybkim tempie. Wszystko wyglądało w tamtej chwili jak sen.
Ogromne potwory, szybujące po niebie pokrytym czerwienią; zapowiadającą zagładę,
niszczące wszystko w zasięgu wzroku. Ogromne strumienie magii, wydobywające się z
ich paszcz padające prosto na ziemię, którą doszczętnie niszczyły. Krzyki ludzi, ogień,
dym, zagłada, śmierć. Wszystko nastąpiło tak szybko. Wszystko prowadziło do
nieuchronnego końca ludzkości. Blondynka - znana jako Lucy
Heartfilia magini Fairy Tail, biorąca udział w wielkich Igrzyskach Magicznych, które
dopiero kilka godzin temu miały swój koniec. Podczas ich trwania, magiczna energia była
pobierana z ataków magów walczących na arenie i doprowadzana do ogromnych wrót
zwanych Eclipse co oznacza "Zaćmienie". Dowiedziała się o tym, gdy została zabrana przez
straż do pałacu i wrzucona do lochu, a jej klucze zostały skonfiskowane, by ten ogromny
portal zasilić. Tak właśnie. Ogromny portal stworzony, by cofnąć się w czasie o 400 lat
i zniszczyć czarnego maga - Zerefa. Krótko po wydostaniu się z pałacu z północy
nadleciała horda smoków, które niszczyły wszystko na swojej drodze. Magowie... byli
bezradni. Umierali jedni po drugich, wybijani jak kaczki.
Dziewczyna opadła na ziemię, a z jej oczu pełnych przerażenia i bezsilności, spłynęły łzy.
W tamtej chwili straciła nadzieję. Marzyła jedynie, by ten koszmar jak najszybciej się
skończył. Bez żadnej chęci do życia, patrzyła pustym wzrokiem jak smok zionie w jej
stronę żywym ogniem. Zamknęła oczy, gotowa na śmierć.
  Gdy nic nie poczuła, uchyliła lekko powieki. Pierwsze co ujrzała to męski tors, zakryty
pod eleganckim garniturem. Dopiero po chwili zauważyła tak dobrze znane jej
charakterystyczne rude włosy, oraz okulary na nosie.
-Loki - szepnęła cicho, spoglądając na swojego przyjaciela, który najwyraźniej uratował ją
przed niechybną śmiercią. Jednak czy w tym był jakiś sens? Po co próbować przeżyć w
obliczu zagłady? - Loki... Natsu... on.
-Nic nie mów - uciął szybko jej wypowiedź, poprawiając ją w swoich ramionach i czym
prędzej biegł przed siebie. To był doprawdy przerażający widok. Ziemia stawała się
czerwona, gdzieniegdzie tworzyły się rzeki lawy, świat niszczał pod potęgą smoków.
Co najważniejsze... gwiezdny duch nie mógł uwierzyć, jak Salamander mógł polec.
To było irracjonalne. Bo chyba do cholery, zabójca smoków powinien być w stanie
zabić choć jednego smoka?! Ale teraz... nic nie było już pewne.
Lew przeskoczył przez filar, który leżał na ziemi. Prawdopodobnie kiedyś był częścią
domu, po którym zostały tylko gruzy. Usiadł, przylegając do niego plecami i jak
najmocniej wtulił w siebie w blondynkę.
-Lucy... - szepnął cicho, kołysząc ją w ramionach, jednocześnie nasłuchując co dzieje
się wokół nich - nie możesz się poddać rozumiesz? Musisz przeżyć za wszelką cenę.
-Ale... to nie ma sensu. To już koniec... ludzkość przestanie istnieć. Nie ma sensu
próbować stawiać opór. Smoki wybiją wszystkich... - mamrotała pod nosem, nie
zastanawiając się najwyraźniej nad sensem wypowiedzianych słów. Krótko mówiąc -
załamała się. Chłopak widział w jej oczach obłęd. Westchnął i ujął jej policzki, po
czym podniósł lekko, każąc się na siebie patrzeć.
-Nie możesz się poddać! - rzekł tonem, nieznoszącym sprzeciwu. Dziewczyna patrzyła
na jego postawę z lekkim podziwem. Nie rozumiała jak był wstanie zachować
zimną krew w obecnej sytuacji - Natsu się poświęcił, by cię uratować! Jego śmierć
nie może pójść na marne! - mimo, że próbował być silny, jego głos drżał. Heartfilia
spuściła głowę i mocno wtuliła się w tors gwiezdnego ducha. A jednak i on się boi...-
pomyślała, napawając się krótką chwilą spokoju, która jednak nie mogła trwać wiecznie.
Chłopak gwałtownie podniósł głowę do góry i nim się obejrzała, chwycił ją za rękę i
zaczął biec przed siebie.
-Co ty... - nie zdążyła dokończyć, gdyż ogromny smok zionął ogniem w stronę ich
dotychczasowego schronu. Ogromna siła rażenia tego ataku sprawiła, że odlecieli
kilka metrów. Podczas lotu Loki chwycił mocniej Lucy i obrócił ich tak, że to on
wylądował na ziemi, przy czym zamortyzował jej upadek.
-Nic ci nie jest? - spytał Loki. Spojrzał na dziewczynę, która leżała na nim. Odetchnął
z ulgą, gdy nie dostrzegł poważniejszych ran na jej ciele.
-Musimy iść - rozkazał, podnosząc się. Chwycił dziewczynę pod ramię i pomógł wstać.
-Gdzie idziemy?
-Jak najdalej stąd - odpowiedział, nie odwracając się w jej stronę. Dziewczyna
zamilkła i wyrównała z nich hut. Loki był jakiś taki dziwny... taki inny. Nigdy nie
widziała, by zachowywał się w podobny sposób. Był taki... poważny, władczy.
 Nie dawał jej dojść do słowa. Sam od początku zdecydował, że muszą uciekać.
Jednak ona wcale tego nie chciała. Ciągle myślała o swych przyjaciołach.
Ktoś na pewno jeszcze żyje i potrzebuje pomocy! To nie możliwe, by
wszyscy umarli... Blondynka nagle stanęła w  miejscu a po jej
policzku spłynęła pojedyncza łza, gdy w jej głowie ukazała się postać uśmiechniętego Dragneela.
-Lucy... - powiedział z czułością Loki odwracając się w jej stronę. Ona jednak szybko
wytarła dłonią spływającą łzę.
-Nic mi nie jest - szepnęła, a na jej twarzy pojawił się uśmiech... tak bardzo sztuczny.
Aż dziw, że w obecnej sytuacji próbowała ukryć swoje załamanie - po prostu...  nadal
nie mogę uwierzyć, że to się na prawdę dzieje. To jakieś szaleństwo.
-Właśnie dlatego musimy jak najszybciej skąd uciec - rzekł. Znowu... jego głos był
bezuczuciowy i władczy. Niemalże przerażający. Dlaczego właśnie w takim momencie
Lucy jest świadkiem jego strony, której nigdy nie widziała na oczy? Jedyne co jej
zostało to się przyporządkować. Kiwnęła głową i ruszyła przed siebie.
Po kilkuminutowym marszu i uciekaniu przed smokami  dziewczyna musiała
odpocząć. Podeszła do ściany, która jakimś cudem uchowała się
po ataku smoka. Jednak nie została bez szwanku. Usiadła i oparła się o nią plecami.
-Daj mi sekundkę - sapnęła, robiąc większe oddechy.
-Dobrze... tylko się pośpiesz - rudo-włosy stanął tyłem do niej i zaczął uważnie
obserwować teren. Było tu strasznie niebezpiecznie i uważał, że trzeba uciec
jak najszybciej, jednak rozumiał, że Lucy jest w kiepskim stanie fizycznym
jak i psychicznym i musi mieć chwilę odpoczynku - tu naprawdę nie jest bezpiecznie.
Ściana nas nie uchroni przed wzrokiem smoka.
-Wiem przecież! - odrzekła, odwracając głowę w bok. Przymknęła na chwilę oczy.
Gdy je otworzyła poczuła, że się przemieszcza. Uniosła głowę i ujrzała twarz Lokiego.
-Co się stało? - zapytała cicho, zwracając jego uwagę. Spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko.
-Zasnęłaś. Pomyślałem, że ta krótka chwila drzemki Ci się przyda.
-Ale tu jest niebezpiecznie! Nie powinieneś pozwalać mi zasnąć! - krzyknęła, próbując
się wyrwać z jego uścisku. Chłopak jednak jej na to nie pozwolił, ponadto zakrył jej
usta ręką.
-Jak na razie nie widzę wokół żadnych smoków, jednak jeśli się nie uciszysz to zaraz
tu przylecą - wytłumaczył spokojnie, zwracając na siebie całą uwagę dziewczyny.
-Dobrze... ale możesz mnie puścić? - poprosiła cicho, schylając głowę.
-L-lepiej nie. Odpocznij jeszcze chwilę.
-Nie... już mi lepiej. Chcę iść sama - odpowiedziała.
-Dobrze... - westchnął cicho i delikatnie odstawił ją na ziemię. Chwycił jej rękę - chodźmy.
-Ok... ale... - nagle jej klucze spadły na ziemię. Blondynka odwróciła i schyliła się, by je chwycić.
Gdy spojrzała przed siebie, w jej oczach pojawiły się łzy, a ciało zaczęło się niekontrolowanie trząść.
-Nie chciałem żebyś to zobaczyła - Loki przygryzł dolną wargę i odwrócił się w jej stronę.
Niedaleko ich leżały ciała osób - osób, które bardzo dobrze znali. Magini chwiejnie
wstała i podeszła do najbliższego trupa.
-Mira...san... - szepnęła, spoglądając na swoją przyjaciółkę. Jej białe włosy były pobrudzone
krwią, z buzi wylatywała stróżka tej samej substancji. Ubrania były poniszczone. Ciało w
opłakanym stanie. Jej oczy były otwarte, a twarz przedstawiała przerażenie. Blondynka
przełknęła głośno ślinę i trzęsącą się ręką, zamknęła oczy dziewczyny.
Podniosła się i spojrzała przed siebie - Nawet Bisca i... - spojrzała ze smutkiem na
małą czarnowłosą dziewczynkę, która leżała obok swojej mamy. Martwa. - Asuka-chan...
Spoglądając na tę krwawą scenerię, krok po kroku Lucy odchodziła od swych przyjaciół.
Straciła nadzieję, że ktokolwiek przeżył. Nie chciała nikogo szukać i znów zobaczyć jak
najdroższe jej osoby leżą martwe na polu bitwy, zabite przez te latające potwory.
Wiedziała, że zachowywała się jak największy tchórz, jednak... bała się śmierci.
Cholernie się bała. Chyba jak jeszcze nigdy w życiu. Odwróciła się i zaczęła biec
przed siebie. Co chwilę przymykała oczy, gdyż łzy wypływające strumieniami, pogarszały
jej widoczność. Nie słuchała krzyków zdezorientowanego gwiezdnego ducha, który
zdziwił się jej nagłą ucieczką. Nie myśląc długo, zaczął ją gonić. Gdy wreszcie znalazł
się blisko niej, chwycił jej rękę. Zdziwiona dziewczyna zatrzymała się nagle i powoli
odwróciła w jego stronę.
-Loki... - szepnęła cicho, spoglądając na niego z widocznym przerażeniem w oczach.
Jednak teraz było inaczej... blondynka straciła ostatnią krztę nadziei, która trzymała ją
przy zdrowych zmysłach. Chłopak nic nie mówiąc, zaczął prowadzić ją do przodu.
Zdziwiona na początku, po chwili posłusznie szła za nim, wlepiając swe oczy w swoje
kiedyś piękne i lśniące, teraz poniszczone buty.
Nagle poczuła silny podmuch powietrza, który niemal ją wywrócił. Gdy spojrzała w górę,
dostrzegła ogromnego smoka. Setki czerwonych łusek chroniło jego ciało, czarne jak
smoła pazury drapały w ziemi dziury, a zielone oczy spoglądały na nich z rozbawieniem.
Otworzył swoją paszczę, ukazując swoje białe kły, które coraz bardziej doprowadzały
jego ofiary do szaleństwa.
-Biegnij! - krzyknął w jej stronę rudowłosy. Zdezorientowana dziewczyna, mimo
rozkazu nadal stała w miejscu - mówię, że masz uciekać! Zajmę się nim! -
Heartfilia wyrwała się z jakby transu.
Powoli kiwnęła głową i szepcząc ciche: dziękuję, zaczęła
uciekać najszybciej jak mogła. Kątem oka, zobaczyła jak smok
zionie ogniem w stronę jej przyjaciela, a ten po chwili zniknął. Próbowała o tym nie
myśleć i jeszcze przyśpieszyć, jednak nogi powoli odmawiały posłuszeństwa,
a w płucach brakło tlenu. Do tego słyszała jak potwór szedł w jej kierunku
i był coraz bliżej.  Nie ma już ratunku - pomyślała - zaraz tu zginę.
Nagle w jej oczach mignęły różowe włosy. Odrobina nadziei
znikła, gdy zdała sobie sprawę, że to kolejny gwiezdny duch.
-Virgo! - krzyknęła dziewczyna spoglądając na nią ze zdziwieniem. Była to wysoka
dziewczyna z krótkimi włosami, na których przewiązana była biało-czarna opaska.
Miała nieco za krótki strój pokojówki. Znakiem szczególnym były dwa łańcuchy
przyczepione do jej nadgarstków - jakim cudem sama się tutaj dostałaś?
-To jest teraz nieważne księżniczko. Musisz jak najszybciej uciekać - Panna - bo taki
znak zodiaku reprezentowała - cofnęła się kilka kroków i dała nura do ziemi, wywiercając
w niej dziurę - proszę za mną! - jej głos odbił się echem i trafił do uszów blondynki.
Ta tylko spojrzała jeszcze raz na potwora, który był kilkanaście metrów od niej i wskoczyła.
Chwilę po tym, w miejscu gdzie była ujrzała ogromny promień ognia.
-Księżniczko! - krzyk przyjaciółki pozwolił jej oprzytomnieć. Obróciła się i zaczęła
przeciskać się wąskim przejściem. Mimo, że to było dobre kilka metrów pod
powierzchnią, ziemia była ciepła, niekiedy nawet parzyła.
-Itte - Lucy jęknęła, gdy przejechała gołym ramieniem po nagrzanym piasku. Zacisnęła
usta w wąską linię i czołgała się dalej, nie myśląc nawet o brudzie, który coraz bardziej
pokrywał jej poranione ciało. Nasłuchiwała odgłosów zewnątrz. Nie było słychać nic
prócz ryków smoków. Żadnego wołania o pomoc, walki o życie w pobliżu. Nie wyczuwała
nigdzie magii człowieka, co utwierdzało ją w przekonaniu, że to jest prawdziwy koniec.
-Proszę się pośpieszyć księżniczko! - po raz drugi usłyszała głos gwiezdnego ducha.
Z zniesmaczonym wyrazem twarzy, przyśpieszyła czołganie się po rozżarzonej ziemi.

-To już tutaj - nie mogła uwierzyć, gdy zobaczyła rękę różowo-włosej, która miała pomóc
jej wyjść wreszcie na zewnątrz. Nie wiedziała jak długo przebywała pod ziemią, jednak
poparzenia na ciele oraz ślady błota na ubraniach wskazywały, że trochę tam była.
Gdy już miała złapać dłoń przyjaciółki, zastygła w bezruchu, przypominając sobie o
sytuacji na powierzchni. Bała się znowu tam wrócić. Widzieć zniszczone miasto i
ciała niewinnych ludzi. Pokręciła głową, wyrzucając z siebie te myśli. Przecież nie mogła
zostać tutaj na zawsze! Musiała żyć. Przeżyć dla swoich przyjaciół! Chwyciła rękę
Virgo i wydostała się na ziemię. Wiatr momentalnie naparł na jej twarz, rozwiewając jej
włosy, przy okazji pozwalając jej odetchnąć świeżym powietrzem. Chcąc, nie chcąc.
Być może z ciekawości. Spojrzała w stronę Crocus - lub tego co po nim zostało.
Ona sama znajdowała się na niewielkim pagórku, oddalonym od miasta o około kilometr.
Po kiedyś przepięknej stolicy, wypełnionej gwarem ludzi, śmiechem dzieci i wonią kwiatów,
zostały tylko szczątki budynków oraz dym unoszący się prosto do nieba pokrytego
czerwonymi chmurami.
-Jedno jest pewne - pomyślała Heartfilia - za wszelką cenę muszę przetrwać.  

Tamtego pamiętnego dnia, nazwanego później "Festynem króla smoków",
miasto Crocus jak i większość miast we Fiore przestało istnieć.
Magowie próbujący stawiać opór zostali wybici, przez co ilość gildii malała
z każdą chwilą. Nikt już nie pamiętał o gildii Fairy Tail, która została unicestwiona,
próbując bronić świat przed tymi potworami. Niewielka ilość ludzi, która przeżyła
te wydarzenie, była zmuszona żyć w ciągłym strachu o własne życie. Chowając się
gdzie popadnie. Kradnąc i zabijając. Wszystko to, by przeżyć.

4 lata później... rok 796. Kraina Alvarez, za wielkim morzem.

Dziewczyna o długich blond włosach, związanych w wysoką kitkę i brązowych
dużych oczach, wdrapała się na największe wzniesienie w okolicy. Ubrana była w
czarną bokserkę, która okrywała jej opalone i wyćwiczone ciało. Długie wojskowie
spodnie sięgając aż do stóp, które ukryte były pod czarnymi buciorami. Na plecach
znajdował się mały bordowy plecak, w którym znajdowały się najbardziej przydatne
przedmioty. Na prawej ręce ubrana była skórzana rękawiczka bez palców.
 Przy biodrach natomiast dwie niebieskie kule były przywiązane do brązowego
paska. Tworzyły one niewidzialną powłokę, która otaczała blondynkę. Jednym, płynnym
ruchem ręki, wcisnęła czerwony przycisk znajdujący się na pasku, a dziwna bańka
zniknęła. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i położyła dłonie na biodrach.
-Negatte - powiedziała pełna entuzjazmu - wreszcie tu dotarłam! 


CDN?

środa, 27 maja 2015

Ponowne zawiesznie?!

N: Znowu?
tak ;-; 
N: Bo?
Bo tak ;-;
N: To naprawdę dużo tłumaczy -,-
Nie moja wina noo ;_____;
N: Może jednak spróbujesz wytłumaczyć, dlaczego ZNOWU zawieszasz bloga?
No okej, spróbuję! A więc, nie będę was oszukiwać.
Jestem bardzo smutna z powodu, że połowa osób, które komentowały
przestały to robić. I myślę, że znam tego powód.
Od jakiegoś czasu moje rozdziały są okropne. Fabuła się nie klei,
rozmowy są jakieś takie sztuczne, nie mówiąc już o opisie uczuć.
Ja wiem, że potrafię pisać o wiele lepiej.
(chociażby porównajcie sobie prolog z najnowszym rozdziałem)
widać różnicę prawda?
A powodem dla którego tak to wygląda jest to, że
po prostu chyba podświadomie przestało mi zależeć na tym blogu.
Przyznam się bez bicia - nie przykładam się do rozdziałów.
Piszę je, by pisać. A to przecież nie o to chodzi, prawda? ;-;
A więc postanowiłam, że do wakacji rozdziały nie będą się pojawiać.
Mam teraz dużo na głowie w związku z sprawdzianami, które nauczyciele
napchali nam jak najwięcej przed wystawianiem ocen. Gdy
to wszystko wreszcie się skończy będę mogła usiąść spokojnie
na tyłku i raczej będę już w stanie tworzyć złożone zdania
zawierające jak najwięcej przymiotników xd (i przecinków rzecz jasna)
Jednak, by nie zostawić was z pustymi rękoma,
w tym czasie pojawią się dwa one-shoty. Jeden obiecany nalu +18.
N: Już się tego boję ;-;
Ja też xd. Y... oraz one-shot niespodzianka ;)
No to chyba tyle. Mam nadzieję, że gdy chęci wrócą
to i wy zaczniecie komentować.
To tyle. Sayonara! :)



środa, 15 kwietnia 2015

Przeprosiny

Tak myślałam i myślałam... i doszłam do wniosku, że należą się wam wyjaśnienia. 
Dlaczego tak długo nie wstawiam rozdziału 14? 
Pierwszy powód: brak chęci.
Ostatnio po prostu nie mam ochoty przysiąść nawet na komputer i zacząć pisać. 
Tak po prostu.
A kiedy nabiorę ochoty, to gdy tylko włączę rozdział to od razu mi się odechciewa.
Drugi powód: wzięłam się za siebie.
Teraz przed komputerem spędzam mało czasu (max. 2 godziny). Zaczęłam przykładać się
do nauki i do tego codziennie chodzę biegać z przyjaciółką. 
Więc postanowiłam zrobić sobie przerwę. Ile będzie trwać? Nie wiem. 
Jednak obiecuję, że rozdział pojawi się w tym miesiącu.
N: Nie obiecuj tego, czego możesz nie dać rady spełnić... ;_____;
Dam radę! Ogarnę się i wreszcie dokończę ten rozdział!
N: Powodzenia -,-
W ogóle we mnie nie wierzysz :( 
No więc tak się sprawy mają. Mam nadzieję, że nie pogniewacie się i nadal będziecie 
czytać mojego bloga :)
Natsuś taki uroczy *-*


sobota, 21 marca 2015

One-shot "Amnezja"

-Ne, ne! Popatrz, popatrz! - blondynka pokazała różowy znak gildii na wierzchu prawej
dłoni, różowo-włosemu chłopakowi stojącemu przy tablicy z zadaniami.
-Ah tak? Super Luigi - powiedział nieszczególnie zainteresowany, błądząc
wzrokiem po różnych zleceniach.
-Lucy! - poprawiła go, a złoty kosmyk opadł, zakrywając jedno z jej brązowych oczu.
-Mistrzu! - nagle w całej gildii rozbrzmiał wysoki, piskliwi głos. W wejściu
do gildii stał niski chłopiec w wieku zapewne około 7 lat. Miał gęste, czarne
włosy i tego samego koloru tęczówki, w których można było dostrzec przerażenie.
Ubrany był w zielony t-shirt z rysunkiem przedstawiającym gitarę i trochę za krótkie
brązowe spodnie - mój tata nadal nie wrócił!
-Ucisz się Romeo! - rozkazał staruszek, który siedział na blacie po turecku, popijając
sake. Miał siwe włosy, które znajdowały się jedynie jeszcze na bokach głowy i
surowe spojrzenie, którym przewiercał postać młodego Combolta - twój
ojciec jest magiem do cholery!
-Ale... ta misja miała mu zając 3 dni! - powiedział, zaciskając swoje małe palce
w pięść - a nie ma go już od tygodnia! - wrzasnął ukazując łzy, które zaczęły
spływać po jego policzkach.
-Jak mówiłem twój ojciec jest magiem - kontynuował spokojnie, odkładając
kufel na blat - jeśli pójdziemy go szukać, splamimy jego honor maga.
Chłopak słysząc te słowa, wyprostował się, zaciskając usta w wąską linię i
pociągnął nosem. Odwrócił się i wybiegł z gildii z płaczem.
Trzask...
Wszyscy spojrzeli na źródło hałasu. To różowo-włosy uderzył pięścią w
tablicę, robiąc wgniecenie. Odwrócił się i wyszedł z gildii ze spuszczoną głową.
-Natsu! Dokąd idziesz? - zapytał jeden z magów... chwila.
Na...tsu - imię tak ciepłe, jak pora roku, którą symbolizuje.
W jednej chwili nastąpiła ciemność.
Uchyliłam powieki i pierwsze co spostrzegłam to sufit. Westchnęłam i usiadłam
na łóżku, podpierając się łokciami o różową kołdrę. Przekręciłam głowę w
stronę okna, które znajdowało się centralnie nad łóżkiem. Za szybą rozprzestrzeniał
się krajobraz miasta. Różnej wielkości domy poustawiane w rzędzie, rzeka
ubmurowana ze wszystkich stron chodnikiem i mieszkańcy idący tylko
w sobie znanym kierunku.
-Na...tsu - powiedziałam cicho. To jedno słowo wierciło w moim umyśle
nie pozwalając o sobie zapomnieć. Choćbym chciała, nie mogłam go wybić
z głowy. Słowo jak każde inne, a jednak tak bardzo różniące się od pozostałych.
Z jednej strony wywołujące uśmiech na ustach i dziwne poczucie bezpieczeństwa.
Z drugiej strony kłucie w sercu i potęgujące dziwne uczucie samotności i... pustki.
-Znowu o tym myślę - westchnęłam, zdejmując z siebie kołdrę.
Zaiste, za każdym razem po przebudzeniu te słowo krążyło w mojej głowie.
Spojrzałam na swoje mieszkanie. Mój dom to był jedynie jeden wielki pokój plus
łazienka. Kremowe ściany, podłoga wykonana z jasnych desek. Koło łóżka
mieściło się biurko, a na nim kartki z rozpoczętym opowiadaniem, którego
nie ruszyłam już od bardzo dawna. Obok regał wypełniony po brzegi książkami
i dwie szafki z ubraniami. Na samym środku sterczał stół z parą krzeseł, ustawioną
naprzeciw siebie. Na samym końcu znajdowała się część kuchenna, oraz
para drzwi. Jedne prowadzące do łazienki, drugie do wyjścia z mieszkania.
Do tego jeszcze kominek i piecyk, okrągłe lustro, które wisiało przy
wyjściu oraz kilka kwiatów, poukładanych po całym mieszkaniu.
Wstałam i podreptałam w stronę lustra. Moja skóra była blada, a twarz
jak u nieboszczyka. Nie wysypiam się... uczucie pustki nęka mnie coraz
częściej i nie pozwala spać po nocach podkreślając, że czegoś ewidentnie mi brakuje.
Tylko żebym jeszcze wiedziała czego... przyjaciele zachowują się jak zawsze...
Nie mówię im o tym co się ze mną dzieje. Nie chcę ich jeszcze bardziej martwić.
-Koniec tych przemyśleń na razie! - rozkazałam sama sobie, spoglądając na
zegar, który wskazywał godzinę 8.40. Podeszłam do szafki i wyjęłam z niej
ubrania, po czym skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i
ubrałam strój, który wyglądał dziś następująco: biała bokserka z dżinsowym
bolerkiem, brązowa króciutka spódniczka z paskiem do, którego przypięłam
bicz i futerał na klucze. Związałam jeszcze włosy w wysokiego kucyka,
zjadłam śniadanie i wyszłam z domu. Pogoda dziś była cudowna! Słońce
świeciło pełną parą, na niebie żadnej chmurki a lekki wiatr co chwilę
powiewał moje włosy w inne strony. Dotarłam do gildii i uchyliłam lekko
wielkie, brązowe drzwi, które do niej prowadziły. W środku jak zawsze
było wesoło i pełno życia. Wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha.
Podeszłam do baru, przy którym siedział Gray ukazując swoje umięśnione
ciało, a część ubioru odpowiedzialna za jego zakrycie zapewne walała się
gdzieś po gildii. Obok szkarłatnowłosa piękność o brązowych oczach,
zajadała się ciastem truskawkowym. Erza Scarlet znana jako Tytania -
najsilniejsza kobieta w Fairy Tail. Za barem stała Mirajane - wiele razy
pokazywana w "Tygodniku Czarodzieja". Włosy bielsze od płatków śniegu, a
oczy tak głębokie jak ocean.
-Dzień dobry... - przywitałam się smętnie, czyli jak zazwyczaj i usiadłam koło Fullbustera.
-Witaj Lucy - biało-włosa uśmiechnęła się i podała mi sok pomarańczowy.
Kiwnęłam głową w akcie podziękowania i wzięłam łyk. Słodko-kwaśny smak
rozchodził się po mojej buzi, pobudzając kubki smakowe. Uwielbiałam ten napój,
lecz i on nie potrafił poprawił mi humoru i chociaż na chwilę wywołać uśmiechu na twarzy.
Tak na prawdę, to już zapomniałam kiedy ostatnio się uśmiechałam. Zdarzało mi się
kilka razy, ale on zawsze był sztuczny. Większość w gildii już się do tego przyzwyczaiła.
Lecz nadal magowie patrzyli na mnie z żalem w oczach. Martwili się o mnie?
Trudno mi w to uwierzyć, bo jeszcze nikt nie zapytał mnie dlaczego się tak zachowuję.
-Ne Lucy... - Strauss schyliła się, by po chwili postawić mi przed nosem kartkę z
zleceniem - przyszła misja, w której nagrodą, prócz oczywiście pieniędzy jest
srebrny klucz..
-Dziękuję Mira-san - odpowiedziałam i wstałam, biorą do ręki płótno, po czym
skierowałam się w stronę wyjścia. Na misje chodziłam sama... od jakiegoś
czasu towarzystwo innych osób mnie męczyło... a może zawsze tak było?
...
Zadanie ukończyłam jeszcze w ten sam dzień. Nastał wieczór. Słońce schowało
się za horyzontem. Teraz na niebie górował księżyc w towarzystwie gwiazd.
Nie wiem dlaczego ale... pełnie kojarzyły mi się z krwistoczerwonym naszyjnikiem
w kształcie serca, który dyndał na mojej szyi. Nie wiem dlaczego ale... był dla mnie
bardzo ważny. No właśnie. Nie wiem! Czuję się jakby ktoś wyrwał część mnie.
Nie pamiętam wielu rzeczy. Wszystkie wspomnienia są
zaćmione i pomieszane. To bardzo dziwne uczucie... 
Dotarłam do domu, umyłam się i zjadłam kolację. Gdy szłam w stronę łóżka
spojrzałam jeszcze kątem oka na biurko, gdzie leżały kartki. Westchnęłam i
zanurzyłam się pod kołdrę, zastanawiając się dlaczego od tak dawna nie mam
weny. Zasnęłam mając nadzieję, że może tym razem zapamiętam swój sen...
...
-Lucy! Uciekaj! Poradzę sobie sam! - wrzeszczał różowo-włosy chłopak, który
został przygnieciony przez kamienie.
-Nie chcę... - odezwała się blondynka, która była trzymana za głowę przez
jednego z jeźdźców Gehenny - mam uciekać sama? Nie zgadzam się.
Bez względu na sytuację - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko - 
Przyjemniej jest się trzymać razem...
...
Wielki czarny smok wzleciał ponad wyspę i zaczął przygotowywać
się do ryku.
-Ten ryk zmiecie całą wyspę? - spytała się przerażona Cana.
-Nie możliwe - Evagreen nie mogła w to uwierzyć.
-O nie... - odezwała się Juvia.
-Może to już po wszystkim... - jęknęła Lucy, chowając twarz w dłoniach -
może to kończy się dla nad tu i teraz...? 
-Każdy kto może używać magii obronnej, niech da z siebie wszystko! - 
rozkazała Erza, która próbowała trzymać zimną krew.
Natsu wyjął rękę w stronę Lucy. Dziewczyna spojrzała na niego, a łza
spłynęła po jej policzku,
-To się tu nie skończy! - powiedział, spoglądając w jej oczy i złapał jej rękę.
-Racja... nie poddamy się! - krzyknęła, dodając sobie otuchy.
...
-Lucy... - jęknął Exeed, idąc za blondynką.
-Happy... - powiedział stanowczo różowowłosy, kręcąc przecząco głową, by nie 
zaczynał tematu. (...)
-Przepraszam za to całe zamieszanie... - Heartfilia wreszcie się odezwała.
-Wszystko dobrze, Lucy? - Happy martwił się o dziewczynę.
-Tak - blondynka odwróciła się w ich stronę - po prostu nie byłam 
przygotowana żeby to usłyszeć. Dwa miesiące temu... Nie. Siedem lat 
i dwa miesiące temu... Wtedy po raz ostatni widziałam go w Acalyphie.
Nigdy go nie kochałam, gdy byłam dzieckiem, a sprawa z Phantom
Lord tylko to pogorszyła - mocniej ścisnęła ramiączko od torebki - 
ale po tym co spotkało się w Acalyphie... odniosłam wrażenie, że moje
 relacje z ojcem mogły się zmienić. To było totalnie w jego stylu... 
stracić zdrowie, zapracowując się na śmierć. Nie rozumiem tego.
Jest mi smutno... i czuję się taka samotna... - magini spojrzała
w stronę nieba - a mimo to nie mogę płakać... Może po prostu
nigdy go nie kochałam...
-To nie tak... - Natsu zrobił krok do przodu - Nie wiem jak ci to wyjaśnić.
Ale nie chodzi o to, czy po kimś płaczesz, czy nie.
-Masz rację - Heartfilia odwróciła się - dziękuję. To dziwne, ale...
Chyba wszystko będzie ze mną w porządku.
...
-Łzy? - spytała sama siebie blondynka, dotykając już mokrego policzka. 
Spojrzała na Dragneela, który stał odwrócony do niej plecami. 
Podbiegła i przytuliła go. Chłopak wzdrygnął się na początku i odwrócił
głowę w jej kierunku.
-Coś nie tak, Lucy? - zapytał, spoglądając na księżyc.
-Nie... - pokręciła głową - tak... jakoś mi się zebrało.... dziękuję. -
dziękuję za wszystko - dodała w myślach.
...
-Lucy... dlaczego wyszłaś z przyjęcia? - różowo-włosy wreszcie znalazł blondynkę.
Stała na moście, opierając się o barierkę i spoglądała na niebo pokryte gwiazdami.
Musiał przyznać, że w tej scenerii wyglądała na prawdę olśniewająco.
Podszedł do niej i stanął obok, spoglądając w dal na płynącą rzekę, która w 
pewnym momencie znikała w ciemnościach.
-Sama nie wiem... - westchnęła. Odwróciła się i spojrzała na Salamandra -
zrobiło mi się duszno i musiałam nabrać świeżego powietrza.
-Wyglądało to tak jakbyś miała dość przyjęcia.
-Oczywiście, że nie! - spojrzała w jego oczy, a cała pewność siebie nagle
ją opuściła - no... może trochę. Sama nie wiem. 
-Eh.. dobra nie ważne. Uciekłaś i nie zdążyłem dać ci prezentu urodzinowego -
nadymał policzki, spoglądając na nią z miną przybitego psa. 
-Natsu... - blondynka nie wiedziała co powiedzieć. Czuła się dziwnie
zawstydzona i nagle ogarnęło ją dziwne uczucie nieśmiałości.
Dragneel wyjął dwa pudełka. Podał jeden magini i kazał otworzyć. 
W środku znajdował się krwistoczerwony naszyjnik w kształcie serca, który
odbijał światło księżyca, przy czym wydawał się jeszcze piękniejszy.
Różowo-włosy wziął go do ręki i z lekkim zawstydzeniem zapiął jej go na szyi.
Blondynka czuła się jak w jakimś śnie. Patrzyła na serce z niemałym zaskoczeniem.
-Ten naszyjnik reprezentuje moje serce, które powierzam w twoje ręce... - szepnął
uwodzicielsko, przy czym otworzył kolejny prezent i wyjął z niego złoty kluczyk
z zakończeniem w kształcie serca - a to jest klucz do niego. 
Chłopak wręczył go jej do ręki, a ona dokładnie mu się przypatrzyła. Na środku
wyryte było: nalu.
-Co oznacza nalu? - spytała się nadal osłupiała zaistniałą sytuacją i atmosferą, która
była na prawdę magiczna.
-Nalu to połączenie naszych imion. Na od Natsu i Lu od Lucy. - chłopak wyszczerzył
zęby w szerokim uśmiechu... uśmiechu, który ona tak ubóstwiała.
-N..natsu ja nie wiem co powiedzieć... nie wiedziałam, że jesteś tak... - przerwała 
na chwilę, szukając odpowiedniego słowa - romantyczny...
...
 Otworzyłam szybko oczy, które były teraz rozszerzone do granic możliwości.
Ja... Pamiętałam! Pamiętałam sen! A raczej urywki ze snu, ale to zawsze coś!
Natsu... chłopak o różowych włosach i ciemnozielonych oczach, był w każdym
momencie. Kim był dla mnie ten chłopak? D...dlaczego nie ma go w gildii?
Złapałam za sztuczne serce, które było zawieszone na mojej szyi. Bawiłam się nim
chwilę, gdy nagle niechcący je otworzyłam.
-To je można otworzyć? - krzyknęłam zdziwiona. W środku znajdowały
się dwa zdjęcia. Po prawej moje, gdzie miałam dwie kitki... dlaczego przestałam
się tak czesać? Wyglądam w nich co najmniej uroczo! A po lewej... różowo-włosy.
Nagle jak za pociągnięciem magicznej różdżki przypomniałam sobie o kluczyku.
Wstałam z łóżka i skierowałam się do regału z książkami. Nie wiedziałam jak to
możliwe... ale nagle przypomniałam sobie gdzie znajduje się ten klucz! Wyjęłam
jedną z książek i po prostu zrzuciłam ją na ziemię. Włożyłam rękę w szparę
pomiędzy lekturami i po chwili znalazłam to co szukałam. Wyjęłam czarne
pudełko. Natychmiast je otworzyłam. Był tam! Złoty kluczyk
w kształcie serca. Przejechałam palcem po słowie na nim wyrytym.
Nagle w mojej głowie pokazał się obraz... obraz snu, który został przerwany.
 ...
 -W zasadzie to nie jestem - różowo-włosy zaśmiał się nerwowo - to Mira wymyśliła
te prezenty.
-Rozumiem... - uśmiechnęła się lekko. Mogła się spodziewać, że Natsu sam, by 
tego nie wymyślił. W końcu to Natsu.
-Ale...
-Ale?
-Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent. I to taki, który sam wymyśliłem. Zamknij oczy.
-No dobrze... - powiedziała niepewnie i przymknęła powieki. Nagle poczuła 
jak wargi Salamandra muskają jej usta. To ją zaszokowało najbardziej tego 
wieczoru. Kto, by się spodziewał, że to Salamander wykona pierwszy krok.
Lucy nie będąc dłużną, odwzajemniła pocałunek. Nigdy, by nie przypuszczała, że
wargi Dragneela mogą być tak miękkie i, że tak szybko można się od nich uzależnić.
Nie świadomie uchyliła usta, co chłopak szybko wykorzystał i wsunął swój 
język do jej buzi, jeżdżąc nim po jej zębach. Lucy poczuła nagły przyrost dreszczy, które
opanowały całe jej ciało. Po chwili ich języki tańczyły miłośny taniec.
Po kilku minutach oderwali się od siebie, nabierając powietrza. 
Chłopak się zaśmiał, tak samo jak Heartfilia.
-Kocham cię Lucy... - szepnął i przytulił ją.
-Ja ciebie też kocham Natsu... - uśmiechnęła się, szczęśliwa, że chłopak odwzajemnia
jej uczucia i nie musi się już kryć z tym, co tak na prawdę do niego czuje.
...
-Kim... kim Natsu dla mnie był? - spytałam, mając nadzieję, że może dowiem się
jeszcze czegoś w ten sam sposób. Jednak po kilku chwilach zrezygnowana dopuściłam
do siebie myśl, że raczej nic z tego. Wstałam pośpiesznie patrząc na zegar, który
wskazywał godzinę 8.36. Pobiegłam do łazienki. Ubrałam się w codzienne ciuchy,
związałam włosy w 2 kitki, tak jak w swoim śnie i zapominając o prysznicu i tym
podobnych porannych czynnościach, jak huragan wybiegłam z domu i
popędziłam do gildii. Otworzyłam je, szybkim i silnym pchnięciem co poskutkowało
hałasem. Wszyscy spojrzeli w moją stronę z zdziwieniem.
Nie mogłam im się dziwić. Nigdy nic podobnego nie zrobiłam.
-Mira-san! - krzyknęłam i podbiegłam do baru, przy którym białowłosa
czyściła szklanki.
-Co się stało? - spytała zdziwiona zachowaniem blondynki, lecz nadal na jej
buzi widniał szeroki uśmiech.
-Gdzie jest Natsu? - zapytałam wprost, nie chcąc niepotrzebnie przedłużać
pytania. Byłam zbyt zawzięta, by dowiedzieć się prawdy. 
-Ale o co ci chodzi Lucy? - z twarzy Mirajane zniknął uśmiech, a w zamian
pojawiło się zdziwienie a w oczach ukazały się iskierki nadziei - przypomniałaś sobie?
Ścisnęłam ręce w pięści i pokręciłam przecząco głową. Pamiętałam, że kilka
razy Mira pytała się mnie właśnie tego... lecz gdy chciałam się dowiedzieć o co jej chodzi...
ona nagle zmieniała temat. Ale teraz jej nie pozwolę!
-Nie wiem co miałam sobie przypomnieć... ale chcę wiedzieć... - podniosłam
nie świadomie głos, a wzrok wszystkich w gildii skierował się na mnie -
gdzie jest Natsu? Kim on w ogóle jest? - chwyciłam za serduszko i ściszyłam głos -
kim dla niego byłam? Dlaczego go nie ma... dla czego mnie opuścił... przecież był
dla mnie bardzo ważną osobą.
Strauss tak samo jak reszta magów, zszokowana patrzyła na mnie.
-Lucy... - westchnęła. Kucnęła i chwyciła coś, co okazało się kluczem - choć
coś ci pokażę. - kazała za sobą podążać i po chwili przyprowadziła mnie do
archiwum gildii... dziwne. Czemu było zamknięte?
Nie odzywałam się w nadziei, że za chwilę wytłumaczy wszystkie pytania, które
tak bardzo ciążyły mi na sercu.
Białowłosa podeszła do jednego z ogromnych regałów, które się tu znajdowały
i wyjęła czerwoną książkę z złotym napisem: workbook. Otworzyła go i
kilka kartek niechcący opadło na podłogę. Ukucnęłam i wzięłam jedną do
ręki. Zszokowało mnie to... był to rysunek przedstawiający mnie  i Natsu,
przytulających się. Na moje policzki wkradł się niewielki rumieniec.
Kolejny rysunek... tym razem ja stałam z przodu pokazując srebrny pierścionek
na serdecznym palcu z wielkim uśmiechem na ustach, a za mną stał różowo-włosy
drapiąc się po głowie z równie wielkim bananem na twarzy. Czy... czy to był
pierścionek zaręczynowy? Czyli my... jednak na serio byliśmy razem?
Ja.. go kochałam, lub... nadal kocham? Następny rysunek przedstawiał mnie.
Byłam ubrana w białą długą suknię, a Natsu w garnitur. Byłam trzymana
w jego ramionach.
-D..dlaczego tego nie pamiętam? - spytałam się, a samotna łza spłynęła po
moim policzku.
-Widzisz Lucy... - Mira westchnęła, szukając odpowiednich słów - to chyba dla tego, że
usilnie próbowałaś zapomnieć i... w końcu ci się udało.
-Ale.. ja nie rozumiem... - podniosłam twarz - dlaczego
chciałabym zapomnieć o Natsu? Ja go przecież kochałam prawda?
-Lucy... - nagle usłyszałam głos Erzy, odwróciłam się w stronę drzwi. Stała
tam Tytania z założonymi rękami i z łagodnym spojrzeniem... pierwszy raz chyba
widziałam taką Erzę... no i jeszcze Gray, który spoglądał na mnie z żalem.
-Natsu... Natsu Dragneel - westchął Fullbuster podchodząc do mnie i kładąc
rękę na moim ramieniu - to twój mąż... znaczy... znaczy był.
-A..ale jak to? - chwyciłam się za głowę i zmarszczyłam brwi - nie pamiętam tego...
-Widzisz... Lucy ty chorujesz na amnezję... -westchnęła Mira, zakładając
kosmyk za ucho - po... tragedii... ty zamknęłaś się w sobie. Przestałaś się
interesować wszystkim... całymi dniami siedziałaś w domu, nie uśmiechałaś się,
nie jadłaś, jakbyś straciła cząstkę siebie.
-Widzisz... - zaczął Gray, odwracając głowę w bok, przygryzając wargę -
Natsu... on... - słowo, które wypowiedział, zszokowało mnie bardzo. Źrenice
powiększyły się dwukrotnie, serce zaczęło szybciej bić, a głowa nie miłosiernie
boleć. Nie słuchając krzyków przyjaciół, wstałam i wybiegłam z gildii.
Biegłam, nie zatrzymując się ani na chwilę, a przed moją głową zaczęły pojawiać
się obrazy. Pierwsze spotkanie z Natsu, dołączenie do gildii, wydarzenia na
Teourojimie, wielki turniej magiczny, wyznanie Natsu, pierwszy pocałunek, zaręczyny, ślub...
Na chodnik spadały pierwsze krople deszczu, ukrywając moje łzy, które
leciały teraz strumieniami. Wróg... zasadzka, Natsu... walczył. Sam z wieloma
potężnymi przeciwnikami, zaprowadzili go w kozi róg... Osaczyli. On...
nie miał już sił... Podbiegłam do niego... był.. był cały we krwi! Pamiętam
co jeszcze mi wtedy powiedział... "Przepraszam Lucy, chyba jednak nie
dotrzymam obietnicy". Ostatni pocałunek... Wtedy ostatni raz poczułam
jego ciepłe wargi i gorący oddech. Przybiegłam tam, gdzie nogi mnie prowadziły.
Wszystko pierwszy raz od tak dawna było przejrzyste i pewne. Stanęłam cała przemoczona,
ciężko dysząc przed grobem... było na nim wyryte:

Natsu Dragneel
X765 - X797
"Na zawsze w naszych sercach"

-Dlaczego Natsu? - szepnęłam, ściskając pięści aż pobielały mi kostki. - dlaczego...
dlaczego złamałeś obietnicę? - krzyknęłam, a echo jeszcze kilka razy powtarzało
te pytanie - przecież obiecałeś! Obiecałeś, że będziesz zawsze przy mnie! Że zawsze
będziesz mnie chronił! - upadłam na ziemię, chowając twarz w dłoniach i rozpłakałam 
się na dobre - Natsu... ty mi obiecałeś... - jęknęłam. Nie próbowałam nawet 
powstrzymać łez. Uczucie wściekłości, samotności i wiedza, że nigdy go nie ujrzę.
Są o wiele gorsze od uczucia pustki, które dotąd czułam... już wiem dlaczego
tak usilnie próbowałam zapomnieć... teraz żałuję... że sobie przypomniałam...
~*~
One-shot napisany na konkurs Nashi :3

niedziela, 15 marca 2015

13. Kontrola

-Dlaczego płaczesz? - spytała się, spoglądając na jego już czerwone oczy od płaczu.
-Nie udało mi się ciebie ochronić - zawył, kładąc głowę w jej piersi.
-Ale przyszedłeś prawda? - dziewczyna podniosła się do pozycji
siedzącej i przytuliła chłopaka - to się liczy...
Chłopak wtulił się w jej poranione ciało. Przeklinał się, że nie umiał jej
ochronić i dziewczyna jest teraz w takim stanie.
-Wszystko będzie dobrze Natsu... - powiedziała przesłodzonym głosem i wyjęła
nóż, który skierowała na plecy, nic nie świadomego chłopaka -
już niedługo nie będziesz czuł tego smutku...
Blondynka spojrzała z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy w stronę Natsu.
Podniosła nóż lekko w górę, by ugodzić chłopaka w plecy. Zamachnęła się i...
-Natsu! - po całym pomieszczeniu rozległ się głos Happiego. Heartfilia
szybko schowała nóż do tyłu. Różowowłosy podniósł głowę do góry, spoglądając
w stronę schodów. Niebieski kocur sfrunął z drugiego piętra - Lucy nie ma na gó.. -
nie zdążył dokończyć, ponieważ uderzył w powietrze i opadł na ziemię, masując
się po głowie.
-Co jest grane? - spytał się zdziwiony i podszedł do wyjścia. Dotknął łapką
czegoś niewidzialnego, co stawiało opór i nie dawało przejść.
-Co się stało Happy? - różowowłosy podszedł do kota. Miał zamiar go dotknąć
lecz przeszkodziła mu niewidzialna bariera, która oddzielała ich od siebie.
-Ej?! Czemu nie mogę przejść? - krzyknął wściekły Dragneel i chciał uderzyć
barierę magią, lecz uderzył tylko pięścią - Co jest do cholery?!
-Co się stało Natsu? - blondynka spojrzała na chłopaka.
-Nie mogę używać magii! Co jest do cholery grane?!!! - chłopak wydarł
się na całe pomieszczenie. Odsunął się kilka kroków i nadymał policzki.
-Karyū no Hōkō! - krzyknął, ale jedynie wypluł ślinę, która poleciała na
barierę i spłynęła po niej.
-Fu! To obrzydliwe Natsu! - krzyknął Happy.
-Cicho bądź! - odpowiedział i spojrzał na kota - jak mamy się stąd wydostać?
-Musimy jakoś dać radę... - westchnęła Heartfilia i spróbowała wstać.
Chłopak odwrócił się i podbiegł do dziewczyny.
-Nie wstawaj. Znajdę wyjście obiecuję - różowowłosy wziął ją w ramiona i
położył przy ścianie - musisz odpocząć...
-Natsu...
-Happy! Spróbuj znaleźć wyjście i sprowadź tutaj Wendy! - rozkazał exeedowi, który
rozłożył skrzydła i zniknął im z oczu krzycząc: Aye.
Salamander westchnął i spojrzał na rany dziewczyny. Zacisnął mocno
zęby, by po chwili westchnąć. Zdjął swoją kamizelkę i zaczął rozrywać na strzępy.
-Co ty robisz? - spytała się, spoglądając ze zdziwieniem.
-Muszę zatamować krwawienie - blondynka ucichła, zdając sobie sprawę, że
na prawdę jest poważnie ranna. Różowowłosy wziął jeden koniec materiału
do ręki, a drugi w zęby i rozerwał go. Wziął jeden pasek i jak najdelikatniej
dotknął jej prawego uda, gdzie znajdowała się spora rana. Lucy była
bardzo delikatną istotą; bał się, że może ją jeszcze bardziej zranić.
Chwycił końce szmatki i związał je w supełek. Następnie opatrzył
w ten sposób większe rany. Gdy skończył spojrzał na blondynkę, która
leżała z zamkniętymi oczami. Przyłożył głowę do jej piersi. Uśmiechnął się
słysząc choć powolne, to regularne bicie serca. Odchylił się od niej i
spojrzał na jej spokojną twarz, na której widniały rany i siniaki.
Zacisnął mocno pięść i uderzył nią z całej siły w ścianę, niedaleko
głowy blondynki.
-Co się stało? - spytała. Nagły trzask wybudził ją ze snu. Spojrzała
na twarz Salamandra, z której łatwo można było wyczytać złość.
-Natsu... już spokojnie. Jestem tu. Przyszedłeś po mnie... - podniosła
rękę do góry i pogłaskała jego policzek, przy czym uśmiechnęła się -
to mi wystarczy.
-Ale... jesteś w takim stanie... To wszystko moja... - nie zdążył dokończyć, bo
blondynka chwyciła jego głowę i przyciągnęła do swoich piersi, tuląc go mocno.
-Zamknij się... - szepnęła, wtulając głowę w jego różowe włosy.
-Ale...
-To moja wina. To dla tego, że jestem słaba... - Dragneel poczuł coś mokrego na swojej
głowie. Podniósł się lekko, zauważając, że jego partnerka płacze. Otarł jej łzy
koniuszkiem palca.
-Teraz to ty się zamknij. Jesteś silna - powiedział i oparł czoło o jej głowę -
przecież uciekłaś sama.
-Tak na prawdę to nie uciekłam... gdy się obudziłam drzwi od celi były otwarte...
i żadnej żywej duszy wokół. Chyba... Jose planował to od początku - Lucy odsunęła
się od Salamandra i oparła głowę o ścianę - tylko po co?
-Nie wiem... ale nie zamierzam tu bezczynnie czekać - różowowłosy wstał i otrzepał
spodnie - spróbuję znaleźć jakieś wyjście. A jeśli spróbuje zaatakować
spiorę go na kwaśne jabłko. Nie dam cię znów skrzywdzić...
Dobrze wiesz dlaczego cię wypuściłem... - w jej głowie zabrzmiał niski głos.
-Kto tu jest? - spytała cicho, spoglądając na wszystkie strony. Nagle przed
jej oczami zapanowała ciemność. Przestała czuć i słyszeć...
Nie martw się. Nie musisz się niczym przejmować... - głos rozchodził się
w pustce. Taki... sztuczny, bezuczuciowy...
Nagle przed jej oczami ukazał się widok zabierający dech w piersiach.
Unosiła się w powietrzu. Wokół niej błyszczały gwiazdy tworzące konstelacje.
Pod sobą widziała kulę ziemską. Ogromną kulę, która teraz była na wyciągnięcie
ręki. To było przepiękne. Była tak oszołomiona, że nie umiała wydusić z
siebie jakiegokolwiek słowa.
-Gdzie jestem? - odezwała się czekając na odpowiedź, która nie nastąpiła.
Znajdowała się w wielkiej pustce, nie mając pojęcia co się teraz dzieje z jej ciałem.

Blondynka otworzyła oczy, a na jej twarzy wkradł się przerażający uśmiech.
Wstała opierając się o ścianę i wyjęła nóż z pokrowca. Wycelowała w chłopaka, który
stał do niej tyłem i rzuciła w jego stronę. Różowowłosy wyczuł niebezpieczeństwo i
przesunął się, odwracając w jej stronę.
-Ups... - zaśmiała się i wyjęła kolejny sztylet - nie trafiłam.
-Lucy... - chłopak kompletnie nie wiedział co się dzieje. Dlaczego ona celowała
w niego nożem? - c-co ty ro-robisz?
-Ne Natsu... - mówiła przesłodzonym głosem, kierując się w jego stronę i bawiąc
się nożem - pobawmy się...
Dziewczyna podbiegła do niego i zamachnęła się w jego stronę, jednak Salamander
zrobił zgrabny unik. Obróciła się wokół własnej osi i w bardzo szybkim tempie
machnęła nożem. Różowowłosy tym razem ledwo zrobił unik i kilka różowych
kosmyków opadło na podłogę.
-Lucy co ty robisz? - krzyczał, ale ona odpowiadała tylko psychopatycznym
śmiechem i atakowała go coraz szybciej. To wszystko wyglądało jak sen...
jak koszmar.  Nigdy nie znał takiej Lucy! To nie mogła być jego Lucy!
W pewnym momencie nie zdążył zrobić uniku i musiał ją odepchnąć ramieniem.
Dziewczyna upadła na ziemię. Jęknęła a na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
Nie rozumiał dlaczego to robi. Jej stan jest poważny a ona zachowuje się
jakby nic się nie stało. Blondynka zacisnęła mocno zęby i wstała.
-Lucy przestań! - krzyczał, próbował jakoś do niej dojść.
-Jeszcze nie zrozumiałeś? - powiedziała i spojrzała na niego z drwiną na twarzy -
ja nie jestem Lucy, którą znasz!
...
-Natsu-kun.. i co teraz zrobisz? - spytał się mężczyzna. Miał na sobie fioletowy
płaszcz i charakterystyczne spiczaste buty. Siedział w mrocznym pomieszczeniu
i przypatrywał się kryształowej kuli z której obserwował wszystko. -
zabijesz ją? A może dasz się zabić? Nie mogę się doczekać co będzie dalej.
-Jose - w pokoju rozbrzmiał kolejny głos. 
-Czego chcesz? - odezwał się, wiedząc, że mężczyzna stoi za nim.
-Pozwoliłem ci się zabawić, ale podałem jeden warunek. Mag gwiezdnej
energii nie może umrzeć. Jest mi potrzebny.
-Oczywiście, oczywiście - Jose definitywnie nie przejmował się jego słowami.
-Mogę w każdej chwili przerwać czar. Pamiętaj o tym... - to były jego ostatnie słowa,
nim zniknął w mrocznej mgle.
 ...
-Kim jesteś? - wykrzyczał, trzymając za jej nadgarstki. Blondynka prychnęła i 
podcięła mu nogi. Zamachnęła się, ale w ostatnim momencie zatrzymała 
sztylet przed jego szyją.
-Jesteś słaby... - powiedziała, skrywając twarz za włosami - jeśli nie potrafisz
uratować siebie, nie myśl, że uda ci się uratować ją. - na jego tors spadło kilka
kropel. Spojrzał na Heartfilię, która płakała.
-Ty płaczesz? - spytał się, spoglądając na jej zdziwioną twarz.
-C-co? - odsunęła się od niego i wytarła łzy. Dragneel uśmiechnął się i
skoczył na dziewczynę. Przycisnął ją do ziemi, trzymając za ramiona.
-Lucy! Wiem, że mnie słyszysz! Odezwij się! 
-Ona cię nie słyszy! - warknęła i plunęła na niego. Korzystając z okazji, chwyciła
z powrotem sztylet i przecięła jego ramię. Różowowłosy syknął. Odsunął się,
trzymając za ramie, z którego skapywała krew. 
Zabij go... Nie miej litości... 
-Zamknij się! - krzyknęła blondynka, trzymając się z głowę.
Zrób to... on jest winien wszystkiemu...
-Nie rozkazuj mi... - szepnęła tym razem, obracając nożem - będę robić 
co będę chciała.

-Co tu się właśnie stało? - spytała się Levy, zakładając bandaż Grayowi.
-Nie mam pojęcia. Ała... - jeknął, gdy McGarden zbyt mocno przycisnęła opatrunek.
-Przepraszam... 
-Nie wiem dlaczego Salamander tak nagle uciekł - powiedział Gajeel 
spoglądając w stronę gór - ale mam zamiar się tego dowiedzieć.
 -Niby jak chcesz tego dokonać? - spytała się Erza.
-E...
-Ej!!! - rozmowę przerwał krzyk Happiego, który leciał tak szybko, że nie
zdążył się zatrzymać i wylądował twarzą w ziemi.
-Co się dzieje Happy? Gdzie Natsu? - Levy podeszła do kotka.
-Natsu znalazł Lucy, ona jest w strasznym stanie i... oni są zamknięci 
w takim zamku... - próbował wytłumaczyć, co średnio mu wychodziło.
 -Polecę po nich z Lilym - wskazał na czarnego Exedda, który stał koło niego.
-Niby co chcesz sam wskórać? - zadrwił Gray, trzymając się za obolały bok.
-Na pewno więcej niż ty kaleko. I z Lilym będziemy tam o wiele 
szybciej niż pieszo - czarnowłosy odwrócił się w stronę Marvell - Wendy lecisz ze mną.
-D-dlaczego ja? - spytała się zdziwiona.
-Po pierwsze ty też masz Exeeda, po drugie niebieski kocur powiedział, że
Lucy jest poważnie ranna.
-Ale...
-Lećcie - powiedział mistrz, podchodząc do nich - Gajeel ma rację. 
To zapewne kolejny chory plan Jose i trzeba tam dostać się jak najszybciej. 
-Dobrze...- szepnęła Wendy.
-Ja polecę z Happym - Erza, wstała podpierając się mieczem.
-Hai - Exeedy rozwinęły skrzydła i wraz z smoczymi zabójcami i Tytanią
polecieli na ratunek Natsu i Lucy

~*~
Ohayo! Po pierwsze chcę przeprosić za to, że rozdział się spóźnił i do tego
daję wam taki krótki. Przepraszam ale ostatnio nie mam weny, a chciałam wam
dać już ten rozdział >.< Błagam nie bijcie! W następnym wszystko już powinno
być wyjaśnione. Aha i jeszcze ważna informacja: od teraz rozdziały będą 
wstawiane w niedziele a nie w soboty. Do zobaczenia!
Szablon wykonała Domi L