sobota, 28 lutego 2015

12. Kontratak

-Muszę tam iść! Muszę uratować Lucy! - darł się na cały głos różowowłosy.
-Zamknij się i słuchaj mistrza! - rozkazała Erza patrząc na chłopaka, który próbował
uwolnić się ze sznurów, którymi był przywiązany do jednego z filarów w gildii.
-Jak jak mówiłem. To oczywiste, że pójdziemy uratować Lucy - odezwał się
Makarov, któremu przerwał Natsu - Phantom Lord najwyraźniej zapomniało, co to znaczy
zadrzeć z Fairy Tail. Najwyraźniej musimy im to przypomnieć! - po gildii
rozniosły się odgłosy wiwatów,  które mistrz przerwał machnięciem
ręki - Ale! Phantom Lord na pewno nie jest takie głupie.
Zapewne Lucy jest przynętą, by zwabić nas w zasadzkę. 
-Co z tego?! Ostatnim razem przetrzepaliśmy im skórę! Teraz też tak będzie! - wydzierał
się Natsu, który najwyraźniej nie przejmował się słowami Dreyara. Uwolnił się
z więzów z pozą zwycięscy i ruszył w stronę wyjścia z gildii.
-Uspokój się! - powiedział staruszek, wydłużając swoją dłoń i zwiększoną
pięścią wbił Salamandra w podłogę.
-Musimy obmyślić jakiś plan - westchnęła Erza, masując się po brodzie.
-Nawet nie wiemy, gdzie znajduje się ich baza - westchnął Makao,  popijając sake.
-Natsu, nie możesz wyczuć Lucy? - spytała się Levy.
-Nie... - chłopak usiadł po turecku i odwrócił głowę w bok - nie czuję jej zapachu.
-To gdzie chciałeś jej szukać idioto! - krzyknęła Erza.
-Bo... - skrzyżował ręce i podniósł głowę do góry, patrząc w sufit - wyczuwam
zapach mistrza gildii no tego e... - Dragneel zmarszczył brwi i podrapał się
po głowie - Jony?
-Jose... - poprawił go Happy.
-Natsu... - wokół Scarlet pojawiła się mroczna aura.
-Hai..? - różowowłosy gorączkowo przełknął ślinę.
-Jeśli od początku wiedziałeś, jak dotrzeć do gildii to czemu nam nie
powiedziałeś? - powiedziała przerażającym tonem i chwyciła Natsu za kołnierz.
-Mówiłem ale wtedy mnie przywiązaliście i kazaliście się uspokoić - odpowiedział,
patrząc na nią z równie przerażającym a jednocześnie opanowanym wzrokiem, co
zdziwiło członków gildii.  "Od kiedy Natsu odpyskowuje Erzie?!" zapewne tak
pomyślało większość tam zebranych.
-Dobrze... - szkarłatnowłosa westchnęła i odsunąwszy się od różowowłosego,
przekręciła głowę w bok - powinniśmy wyruszyć do ich siedziby jak najszybciej.
-Zgadzam się - powiedział Makarov, zeskakując z baru i podniósł dłoń do
góry, tworząc z palców L. - przypomnimy ich co to oznacza mieć
Fairy tail za wroga!
Wszyscy zrobili ten sam znak z palców i krzyknęli chórem.
Wyruszyli kierując się za Natsu, który szedł na przodzie.
Chłopak szedł, nie interesując się innymi. Przed oczyma miał
tylko obraz przerażonej Lucy. Był zły. Cholernie zły.
Mógł u niej zostać! Wtedy to, by się nie wydarzyło! Dlaczego
on zawsze musi być takim idiotą? Jeśli coś się jej stanie...
 Gdy poczuł rękę na swoim ramieniu, wyrwał się z przemyśleń.
Przekręcił głowę w bok i ujrzał zmartwioną twarz Erzy.
-Natsu.... nie martw się. Uratujemy ją - powiedziała, w jej
głosie można było usłyszeć zmartwienie. Nie umiała tego ukryć.
Martwiła się o przyjaciółkę, i tymi słowami chciała także
sobie dodać otuchy.
Godzinę później...
Wszyscy dotarli na wzniesienie, które otaczało ze wszystkich miejsc
las. Na tymże wzgórzu wznosiła się twierdza. Dokładniej wielkie
zamczysko wykonane z szarej cegły. Miał stosunkowo małe
okna okrążone czarnym spiczastym łukiem. Masywne, drewniane
drzwi o ciemnym kolorze oraz wielki znak gildii Phantom Lord nad nimi.
Gdy tylko Natsu to ujrzał, bezinteresownie pobiegł w stronę twierdzy.
Był zły i jednocześnie napalony na samą myśl, by odpłacić im
za porwanie Lucy. Płomienie pojawiły się wokół jego rąk i
jednym uderzeniem, rozwalił drzwi na kawałki.
Gdy wszedł, zauważył niezliczone dla niego twarze. Podbiegł do pierwszego
przeciwnika i uderzył go pięścią w twarz, rzucając na ścianę. 
Wszyscy członkowie Fairy Tail dołączyli do chłopaka i walka się rozpoczęła.
-Karyū no Yokugeki! (skrzydła ognistego smoka) - różowowłosy zapalapił
swe ciało tworząc coś na wzór skrzydeł i uderzył swego przeciwnika, zapalając go.
Nie pierwszy raz był tak bardzo napalony podczas walki. Ale chyba
pierwszy raz walczył z zamiarem zabicia. Nawet przez chwilę nie
przeszła mu myśl, by się powstrzymać. Targały nim uczucia winy i
miał zamiar wyładować się na przeciwnikach.
-Karyū no Hōkō! (Ryk ognistego smoka) - nadymał policzki nabierając oddechu, by po chwili
zionąć ogniem. Przeciwnicy nie zdążyli się obronić i ogień spalił ich na popiół.
-Co ty robisz zapałko! - krzyknął Fullbuster, zamrażając przeciwnika -
co ci odbiło, by ich zabić?
Różowowłosy nic nie odpowiedział tylko z zapaloną pięścią, pobiegł na wroga
i wbił go w podłogę. Odchylił się lekko w prawą stronę, a biały laser przeleciał
dosłownie kilka centymetrów od jego głowy. Dragneel odwrócił głowę z
wściekłością wymalowaną na twarzy i spojrzał na kobietę, która miała rękę
wyciągniętą w jego stronę a wokół niej lewitował biały okrąg.
-Karyū no Saiga! (pazur ognistego smoka) - Salamander w błyskawicznym tempie uderzył
dziewczynę w policzek i rzucił na ścianę.
-Kansō! Entei no Yoroi! (Przemiana! Zbroja płomiennej cesarzowej!) - Erza podmieniła
zbroję. (Zbroja ta z wyglądu przypomina smoka. Czarno-czerwony strój ze 
złotymi wyrzeźbieniami i peleryną przypominającą skrzydła smoka. 
Włosy Erzy spięte są w dwie kitki. Ogniste ataki przeciwnika słabną o 50% a 
ona panuje nad ogniem) Scarlet machnęła mieczem, a płomienie poleciały
prosto na przeciwnika, spalając jego włosy. 
-Ice Make! Hanmā! (lodowe tworzenie: młot) - Fullbuster wbił przeciwnika w
podłogę wielkim młotem wykonanym z lodu.
-Natsu! Idź poszukać mistrza Jose. Tylko uważaj na siebie! - krzyknęła
szkarłatnowłosa, odbijając atak przeciwnika. Podbiegła do wroga.
Skoczyła w bok, kucając, by ominąć lecący w jej stronę strumień czarnej energii.
Dragneel pokiwał potwierdzająco i ruszył w stronę schodów.
Gdy już do nich dotarł, odwrócił się i spojrzał w stronę Scarlet.
Nie musiał nic więcej mówić, tym bardziej się martwić. Wiedział, że
wszyscy sobie poradzą. Pobiegł wzdłuż schodów. Były kręte i łatwo
można było się potknąć. Po około minucie dotarł na górę. Jego oczom
ukazał się korytarz. Ściany były wykonane z szarych płytek, tak samo jak
podłoga, która była przykryta długim czerwonym dywanem. Na końcu
znajdowały się duże, brązowe drzwi z złotymi wyrzeźbieniami, które
ukazywały znak gildii Phantom Lord. Chłopak wyraźnie czuł zapach
mistrza Jose. Miał pewność, że mężczyzna znajduje się za drzwiami.
Na jego twarzy pojawiła się złość, a ręce okrążyły płomienie.
Podbiegł do drzwi i jednym, mocnym atakiem zniszczył je doszczętnie.
Wnętrze nie różniło się zbytnio kolorystycznie od poprzedniego.
Był to dość duży pokój, który był niemal kompletnie pusty.
Jedyną rzeczą znajdującą się w pomieszczeniu był wielki, kamienny
tron z fioletowym kocem, wiszący nad nim na płótnie znak gildii oraz
drewniany stolik naprzeciw z dziwną niebieską kulą.
Co jednak zdziwiło Natsu... nigdzie nie było mistrza gildii Phantom Lord.
Mało tego... jego zapach kompletnie znikł.
-O co chodzi? - spytał się sam siebie. Wszedł do pomieszczenia i próbował
wyniuchać zapach mężczyzny, jednak bez skutków.
Skrzywił się, czując dziwny zapach, który najwyraźniej wydobywał się
z dziwnej kuli na stoliku. Podszedł do niej i przyjrzał się jej dokładnie.
Nagle przedmiot zaczął wydawać dziwne dźwięki. Ona pikała.
Na jej środku pokazała się liczka 50. Za chwilę, było już 49...
48...
47...
46...
Źrenice różowowłosego rozszerzyły się dwukrotnie a na jego twarzy
pojawił się strach. To była bomba! Chłopak próbował dotknąć kuli, ale
gdy tylko wyciągnął rękę, wokół przedmiotu pojawiła się ochronna powłoka.
Natsu przeklął i wybiegł z pomieszczenia jak najszybciej się dało.
Nie miał czasu na próbę zniszczenie kuli. Jeśli, by mu się nie udało
jemu oczywiście nic, by się nie stało. Wybuchy nie robią na nim
wrażenia. Jednak krzywda stała, by się jego przyjaciołom, na co
za żadne skarby nie mógł pozwolić.
 W tym samym czasie
Erza zrobiła unik przed atakiem wroga i podbiegła do niego, zaciskając
na jego szyi katanę. Była teraz ubrana w zbroję lotu (Hishō no Yoroi).
Nie zauważyła ataku drugiego wroga, który posłał ją na ścianę.
Wstała podpierając się mieczem i spojrzała na przeciwników, ciężko oddychając.
Nie byli zbyt silni, jednak było ich wielu, a Erza traciła coraz
więcej magicznej mocy. Spojrzała w stronę schodów. Martwiła się o
Natsu. W sumie jego przeciwnikiem był sam mistrz gildii z, którym miała
problemy w ich poprzednim pojedynku. Pokręciła głową, przypominając
sobie, że różowowłosy jest uzdolnionym magiem i na pewno da sobie radę.
-Moim zadaniem jest pokonać wszystkich wrogów. Natsu sobie poradzi -
pomyślała i zwinnym ruchem pojawiła się przy przeciwniku. Podcięła mu nogi i
kopnęła, rzucając w ścianę. Drugiego przeciwnika pozbyła się równie szybko.
-Uciekajcie! - usłyszała krzyk Salamandra. Chłopak jak poparzony biegł schodami
co zaowocowało przewrócenie się i z ślizgiem, pojawił się tuż pod nogami Scarlet.
-O co chodzi? Gdzie jest Jose? - spytała się, dość zdziwiona zachowaniem chłopaka.
Ten wstał i spojrzał na nią z determinacją i zarazem strachem wymalowanym na twarzy.
-To pułapka! Nie ma tu Jose, ale zamiast niego jest bomba! Musimy uciekać! - krzyknął
na całe pomieszczenie, dzięki czemu wszyscy go usłyszeli. Nagle wszyscy wrogowie
przestali się poruszać. Zamienili się w czarną mgłę i zniknęli.
-Co się tu... - spytała się zszokowana szkarłatnowłosa.
-Nie mamy na to teraz czasu! - krzyknął zdenerwowany i chwycił Erzę za
rękę wybiegając z gildii. Za nim podążyła reszta.
5...
4...
3...
2...
1...
 Bohaterowie znajdowali się zaledwie kilkanaście metrów przed budynkiem, gdy
doszło do wybuchu. Wielka kula ognia otoczyła gildię. Wszystko pokryło się
jasnym światłem, nakazując wszystkim zamknięcie oczu. Gdy znikło, zszokowani
zobaczyli doszczętnie zniszczoną gildię, jednak żaden ogień ani dym jej nie spowił.
-Chwila... gdzie jest Natsu? - krzyknęła Erza, zdając sobie sprawę, że nie ma
nigdzie wokół różowowłosego. Podmieniła zbroję na codzienną i pobiegła w
stronę zamczyska. Każdy dotyk nóg o podłoże sprawiaj jej ból, jednak dziewczyna
szła jakby nigdy nic. Gdy dotarła zauważyła Natsu leżącego na ziemi. Przerażona
spojrzała na jego ciało, które było całe poparzone. Ja kto możliwe?
Przecież Salamander jest odporny na ogień...
-Natsu! - krzyknęła i podbiegła do chłopaka. Usiadła i podniosła lekko jego głowę,
kładąc ją sobie na kolanach. Szturchnęła go lekko. Chłopak przycisnął powieki, by
po chwili ukazać światu swoje czarne jak smoła oczy z przebłyskami zieleni.
Podniósł się i spojrzał na gildię, a raczej jej resztki i zaśmiał się.
-Jakimś cudem udało mi się zjeść cały ten ogień... ał - złapał się za ramię, które
niemiłosiernie go bolało.
-Natsu... jakim cudem jesteś cały poparzony? - spytał się Happy, który podleciał
do przyjaciół. Dragneel syknął, dotykając ręką obolałą głowę.
-Nie mam zielonego pojęcia. Ten ogień był jakiś... inny - westchnął, ciesząc się, że
udało mu ochronić przyjaciół. Nagle poczuł bardzo znany dla niego zapach.
Chociaż był bardzo słaby dobrze wiedział do kogo należy.
-Coś się stało? - spytała się Erza, widząc zdziwioną twarz chłopaka.
Ten nic nie odpowiedział, tylko wstał pośpiesznie, łapiąc się za bolący bok.
-Happy! - krzyknął a niebieski kocur pochwycił go w swoje łapki i wzbił się
w powietrze. Słyszał jeszcze głosy swoich przyjaciół, jednak teraz jego głowę
zaprzątała tylko Lucy, a jej nikły zapach prowadził go do niej.

Natsu wraz z Happym dotarli do jakiegoś zamczyska znajdującego się na
polanie porośniętej wieloma rodzajami kwiatów. Chłopak czuł zapach
blondynki. Nie zastanawiał się, czy jest to kolejna pułapka.
Zamczysko wyglądało na dość stare. Miało na oko 4 piętra i
kilka wieżyczek z spiczastymi dachami. Pomiędzy kamieniami, z których
było wykonane, wydostawał się mech. Chłopak spojrzał na wielkie,
mosiężne, czarne drzwi i bez zawahania podszedł do nich i otworzył szeroko.
Całe ciało bolało go, jednak chłopak nie miał zamiaru się tym przejmować.
Chłopak rozejrzał się. Było to wielkie pomieszczenie z ogromnymi
oknami z spiczastym zakończeniem. Ściany były pokryte czerwoną
tapetą, która nigdzie nie była nawet podniszczona. Podłoga była
pokryta linoleum o ciemnym kolorze. Poza kilkoma świecami zawieszonymi
na ścianach i dwóch przejściach, po drugiej stronie pomieszczenia, z których
jeden prowadził na górę, drugi na dół, nie znajdowało się tam kompletnie nic.
-Myślisz, że gdzieś tu jest Lucy? - spytał się Exeed, spoglądając we wszystkie
strony z lekkim strachem.
-Tak. Jej zapach jest bardzo intensywny. Wiem, że znajduje się gdzieś w tym
budynku, ale nie wiem dokładnie gdzie... - chłopak spojrzał na kotka - Happy
leć na górę jej poszukać, ja pójdę na dół.
-Aye sir! - krzyknął kotek i poleciał w stronę schodów, prowadzących ku górze.
Chłopak zacisnął dłonie w pięść i skierował się w stronę zejścia na dół, gdy
usłyszał kroki. Kropla potu pojawiła się na jego czole, a usta uchyliły się
nieco w akcie przerażenia. W wejściu ukazała się Lucy we własnej osobie.
Jej ubrania były postrzępione i zabarwiły się od koloru krwi, która sączyła
się z niezliczonych ran na jej ciele. Dziewczyna, gdy go ujrzała zdziwiła się
bardzo, jednak po chwili uśmiechnęła się i z wielkim trudem zrobiła
krok w jego stronę. Na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Nie miała
już sił, by postanowić chociaż jeszcze jeden krok. Zaczęła spadać, jednak
różowowłosy w mgnieniu oka pojawił się przy niej i złapał w ramiona.
Heartfilia poczuła coś mokrego, kapiącego na jej ramiona. Podniosła
głowę. Natsu płakał. Dziewczyna uśmiechnęła się i starła łzę lecącą
po jego policzku.
-Dlaczego płaczesz? - spytała się, spoglądając na jego już czerwone oczy
od płaczu.
-Nie udało mi się ciebie ochronić - zawył, kładąc głowę w jej piersi.
-Ale przyszedłeś prawda? - dziewczyna podniosła się do pozycji
siedzącej i przytuliła chłopaka - to się liczy...
Chłopak wtulił się w jej poranione ciało. Przeklinał się, że nie umiał jej
ochronić i dziewczyna jest teraz w takim stanie.
-Wszystko będzie dobrze Natsu... - powiedziała przesłodzonym głosem i wyjęła
nóż, który skierowała na plecy, nic nie świadomego chłopaka -
już niedługo nie będziesz czuł tego smutku...

~*~

Konobawa! Strasznie spartoliłam początek... gomene.
I znów podobała mi się tylko końcówka xd 
N: Czemu zakończyłaś w takim momencie! Ja chcę wiedzieć co dalej! 
Natsu się zorientuje, czy nie? Powiedz mi!
-_- jeśli jesteś moim ego powinnaś wiedzieć...
N: E... a no racja...*ręce się jej trzęsą* jesteś przerażająca O.o
Jestem sadystką ^w^.


sobota, 21 lutego 2015

11. Sztuczne Serce

W poprzednim rozdziale:
-Już ta godzina? - jęczała, spoglądając na zegar w swoim domu.
Dochodziła godzina 11 w nocy. Usiadła na łóżku, spoglądając jak
zahipnotyzowana na ścianę.
-Aż tak długo siedziałam tam razem z Natsu? - na samą myśl o
różowowłosym, jej policzki się zaczerwieniły. Złapała za serduszko, które
dyndało na jej szyi, zawieszone na łańcuszku - dlaczego czuję się
tak dziwnie przy nim? - spytała się sama siebie, po czym wstała. -
co się ze mną dzieje?
Nagle spostrzegła cień, który przemknął jej przed oczyma. Nim
zdążyła coś zrobić, została przygnieciona przez coś na ziemię.
Próbowała coś zrobić, ale nie mogła się poruszyć.
Nie wiedziała co się dzieje, wszystko działo się zbyt szybko.
-Na... tsu... - to były jej ostatnie słowa, nim przed oczyma zapanowała ciemność,
a ona oddała się otchłani, tracąc przytomność.

~*~ 
Błądziła w otchłani, zdana tylko na siebie. Nie czuła nic i nic nie widziała.
Ni promieni słońca, ni blasku księżyca. Przed jej oczyma panowała ciemność,
która ją przerażała. Nie czuła ziemi pod nogami, i nie widziała swego ciała.
Wszechobecna pustka, która powoli doprowadzała ją do szaleństwa.
Chwila... usłyszała szmer... jakby stukanie o siebie jakiegoś metalu.
Nie mogła nic zrobić.Wydać z siebie dźwięku lub poruszyć się.
Jej powieki były tak ciężkie. Bała się, tego co może ujrzeć. 
Zdobyła się na odwagę i uchyliła lekko powieki. Wokół niej nadal
panowała ciemność, lecz w oddali widziała słabe światło.
Wszystkie zmysły wróciły, jednak dziewczyna szybko tego pożałowała.
Poczuła ogromny ból rozchodzący się po całym ciele.
Palący ból, który nie miał zamiaru ustąpić. Czuła się jakby ktoś
obdzierał ją ze skóry.  Gdy oczy przyzwyczaiły się nieco do otoczenia,
wreszcie zdała sobie sprawę gdzie jest. Wokół niej znajdowały się
ściany zrobione z kamienia, tak samo podłoga, która dawała jej
chociaż odrobinę ulgi od piekącego bólu. Naprzeciw niej znajdowały
się kraty, zza których widziała słabe światło, zapewne pochodzące z pochodni.
-Gdzie ja jestem...? - szepnęła cicho, próbując sobie cokolwiek przypomnieć.
Ale... nie pamiętała nic, prócz spotkania z Natsu... Jej policzki na samą myśl
o chłopaku, zaczerwieniły się lekko. Dziewczyna pokręciła głową -
nie czas teraz na myślenie o nim. - blondynka podniosła głowę do góry -
muszę się skąd jakoś wydostać.
Spróbowała poruszyć rękoma, ale coś ją powstrzymywało. Znów
usłyszała stukanie o siebie metalu. Odwróciła głowę i dopiero
teraz do niej dotarło, że ma na nadgarstkach grube kajdanki, które
zawieszone są nad jej głową. Spojrzała na pasek i zdała
sobie sprawę, że nie ma przy sobie kluczy.
-No pięknie... - westchnęła, spoglądając na sufit - niby jak ja
się teraz wydostanę? - spojrzała na naszyjnik, który dostała
wczoraj od różowowłosego - Natsu... gdzie jesteś? 
-On tutaj nie przyjdzie - usłyszała męski, głęboki głos, ale nie
wiedziała skąd dobiega. Chociaż... wydawał się dziwnie znajomy.
-Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz? - krzyknęła, próbując
się uwolnić, ale nie miała szans, by to zrobić.
-Kim jestem? - głos się zaśmiał - dobrze mnie znasz... Czego chcę? Zemsty... -
przy kratach pojawił się mężczyzna, ubrany w długi fioletowy płaszcz.
Oczy blondynki rozszerzyły się dwukrotnie, by za chwile na jej
twarzy pojawiła się złość...
-Ty... - warknęła, spoglądając na niego morderczym wzrokiem.
-A więc mnie pamiętasz? - mężczyzna zaśmiał się i podszedł do krat.
-Jak mogłabym cię nie pamiętać?
~*~
Natsu obudził się wczesnym rankiem. Leżał na hamaku w swoim domu.
Spojrzał na Happiego, który spał sobie smacznie na jego brzuchu. 
-Oj Happy... wstawaj. - chłopak szturchał lekko kotka.
-Mmm... - kot otworzył ślepia i podniósł głowę do góry - rybka?
-Nie, to ja. - zaśmiał się różowowłosy - chodź idziemy do gildii.
-Natsu? Wolałbym rybkę - wymruczał kotek, zamykając ponownie oczy.
-Ja ci zaraz dam rybkę! - ryknął i zrzucił go z siebie.
-Gdzie? Gdzie jest rybka? - krzyczał exeed, spoglądając na wszystkie strony.
-W stawie - powiedział, schodząc z hamaku - idź se złowić.
-Jesteś okrutny! - krzyczał niebieski kocur - nigdy nie wolno żartować sobie z rybki!
-Hai, hai - westchnął i podszedł do kanapy, by wziąć sobie z niej ubrania. 
Jak zwykle, spał w swoich białych spodenkach, więc ubrał tylko na siebie
kamizelkę i przewinął wokół szyi swój biały szalik. W jego domu jak 
zwykle panował artystyczny nieład... mówiąc prościej kompletny bajzel.
Ubrania i resztki jedzenia porozrzucane po pokoju, już dawno dobrze
zamaskowały podłogę. Różne pamiątki z misji walały się po całym
pokoju. W zlewie leżał stos talerzy nie mytych już chyba z miesiąc.
-Choć, Happy idziemy do gildii - zawołał kotka, otwierając drzwi, dzięki
czemu do domu wleciały pierwsze promienie słońca.
-Aye, sir! - zasalutował i razem z Dragneelem wyszedł z domu.
Natsu i Happy po kilku minutach dość szybkiego marszu, dotarli do
gildii. Można było usłyszeć zza drzwi śpiewy, śmiechy, kłótnie i
odgłosy rozbijanych stołów. Właśnie dla tego kochał tą gildię.
Jak zwykle z uśmiechem, z całych sił kopnął drzwi, że niemal wypadły
z nawiasów.  Wziął głęboki oddech i ryknął na całą gildię "Wróciłem!"
Uśmiechnął się perfidnie widząc zniesmaczony wyraz twarzy Gray'a i
podszedł do baru.
-Witaj Natsu - białowłosa jak zwykle przywitała go firmowym uśmiechem.
-Cześć Mira - pomachał dziewczynie.
-Pewnie jesteście głodni... - gdy pokiwali głową, zachichotała i ruszyła
na zaplecze, by za chwilę wrócić z posiłkiem dla magów.
-Dzięki - powiedział chłopak, wpychając chleb do buzi.
Po chwili usiadł koło niego Gray i położył głowę na blacie.
-Co ci jest Gray? - spytała się zmartwiona Mira, czyszcząc blat.
-Szkoda gadać... - westchnął, pukając głową o drewno.
-Nie dawno wróciłeś z misji, na której byłeś z Juvią... - nagle jej oczy
zaświeciły, a na usta wkradł się przerażający uśmiech - czy coś
się między wami wydarzyło?
Natsu przełknął gorączkowo ślinę, widząc ten błysk w oczach Miry.
Jest źle! Budzi się jej dusza swatki! Po chwili uspokoił się, gdy skumał, że
to nie on jest jej celem. (Natsu ale ty masz słaby refleks ;_;)
Uśmiechnął się złowieszczo, widząc nic nieświadomego czarnowłosego,
który leżał głową na blacie.
-Tak byliśmy na misji... - burknął, i wziął głęboki oddech - Juvia staje się
coraz bardziej nie do zniesienia... - chłopak przypomniał sobie wydarzenia
sprzed paru godzin.

-Juvia! - krzyknął czarnowłosy do dziewczyny, która oberwała od wielkiej
białej wywerny i opadła na ziemię, turlając się kilka razy. W pewnym
momencie, podpierając się rękoma o podłoże, wróciła do pozycji stojącej.
-Wōtā Nebura! - krzyknęła, a wokół jej rąk pojawił się niebieski
magiczny krąg. Po chwili pojawiły się dwie fale wody, które złączyły
się w spirale i uderzyły wywernę w brzuch. Stwór zasyczał i skierował
swój wielki ogon, porośnięty kolcami w stronę niebieskowłosej.
-Ice Make! Shīrudo! - chłopak w oka mgnieniu stanął przed 
niebieskooką i stworzył tarczę z lodu, która odbiła atak.
Nagle poczuł, że coś go łapie za nogi
-Ah... Gray-sama znowu uratował Juvię! Jak Juvia powinna
się odwdzięczyć? - spytała się, kręcąc tyłkiem w prawo i lewo.
-Ogarnij się i zajmij się walką! - krzyknął i popchnął dziewczynę, 
przez co atak wywerny dosięgnął tylko go i posłał na ścianę.
-Ty... - Lockser wstała ze złością wymalowaną na twarzy i wskazała
na potwora - ty też jesteś rywalem w miłości?!
-Raczej nie... - powiedział zażenowany Gray, trzymając się za brzuch.
-Zapłacisz Juvii za to! - krzyknęła, i wyciągnęła ku 
przeciwnikowi rękę - Wōtā Suraisā!
Niebieskowłosa stworzyła kilka pojedynczych strumieni wody, które 
przypominały kosy i skierowała je na bestie, porządnie ją osłabiając.
Wywerna ryknęła i potężnym zamachem skrzydeł, rzuciła ją na ścianę. 

-Czekaj, czekaj, czekaj... - przerwał mu Natsu, który o dziwo przysłuchiwał
się opowiadaniu mrożonki - Juvia jest nie do zniesienia, bo złapała cię za
nogi? Przecież robiła wiele gorszych rzeczy jak... - podniósł prawą rękę
i ruszał palcami kilka razy - eh... no wiele rzeczy.
-Wiesz... - czarnowłosy obrócił głowę w jego stronę - może dasz
mi najpierw dokończyć historię?
Mira zaśmiała się cicho, a Natsu prychnął i odwrócił głowę w bok.
Fullbuster westchnął i kontynuował opowieść.

-Silny jest skurczybyk - warknął czarnowłosy i wstał trzymając się 
za brzuch - Ice Make! Ransu! - Fullbuster wyciągnął ramiona do 
przodu tworząc długie, zakrzywione lance z lodu, które 
przedziurawiły skrzydła bestii - Juvia wykończ go!
-Dla ciebie wszystko Gray-sama! - krzyknęła, stając 
naprzeciw wroga - Wōtā Suraisā! - strumienie wody dosięgły
potwora i dobiły go. Juvia ciężko oddychała i wszystko ją bolało,
mimo to uśmiechnęła się szeroko. Nagle jakby kompletnie 
opadła z sił. Całe ciało odmówiło jej posłuszeństwa i zaczęła 
spadać. Zamknęła oczy, czekając na upadek. Gdy nie poczuła 
zderzenia, odważyła się podnieść powieki.
-Gray-sama... - szepnęła, spoglądając na czarnowłosego, który 
uratował ją przed upadkiem i w tym momencie trzymał ją w ramionach.
-Nic ci nie jest? - spytał się i postawił ją - możesz chodzić? 
-Raczej tak... - postawiła jeden krok do przodu, ale za chwilę poczuła
rwący ból w prawej kostce i opadła na ziemię, trzymając się 
za źródło bólu. Chłopak westchnął. Kucnął przy niebieskowłosej i
zamroził opuchniętą kostkę. 
-Opuchlizna powinna niedługo zejść - westchnął i wziął Lokscer na ręce.
-Ah... Gray-sama niesie Juvię pod ołtarz! - krzyknęła, wtulając się
w klatkę piersiową czarnowłosego.

-Ah... czyli jednak będzie ślub? - rozmarzyła się Mira, mając
gwiazdki w oczach - mogę wam pomóc przygotować przyjęcie!
To tak - zaczęła wyliczać na palcach - ty będziesz miał czarny
garnitur z krawatem, lub muszką. Co jest lepsze Natsu? Krawat czy muszka?
-Wszystko jedno - powiedział, dłubiąc sobie wykałaczką w zębach.
-Jednak muszka będzie na nim idealnie pasować. To tak dalej...
Juvia powinna mieć prostą, długą suknię, białą lub niebieską i
długi biały welon aż do podłogi... albo nawet dłuższy!
Miesiąc miodowy powinniście spędzić nad morzem! Gdy wrócicie
będziecie mieć już synka, którego nazwiecie Shin!
Będzie miał czarne włosy po tobie i niebieskie oczy po Juvii...
-Skończ gadać - Gray zakrył buzię białowłosej, skutecznie ją uciszając -
dasz mi w końcu dokończyć historię?

-Dziękujemy wam za ocalenie miasta - kłaniał się burmistrz.
Był już spokojnie po siedemdziesiątce. Sięgał lodowemu magowi
zaledwie do tułowia. Goła głowa, odbijała
promienie słońca, jedynie kilka siwych włosów trzymało się
jeszcze na tyle głowy. Na nosie nosił duże, okrągłe okulary, które
zakrywały jego brązowe tęczówki. Na całej buzi miał widoczne
zmarszczki, które powoli pożerały jego twarz. Nosił brązowy
garnitur i czarne eleganckie buty.
-Jak możemy odwdzięczyć się wam dwóm? Może zostaniecie
u nas jedną noc, póki twoja dziewczyna nie wyzdrowieje? - 
wpatrywał się w Gray'a, który trzymał na rękach niebieskowłosą.
-Ale ona nie jest...
-Tak! Dziękujemy! Najlepiej w jednym pokoju i jednym łóżku! - 
krzyknęła rozradowana, przerywając czarnowłosemu.
-Nie wątpie, że tak będzie wam najwygodniej - zaśmiał się  - 
ja już muszę iść. Proszę przyjść później pod ten adres - podał 
kartkę skołowanemu czarnowłosemu.
-Ale... 
-A jutro załatwimy wam transport do Magnolii - staruszek 
uśmiechnął się i odszedł. 
-Ale my nie jesteśmy razem! - wydarł się na cały głos, aż 
ptaki, które siedziały na drzewach, spłoszyły się i odleciały.
-Ano... - poczuł, jak ktoś ciągnie go za bluzkę. Skierował
wzrok w bok. Stała przy nim mała dziewczynka. Na oko
miała 10 lat. Jej blond włosy były związane w wysoką kitkę.
Oczy były koloru ciemnofioletowego. Na jej małej
buzi widniał wielki uśmiech. Ubrana była w śliczną
zieloną sukienkę na ramiączkach i nosiła brązowe sandały.
-Mam na imię Aimi. To present dla bohatelskiej pary, któla ulatowała 
nase miastecko - dziewczynka podała chłopakowi kartkę i uciekła szybko.
Chłopak zbladł widząc co było tam namalowane. Schował szybko kartkę do kieszeni.

-Co tam było? - spytała się cała w skowronkach białowłosa.
Chłopak nie miał zamiaru się kłócił. Wyjął z kieszeni pognieciony
kawałek papieru i pokazał Mirze.
-Jakie to słodkie! - krzyknęła najstarsza Strauss, biorąc rysunek w ręce.
-Chyba raczej przerażające... - westchnął, waląc głową w blat.
-Na dodatek burmistrz mówił, że zamierza zbudować pomnik
na naszą cześć... - mówił, nie przestając uderzać czołem w drewno.
Natsu nie mógł już wytrzymać. Wybuchnął głośnym śmiechem,
uderzając pięścią w blat. Po chwili przestał i teatralnie wytarł łzę.
-Dobra czas się rozejrzeć za misją - różowowłosy wstał, podpierając
się rękoma o blat - tylko... - obrócił się, dokładnie spoglądając
na gildię - gdzie jest Lucy?
-Faktycznie to dziwne, że jeszcze jej nie ma... - powiedziała Mira -
zawsze przychodzi rankiem do gildii.
-Na pewno zaspała, bo znowu czyta te dziwne książki. Pójdę po nią -
krzyknął i wybiegł z gildii.
Po kilku minutach stanął przed oknem Lucy. Wskoczył na parapet
i rozejrzał się po wnętrzu. Zszokowało go to co zobaczył.
Cały jej dom wyglądał, jakby przeszło przez nie tornado.
Książki był porozrzucane po podłodze. Stół i krzesła były połamane.
-Co tu się stało? - spytał się wchodząc do pomieszczenia. - Lucy?!
Lucy gdzie jesteś?! - krzyczał chłopak, ale odpowiadała mu tylko cisza.
-Chwila... - chłopak pociągnął kilka razy nosem, wyczuwając dziwny
zapach unoszący się w pokoju - już gdzieś czułem ten zapach... 
Jego źrenice rozszerzyły się dwukrotnie, by po chwili na twarzy
pojawiła się złość i chęć mordu. Wyskoczył przez okno i
pobiegł do gildii, aż się za nim kurzyło.
Otworzył z całej siły drzwi, przez co zwrócił uwagę wszystkich.
-Coś się stało? - spytała się Mirajane czyszcząc kufel.
-Lucy została porwana.... - powiedział cicho.
-Nic nie słyszymy zapałko! - odezwał się Gray.
-Porwali Lucy! - krzyknął na całą gildię.
-Wiesz kto to zrobił? - podeszła do niego Erza z skrzyżowanymi rękami.
Chłopak pokręcił znacząco głową.
~*~
-Phantom Lord - syknęła, spoglądając na mężczyznę z pogardą.
-Dokładnie - mężczyzna uśmiechnął się złowieszczo i otworzył drzwi.
-Czego ode mnie chcesz? - warknęła, szarpiąc rękoma, przez co po
pomieszczeniu rozchodził się odgłos obijanego o siebie metalu.
-Nawet nie nazwiesz mnie po imieniu? - podszedł do niej i chwycił
jej podbródek, każąc na siebie patrzeć. Dziewczyna opluła go.
-Nie będę wymawiać tego parszywego imienia - warknęła.
Mężczyzna spokojnie wyjął chusteczkę i wytarł swoją twarz.
Po chwili uderzył ją z całej siły w policzek. Dziewczyna syknęła,
a do jej oczu napłynęły łzy. Szybko je jednak zatrzymała.
O nie! Nie rozpłacze się! Będzie silna!
-Tak się nie będziemy bawić, panienko - powiedział mężczyzna -
w każdej chwili mogę odebrać ci życie.
-Tak? - spojrzała na niego z kpiną - więc dlaczego tego nie zrobisz?
-Oj dziewczyno... - chwycił ją za włosy i pociągnął do góry, słysząc
jęk blondynki uśmiechnął się - gdybym od razu cię zabił nie było, by zabawy.
-Tak? A może boisz się? - zaśmiała się. Mężczyzna kopnął ją w twarz.
Po chwili z jej nosa poleciała krew. Następnie kopnął ją w brzuch,
wgniatając w podłoże. Dziewczyna jęknęła, zaciskając zęby i zamykając
oczy. Ból rozchodził się po całym ciele. Czuła jakby paliła się od wewnątrz.
-Czego niby mam się bać? - zaśmiał się i jeszcze raz złapał rękoma
za jej podbródek - zanim twoja kochana gildia tu dotrze będzie już po wszystkim.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się.
Można było usłyszeć jego psychopatyczny śmiech. Kolejne uderzenie
w policzek i rozchodzący się na nowo ból.  Mężczyzna się już
nie powstrzymywał. Kopał ją po całym ciele. Po nogach, po rękach,
a nawet po twarzy. Cała jej skóra była poraniona i tworzyły się
pierwsze siniaki. Dziewczyna kaszlnęła, a z jej buzi wyleciała
stróżka krwi brudząc podłogę. Oddychała ciężko, walcząc o
każdy oddech, co było cholernie trudne. Nie było już miejsca, by
nie odczuwała tego okropnego uczucia, czym był nawet na chwilę
się nie zmniejszający ból. Widziała już jakby przez mgłę.
Mężczyzna ukucnął przy dziewczynie i dokładnie się jej przyjrzał.
Cała twarz była w zadrapaniach, a z buzi i z nosa leciała krew.
Jednak żadna łza nie miała zamiaru wylecieć.
-A więc chcesz udawać silną? Ciekawe ile jeszcze wytrzymasz! -
mężczyzna wstał i wyjął długi czarny bat. Padło uderzenie, jęk dziewczyny.
Drugie... trzecie... czwarte... głośne odgłosy uderzenia bata o gołą
skórę zagłuszało jęki rozpaczy blondynki. Po kilku minutach i
nieprzerwanych ciosach mężczyzna przestał i spojrzał na Lucy.
Na całym jej ciele były blizny, z których powoli sączyła się krew.
-Cały czas udajesz silną? Wspaniałe! - mężczyzna wyjął
butelkę wody. Odkręcił ją i wylał całą zawartość na Heartfilię,
nie pozwalając jej stracić przytomności. Dziewczyna zaczęła kasłać.
Sprawiało jej to ogromny ból. Chora zabawa zaczęła się od nowa.
Cała jej bluzka, która była w strzępach zabarwiła się na czerwono.
Lucy nadal nie traciła nadziei. Spod przymrużonych powiek spoglądała
na prezent od Natsu. Piękne sztuczne serce o kolorze krwi, dodawało
jej odwagi. Wierzyła, że różowowłosy po nią przyjdzie. Zawsze ją ratował.
Kolejne uderzenie, tym razem w lewe udo. Palący ból, który zaraz zniknął.
Kolejna rana, kolejny krzyk, kolejne krople krwi wylewały się i
skapywały na podłogę, a czerwona kałuża powiększała się coraz bardziej.
Heartfilia z ledwością zacisnęła dłonie w pięści. Powoli przestawała
odczuwać ból, wywołany kolejnymi uderzeniami. Wszystko powoli się
oddalało, a w zamian tego pojawiał się mrok.  - Czyli tak się czuje osoba, która
umiera? Natsu... jednak nie przybędziesz? Nie.. nie mogę tak myśleć.
Na pewno przybędziesz. Przyjdziesz do mnie i z uśmiechem 
na twarzy zabierzesz mnie z powrotem. - blondynka spojrzała
na swój naszyjnik i wysiliła się na nikły uśmiech. Nigdy, by nie
pomyślała, że tak trudno będzie jej podnieść kąciki ust ku górze.
-O? A co to? - spytał się, kucając przy dziewczynie i dotykając naszyjnika.
-Z..zostaw to... - wydusiła z siebie słowa, co wcale nie było łatwe.
-Czyżby twój ukochany smoczy zabójca ci to dał? - mężczyzna zaśmiał się
i jednym pociągnięciem, zerwał z jej szyi naszyjnik. Spoglądał na sztuczne
serduszko, trzymając je w ręce. Po chwili zamknął dłoń w pięść.
Gdy ją otworzył, na ziemię opadło milion czerwonych krysztalików.
Dziewczyna spoglądała na to z przerażeniem na twarzy. Tylko
ten naszyjnik nadal jej przypominał o Natsu. On.. utrzymywał jej nadzieję.
-Nie! - z gardła Lucy wyrwał się ochrypnięty krzyk, który zaraz przerodził
się w kaszel. To było dla niej za dużo... nie mogła już wytrzymać...
miała już tego dość! Teraz marzyła tylko, by on szybko to zakończył.
Po jej policzku popłynęła łza, która zamiast chociaż w najmniejszym
stopniu uśmierzyć ból, tylko go zwiększyła. Ale ona... już się tym
nie przejmowała. Rozpłakała się na dobre. Łkała a z jej gardła
wydobywał się szloch. Rozpacz zapanowała nad jej sercem,
doszczętnie niszcząc ostatnią nić nadziei. Nadziei, którą był Natsu.
Natsu, który się nie zjawił. Natsu, który ją porzucił.
To wszystko wina Natsu... to przez Natsu teraz umiera...
NATSU JEST WSZYSTKIEMU WINIEN!
Mężczyzna uśmiechnął się widząc, że wszystko idzie zgodnie z planem.
Był już coraz bliżej swojego upragnionego celu.
Mrok wyłaniający się z dziwnej kulki, którą trzymał w ręku
coraz bardziej pochłaniał blondynkę.
~*~

Ohayo! Podobał się wam rozdział? Pierwszy raz jestem tak
z siebie zadowolona :3 No... no przynajmniej z tej końcówki.
Tak... chyba jestem sadystką xd
N: Nie chyba, a raczej na pewno! Co ty robisz mojej mamie?
E... torturuje ją? Czytać nie umiesz? ;_;
N: Ale dlaczego to robisz?!
Bo... bo mogę wiesz! Bo tak to wymyśliłam!
Czekam na wasze opinie w komentarzach i mam nadzieję, że mnie
nieznawidzicie za ten rozdział :)
 

sobota, 14 lutego 2015

10. Gwiazdy

 Specjalna dedykacja dla mojej żony Dusiowatej 666 z okazji walentynek :*

 ~*~

Wszyscy jak zawsze z uśmiechem na ustach, przekraczali progi Magnolii, kierując się do gildii.
Jednak nie wszyscy, pewna blondynka, szła z tyłu tak bardzo pogrążona w swoich myślach, że
dopiero po chwili zorientowała się, że Natsu coś do niej mówi.
-Mówiłeś coś? - spytała się, podnosząc głowę do góry i spoglądając na jego
zmartwiony wyraz twarzy.
-A żebyś wiedziała. Mówię do ciebie od kilku minut - spojrzał w jej oczy
z podejrzliwym wzrokiem, jakby wyszukiwał w nich wyjaśnienia
dziwnego zachowania ukochanej przyjaciółki.
-Przepraszam - powiedziała i uśmiechnęła się lekko.
-Coś się stało? - spytała się obok idąca Erza, ciągnąc za sobą tonę
paczek z ubraniami.
-Nie... - powiedziała spokojnie, machając torebką - wszystko jest w porządku.
-Wiesz, nam możesz wszystko powiedzieć - wymamrotał Gray, zakładając
ręce za głowę.
-Wszystko jest dobrze! - krzyknęła podnosząc ręce do góry - po prostu
się zamyśliłam i... - spojrzała na szatyna - Gray, ciuchy.
-Co?! - krzyknął, podskakując ze zdziwienia.
Lucy tak jak reszta zaśmiała się. Z twarzy blondynki znikł uśmiech.
Spojrzała się w niebo, jakby miała nadzieję, że odpowie jej na
nurtujące ją pytania. Wiedziała, że musi dokładnie przemyśleć to,
co stało się na misji. Lecz nie mogła zamartwiać tym przyjaciół.
-Lucy idziesz? - usłyszała krzyk Natsu, schyliła głowę i zorientowała
się, że jej przyjaciele są kilka metrów od niej.
-Hai! - krzyknęła i z wielkim uśmiechem na twarzy podbiegła do nich.

~*~ Tydzień później ~*~


-Wróciłem! - krzyknął na całe gardło Natsu, kopniakiem otwierając
drzwi na oścież.
-I jak minęła misja? - spytała się Mira, stojąc za barem i czyszcząc kufle.
-Dobrze... - usiadł, przy barze i położył głowę na przyjemnie chłodnym blacie.
-Coś nie tak? - białowłosa zaniepokoiła się dziwnym zachowaniem Natsu.
-Aye! Jest nie w sosie, bo Lucy nie chce chodzić z nami na misje - niebieski
kot usiadł na blacie, zajadając się rybką.
-Skoro o tym mówicie, to zauważyłam, że ostatnio bardzo często
przesiaduje w archiwum gildii. Ciekawe o co może chodzić...
-Nie wiemy. Lucy nie chce nam powiedzieć. Zawsze jak ją
widujemy to czyta jakieś dziwne książki - odpowiedział kotek.
-Hm... może po prostu szuka czegoś ważnego. No nic, zapewne
szybko to znajdzie i znów wyruszycie na misję. - Strauss poszła na zaplecze, by po
około minucie wrócić z kanapką i zieloną herbatą - zaniesiecie jej to?
-Hai... - westchnął różowowłosy. Wstał podpierając się rękami o blat i wziął od
białowłosej posiłek przeznaczony dla blondynki.
-Tylko nie zjedz jej tego - zaśmiała się, gdy odchodził.
-Zrozumiałem! - krzyknął i zniknął za drzwiami.
 Wszedł do archiwum gildii. Było to duże pomieszczenie. Cała prawa
ściana była zakryta regałami z książkami. Ściana, gdzie znajdowały się drzwi
była zrobiona z szarych cegieł. Chłopak zeszedł schodami.
Na środku pomieszczenia siedziała Heartfilia z kilkoma stosami
książek wokół siebie. Była ubrana w białą bokserkę i krótką
czerwoną spódniczkę z czarnym paskiem ze złotymi wyrzeźbieniami.
Oczywiście, były przy nim przypięte klucze oraz bicz.
Na nogach nosiła brązowe buty do kolan. Włosy upięte
były w wysokiego kucyka. Miała do tego
magiczne okulary, dzięki którym niesamowicie szybko się czyta oraz
trzymała w ręku jakąś książkę. Najprawdopodobniej dość starą,
ponieważ okładka była zrobiona ze skóry.
-Jak tak dalej będzie to niedługo umrzesz nam tu z głodu - zagadał
Dragneel, kładąc przed blondynką talerz z kanapką i piciem.
Dziewczyna podniosła głowę, zirytowana tym, że ktoś jej przerywa.
Gdy ujrzała dobrze znane różowe włosy i czarne oczy, które jak się
dowiedziała tydzień temu mają tak na prawdę barwę ciemnej zieleni, złość minęła.
Westchnęła, zamykając książkę i zdjęła okulary, by założyć je sobie na głowę.
-Dziękuję - powiedziała, podnosząc kubek z ciepłą herbatą.
Chuchnęła na nią kilka razy, po czym wzięła łyk napoju.
Poczuła przyjemne ciepło roznoszące się po buzi i ten smak, który
tak uwielbiała. Uśmiechnęła się lekko, odstawiając kubek na podłodze.
-Co tam czytasz? - spytał się, przybliżając się do blondynki i kukając do książki.
Na wyblakłej już żółtej kartce, znajdowały się napisy - co go zdziwiło -
napisane ręcznie. Były to jakieś dziwne znaki, które chłopak widział
pierwszy raz na oczy.
-Co to są za dziwne znaki? - zadał kolejne pytanie, stojąc nad blondynką.
Irytowało to ją coraz bardziej. Westchnęła próbując się uspokoić
i zaczęła szukać w myślach sensownej odpowiedzi. Takiej, żeby on zrozumiał.
-A więc... - zaczęła mówić wolno i wyraźnie, jakby czytała opowiadanie
małemu dziecku - jest to... starożytne... pismo... stworzone... dawno... temu...
-Nie tłumacz mi tego jak małemu dziecku! - protestował, wobec
zachowaniu przyjaciółki. Dziewczyna zachichotała cicho.
Natsu uśmiechnął się, widząc ją szczęśliwą. Nienawidził gdy się smuciła.
-Taki jest Natsu! To takie duże dziecko - zaśmiał się Happy, który
przyszedł z różowowłosym. Heartfilia dopiero teraz zauważyła, że
on też znajduje się w pokoju.
-Zamknij się... - burknął i podszedł do dziewczyny. Domyślając się, że
czeka na odpowiedz, westchnęła i odłożyła książkę.
-Eh... dobrze. Wszystko ci wytłumaczę. - dziewczyna zaczęła tłumaczyć
chłopakowi, dlaczego nie chodzi na misje. Opowiadała jak szukała
informacji na pewien temat w różnych gazetach i tym podobnych
magazynach. Kiedy nic szczególnego nie znalazła, wybrała się do
biblioteki magicznej po starożytne książki.
Gdy chłopak wszystko usłyszał, zmarszczył brwi i usiadł
koło niej po turecku. Dziewczyna spoglądając na niego, głośno westchnęła.
-Ale nic sensownego jeszcze nie znalazłam... -  dokończyła opowieść, dojadając kanapkę.
-Wiesz, zbyt bardzo się tym przejmujesz...- różowowłosy wstał, otrzepując
swoje białe spodenki od kurzu. No cóż, podłoga w archiwum do
najczystszych nie należała. - ta sprawa ci nie ucieknie a jak tak
dalej pójdzie to nie będziesz miała pieniędzy na czynsz.
-Wszystko jest w porządku - powiedziała, biorąc do ręki książkę i
zakładając okulary, spojrzała na chłopaka - po ostatniej misji
spokojnie starczy mi klejnotów na czynsz za ten miesiąc.
-Dobra, rozumiem - westchnął, widząc, że nie namówi jej na wspólną
misję. Zastanawiało go, to co powiedziała mu wcześniej.
Tylko dlaczego tak panicznie szuka odpowiedzi?
Boi się, że to się powtórzy? Albo... już się powtórzyło?
-Eto... - chłopak zaczął drapać się po głowie.
-Co jeszcze? - burknęła i oderwała wzrok od książki.
-Jestem tylko ciekawy, od kiedy znasz te no... e... jakieś tam... pismo...
-Starożytne pismo? - poprawiła go, patrząc na niego z zirytowaniem na
twarzy. On na prawdę nie rozumiał, że im prędzej znajdzie potrzebne
informacje, to tym prędzej wróci do normalnych czynności?
-O! - chłopak uderzył pięścią w otwartą dłoń - o to mi chodziło!
-Dzięki temu - dziewczyna zdjęła okulary i podniosła je do góry -
to nowy wynalazek z świata duchów. Dzięki nim potrafisz przeczytać
niemal wszystko.
-O... daj spróbować! - podszedł do Heartfili i spróbował zabrać okulary,
ale dziewczyna była szybsza i odsunęła rękę od niego.
-Nie... - stanowczo odmówiła - idź już. Przeszkadzasz mi czytać.
-Niech ci będzie - westchnął i odszukał wzrokiem Happiego.
Exeed słodko spał, zwinięty w kłębek na jednej z książek na półce.
Dragneel wziął go na ręce. Uśmiechnął się pod nosem, słysząc
jak kotek mruczy przez sen coś o rybkach. Wyszedł z archiwum
zostawiając blondynkę jedynie w towarzystwie tych wszystkich ksiąg.

Mira podawała piwo jednemu z magów. Widząc różowowłosego, który
właśnie wrócił do gildii, podeszła do niego.
-Witaj w domu Natsu! Jak poszła misja?
-Wróciłem. Eh... - chłopak podrapał się po głowie - tak jak zawsze.
-Chcesz coś zjeść? - spytała się, wchodząc za bar.
-Nie... - usiadł na krześle, przy jednym z stołów - najadłem się
do syta na misji.
-Właśnie - dziewczyna pukała palcem wskazującym po policzku - jak
dobrze pamiętam wasze zlecenie polegało na pozbyciu się wilków,
które zabijały zwierzęta na farmie w wiosce Coconut.
-Aye! - niebieski kocur, usiadł na stole i wziął się za jedzenie rybki -
 razem z Natsu znaleźliśmy ich siedlisko i się ich pozbyliśmy...
-Smakowały wybornie! - krzyknął, klepiąc się po brzuchu.
-Zjadłeś je? - krzyknęli jednocześnie Makao i Wakaba. 
-A właśnie... - Dragneel spojrzał na białowłosą - Lucy nadal siedzi
w archiwum? 
-Dzisiaj w zasadzie nie była w gildii... - tłumaczyła, czyszcząc szklankę -
przyszła tylko na chwilę, wzięła parę książek i wyszła.
Chłopak usłyszawszy to, wstał i wyszedł z gildii mówiąc "Narka".
Robiło się już późno i całą Magnolię powoli pochłaniał mrok nocy.
Chociaż była zima to nic na to nie wskazywało. Ba! Temperatura była
nawet na plusie a wokół ani milimetra śniegu.  Na niebie nie było żadnej 
chmurki i lekki wiatr co chwilę układał w inne strony jego różowe kosmyki. 
Po kilku minutach stanął przed domem Lucy. Spojrzał na otwarte
okno na drugim piętrze, z którego wydobywało się światło.
Zgiął nogi, by po chwili wskoczyć na parapet. Widział ją. Siedziała na środku pokoju,
czytając kolejną dziwną książkę a obok niej znajdowało się kilka innych,
zapewne równie starych. Zauważył, że wzdrygnęła się lekko, gdy
poczuła chłodny wiatr, ale nie przejęła się tym zbytnio i nie miała
zamiaru wystawiać nosa spoza książki. Chłopak wykorzystał to,
zaszedł ją od tyłu i zasłonił dłońmi oczy. Nachylił się nad jej uchem.
-Zgadnij kto to... - spróbował jak najbardziej zmienić głos, by go nie poznała.
-Hm... Gray? Po co znowu przyszedłeś? - chłopak aż zbladł, gdy to
usłyszał. Co mrożonka robił u Lucy? Nagle dziewczyna zaśmiała się.
-Nabrałam cię Natsu! - krzyknęła, odwracając głowę w jego stronę -
Ale masz minę! - dziewczyna zaczęła się niepohamowanie śmiać i tarzać po podłodze.
-Uważaj, bo zaraz umrzesz od tej euforii. - burknął, odwracając głowę w bok.
-Natsu... - w jej głosie można było teraz usłyszeć przerażenie i zdenerwowanie.
-Co? - chłopak zaniepokoił się nagłą zmianą w jej zachowaniu.
Dziewczyna wstała i podeszła do niego. Położyła ramiona na jego barkach.
-Natsu... - powtórzyła spoglądając w jego oczy - od kiedy wiesz co oznaczają takie słowa?
-Bardzo śmieszne haha uśmiałem się - spojrzał na nią z znudzeniem.
-A żebyś wiedział - blondynka zachichotała cicho i zaczęła zbierać książki -
co cię do mnie sprowadza?
-A czy muszę mieć powód? - zapytał i pomógł jej zbierać.
W tej samej chwili, obaj wyciągnęli rękę, by złapać tę samą książkę,
przez co ich dłonie spotkały się. Blondynkę przeszył przyjemny dreszcz i
poczuła jak czerwienią się jej policzki. Podniosła głowę do góry i
zauważyła, że chłopak odwrócił swoją. On też się rumienił?!
-N..nie... - jąkała się. Wstała szybko i odwróciła się do niego
plecami, by następnie pójść odłożyć książki na półkę.
-Skończyłaś na dziś czytać staromodne literki? - spytał się zaglądając
do lodówki blondynki.
-Po pierwsze: Starożytne pismo! Po drugie - podeszła do lodówki i
zamknęła ją - nie wyjadaj mi produktów z lodówki!
-Ale ja jestem głodny... - spojrzał na nią z miną zbitego pieska i
pociągnął parę razy nosem.  Dziewczyna westchnęła.
-I tak miałam zrobić sobie coś do jedzenia... A tobie zrobię w
podzięce za pomoc - odwróciła głowę w bok i skrzyżowała ręce.
-Dziękuję! - chłopak przytulił się do blondynki. Chociaż wiedziała, że
był to zwykły przyjacielski uścisk, bo trwał zaledwie z 2 sekundy.
Mimo to poczuła przyjemne ciepło ciała Salamandra.
Ciepło, które tak uwielbiała.

-Smakowało? - spytała się patrząc na różowowłosego, który oparł
się o krzesło i masował brzuch. Na stole leżało kilka talerzy, które
były wyjedzone co do cna. Zawsze się dziwiła gdzie on to wszystko mieści.
-Aaa... było przepyszne...
-Cieszę się - powiedziała i uśmiechnęła się. Wstała i zebrała wszystkie
talerze, by zanieść je do kuchni i włożyć do umywalki.
Nagle poczuła, że Natsu chwyta ją za rękę. Odwróciła głowę w jego stronę.
-Co? - spytała się, zakręcając kran.
-Chodź. Chcę coś ci pokazać - pociągnął ją za sobą w stronę okna.
-No dobrze ale chociaż wyjdźmy przez drzwi! - krzyknęła, ale chłopak
już wyskoczył, ciągnąc ją tylko w sobie znanym kierunku.
-Eh... nauczyłbyś się wychodzić przez drzwi - krzyknęła, próbując się
zatrzymać, ale silna dłoń smoczego zabójcy jej na to nie pozwalała.
-Nie... - odwrócił głowę w jej stronę i pokazał język - przez okno jest zabawniej.
-Co ja z tobą mam... - westchnęła, uśmiechając się lekko. - a tak
w ogóle, to gdzie mnie prowadzisz?
-Zobaczysz... - usłyszała szatański śmiech chłopaka. Szczerze to
bała się, gdzie on ją zaprowadzi. Ostatnim razem wylądowała z
panem, który ma chorobę lokomocyjną w wesołym miasteczku i
musiała sama ciągnąć go do domu, więc jej obawy były jak
najbardziej uzasadnione.
Po kilku minutach, dotarli na małe wzniesienie poza Magnolią.
Zdyszana Heartfilia, schyliła się, opierając się rękoma o nogi i próbując
złapać oddech. Spojrzała na Salamandra, który nawet się nie zmęczył.
-Więc... po co mnie tu przyprowadziłeś? - spytała się, rozglądając po
otoczeniu. Było już tak ciemno, że widziała tylko polanę na której byli
oraz zapewne kilka drzew, które rosły wokół niej.
Dziewczyna usiadła na trawie, która była na szczęście w miarę sucha,
więc nie będzie miała plamy zieleni na spódniczce.
Chłopak usiadł koło niej i uśmiechnął się.
-Wiesz... zapewne jesteś ostatnio tak zabiegana, że zapomniałaś
co dzisiaj jest - chłopak spojrzał na zdezorientowaną dziewczynę, co
tylko potwierdziło jego tezę. Wyjął z kieszeni czarne pudełeczko
przyozdobione czerwoną wstążką i podał ją blondynce.
-Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek - chłopak uśmiechnął
się szeroko.
-Dz...dziękuję - powiedziała cicho, otwierając pudełko.
Znajdował się w nim srebrny naszyjnik z czerwonym serduszkiem.
Różowowłosy wziął naszyjnik i założył jej.
Dziewczyna spoglądała na naszyjnik, a jej policzki miały podobny do niego kolor.
-O patrz! - krzyknął Natsu, wskazując palcem na bezchmurne niebo, pokryte
lśniącymi gwiazdami. - spadająca gwiazdka.
-Faktycznie - Hearfilia uśmiechnęła się.
-Pomyśl życznie. - ponaglił, szturchając ją lekko ramieniem.
Dziewczyna poruszyła ustami, mówiąc coś, po czym złapała Salamandra za rękę.
Chłopak odpowiedział jej i uśmiechnął się szeroko ściskając jej dłoń.
Siedzieli tak jeszcze dobre kilka minut, lub więcej, oparci o siebie.
Spoglądali w gwiazdy, ciesząc się wspólnie spędzonym czasem.

-Już ta godzina? - jęczała, spoglądając na zegar w swoim domu.
Dochodziła godzina 11 w nocy. Usiadła na łóżku, spoglądając jak
zahipnotyzowana na ścianę.
-Aż tak długo siedziałam tam razem z Natsu? - na samą myśl o
różowowłosym, jej policzki się zaczerwieniły. Złapała za serduszko, które
dyndało na jej szyi, zawieszone na łańcuszku - dlaczego czuję się
tak dziwnie przy nim? - spytała się sama siebie, po czym wstała. -
co się ze mną dzieje?
Nagle spostrzegła cień, który przemknął jej przed oczyma. Nim
zdążyła coś zrobić, została przygnieciona przez coś na ziemię.
Próbowała coś zrobić, ale nie mogła się poruszyć.
Nie wiedziała co się dzieje, wszystko działo się zbyt szybko.
-Na... tsu... - to były jej ostatnie słowa, nim przed oczyma zapanowała ciemność,
a ona oddała się otchłani, tracąc przytomność.
 ~*~


Ohayo! Witam was w kolejnym rozdziale, który był jednocześnie specialem z
okazji walentynek! Yup jestem taka super, że na to wpadłam :3
Nashi: No chyba śnisz...
Cicho bądź. jestem inteligentna.
N: To pokaż mi swoje oceny na 1 semestr.
Po pierwsze: Ja mam potencjał ale nie chce mi się uczyć.
Po drugie: Moje oceny nie są takie złe, jak dobrze pamiętam 4 lub 5 najlepsze w klasie.
Po trzecie: Zatkao kakao?
N: Nope -,-
A powinno!
Hhi i tak! Wreszcie zaczyna się główna historia 2 sagi! Ciekawe czy ktoś się
domyślił, że Lucy zostanie porwana.
No okej tego można było się spodziewać xd i zapewne myślicie, że wiecie
kto porwał Lucynę. Hehe powiem, że nie byłabym tego taka pewna :P
I mam nadzieję, że jeszcze was zaskoczę :3
Szczęśliwych walentynek życzę! Nawet singlą, do których należę :3
Heh moje świętowanie to wypicie 3 butelek Frugo :P
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale ludki! :3

sobota, 7 lutego 2015

9. Klucz

-Co to jest? - pytała się przerażona blondynka, nie mogąc uwierzyć
w to co widzi.
-Jak... jak to jest możliwe? Dlaczego to tutaj jest? - spytał się przerażony chłopak.
Pokój przed nimi był pokryty czarną farbą, która już dawno wyblakła.
Z dziur w ścianach wyrastały chwasty. W pokoju było duszno i
śmierdziało, jakby gniły tutaj czyjeś zwłoki. Na środku
stała wielka biało-niebieska kopuła.
Wydawało się jakby była stworzona z powietrza.
Jednak najbardziej uwagę przykuwała osoba wewnątrz
kopuły. Była to wysoka kobieta wyglądająca na 20 lat.
Jej długie proste, zielone włosy przylegały do ciała.
Miała zamknięte oczy, więc najprawdopodobniej spała.
Mimo to na jej twarzy widniał grymas bólu.
-Dlaczego ona tu jest? - spytał się rwącym głosem Vuple
podchodząc do kopuły.
-Znasz ją? - zdziwiła się blondynka oglądając kopułę
dookoła. Za nim stało dziwne urządzenie, które
wydawało z siebie dźwięk podobny do... pikania.
Na czarnym ekranie co chwilę pojawiał się zielony
szlaczek, który raz zjeżdżał do góry i raz na dół.  
-Tak. I to bardzo dobrze - chłopak głośno przełknął ślinę. Nie mógł
uwierzyć w to co widzi. Wyciągnął rękę ku kopule i
dotknął ją. W miejscu gdzie znajdowały się jego palce,
powstały błyskawice, które nie pozwalały przejść przez osłonę.
Chłopak szybko cofnął rękę, machając nią energicznie.
Cała dłoń była poparzona.
-Nie dotykaj tego! Zapewne jest to jakaś bariera! - krzyknęła
blondynka zza kopuły.
-Powiedziałaś to trochę po czasie - prychnął cicho, by jego
właścicielka go nie usłyszała.
-Właśnie.. Nie powiedziałeś skąd ją znasz.
Chłopak westchnął i spojrzał na zielonowłosą. To nie mogła
być pomyłka. To ona. Z nikim, by jej nie pomylił.
Wziął głęboki oddech.
-Ophiuchus. Gwiezdny duch wężownika - usłyszał głośne
westchnienie kompanki.
-Tak myślałam, że to gwiezdny duch. Wyczuwam od niej
energię podobną do twojej. Ale... co to za duch?
Nie wygląda mi na srebrny klucz a jest tylko 12 zodiakalnych.
-To nie jest ani złoty klucz, ani srebrny. Ophiuchus to
jeden z trzech najsilniejszych gwiezdnych duchów.
Diamentowe klucze. Mówiąc prościej elita gwiezdnych duchów.
-Czyli ON też jest diamentowym kluczem? - spytała się Heartfilia,
dotykając pokrowca na klucze.
-Tak... chociaż on jest najsilniejszym z nich - westchnął i usiadł
na przeciw kopuły, przyglądając się dokładniej zielonowłosej. -
chciałbym chociaż wiedzieć czy żyje. Ale przeszkadza mi w tym
ta durna kopuła...
Dziewczyna podeszła do Vuple. Kucnęła przy nim i położyła
dłoń na jego rozczochranych rudych włosach. Chłopak
przekręcił głowę w jej stronę i napotkał uśmiech na
twarzy blondynki.
-Ona żyje. - odpowiedziała, czochrając jego loki. Jej
wyraz twarzy wyraźnie wskazywał, że ma pewność.
-Skąd to wiesz? - spytał się, podnosząc jedną brew do góry.
-Chodź - podała mu rękę - pokażę ci.
Pomogła mu wstać i zaprowadziła zza kopułę.
Pokazała urządzenie, które pikało. Wskazała
na nie ręką.
-I...? Skąd wiesz, że ona żyje? - spojrzał na nią z
podejrzliwym wzrokiem. Dziewczyna westchnęła
i zaczęła tłumaczyć, iż odkryła, że te urządzenie wskazuje
bicie serca i wskazała dziwne kabelki zaczepione przy tym
urządzeniu i ciągnące się aż do kopuły.
-Tylko jak ją z tego wyciągniemy? - rudowłosy westchnął
i okrążył kilka razy osłonę w nadziei, że coś znajdzie.
Po siódmym okrążeniu stanął w miejscu, skierowany
przodem do kopuły. Podniósł prawą rękę, a wokół
jego dłoni pojawił się ogień. Uderzył z całej
siły w kopułę, jednak bariera zniwelowała jego
magię i potraktowała go sporą dawką voltów.
Chłopak z przeraźliwym krzykiem, opadł na podłogę.
-Vuple! - krzyknęła przerażona blondynka i podbiegła
do chłopaka. Nachyliła się nad nim - wszystko dobrze?
-Jak widzisz żyję - powiedział, gdy pomagała mu wstać.
-Musi być jakiś inny sposób - westchnęła i zaczęła badać
dokładnie całe pomieszczenie. W pewnym momencie
natrafiła na dziwny ślad na ścianie. Wyglądało jak
jakaś litera. Dotknęła tego - nic się nie stało.
Spróbowała popukać - nadal nic. Westchnęła i
siadając pod znakiem zamyśliła się.
Domyślała się, że jest to przycisk do otwarcia run, które
wyłączą barierę. Był jednak problem. Kompletnie nie znała się na runach.
-Vulpe! - blondynka krzyknęła w stronę lisa. Chłopak przerwał jakże
ciekawe zajęcie czyli pukanie w kamień i podszedł do magini -
znasz się na runach?
-Oczywiście! - oczy dziewczyny zabłysły ze szczęścia - ..że nie.
Chłopak zaśmiał się i odszedł kilka kroków w bok, by nie dostać
kamieniem, którym rzuciła Heartfilia.
-Chcesz mnie zabić?!
-To za to, że mnie okłamujesz - westchnęła i zaczęła pukać głową
o ścianę - przydała, by się teraz Levy-chan.
Chłopak usiadł koło blondynki i skrzyżował ręce.
W pomieszczeniu nastała cisza, którą przerywały od czasu
do czasu ciche pomruki Lucy.
-Wiem! - krzyknęła Heartfilia i w błyskawicznym tempie wstała.
-Co wiesz? - spytał się zaskoczony Vuple przecierając oczy,
bo krzyki blondynki wybudziły go z pięknego snu.
-Ostatnio jak byłam w Crocus to kupiłam klucz malarza! -
dziewczyna wygrzebała z pokrowca srebrny klucz.
Wyróżniał się z srebrnych kluczy, ponieważ przez całą jego długość
roznosił się szlaczek w kolorach tęczy.
Lucy podniosła klucz do góry.
-Hirake! Suketchi no tobira! Pictor! - wypowiedziała formułkę i
po chwili koło niej pojawiła się wysoka dziewczyna o
fioletowych oczach. Włosy koloru brązowego były dość krótkie,
 ponieważ sięgały zaledwie do ramion. Były zakręcone tak jak włosy Juvii.
Miała na sobie brązową koszulkę
z kołnierzem i poszarpane jasne jeansy. Na to biały fartuszek
upaćkany farbą. Na głowie nosiła ciemno fioletowy beret
a w ręku trzymała pędzel.
-Bonjour Madame! - przywitała się dziewczyna, kłaniając się.
-Witaj. Potrzebuję twojej pomocy. Jesteś naszą ostatnią nadzieją. 
-Oh mon dieu! (O mój boże!) Co to za zaszczyt być potrzebna Madame Lucy! -
po chwili koło brązowowłosej znikąd pojawiło się płótno 
zawieszone na stojaku i krzesło. Dziewczyna podeszła do 
blondynki i usadziła ją na krześle. 
-Co to za honneur (zaszczyt), by namalować Madame Lucy! - 
dziewczyna wzięła farby i zaczęła malować.
-Nie! - krzyknęła magini gwiezdnej energii, wstając i machając rękami. 
-Jest jakiś problème? - spytała się wychylając głowę zza płótna.
-Nie masz rysować mojego portretu! Chciałam zapytać, czy
znasz się na runach. 
-Tak. Mam wiedzę na temat run, ale od razu prévenir (ostrzegam),
że moje connaissance (umiejętności) nie są na mistrzowskim poziomie.
-Że co? - spytała się zdezorientowana blondynka
-Ona mówi, że zna się na runach, ale nie jest w tym zbyt dobra - 
westchnął chłopak, opierając się o ścianę. 
-Całe szczęście! - Heartfilia przytuliła gwiezdnego ducha - 
naprawdę nas ratujesz Pictor! 
-Non! Non! Non! - brązowowłosa przekręcała palcem wskazującym
na boki - mów mi Nana.
-Dobrze - blondynka podeszła do miejsca, gdzie znajdował się
dziwny znak - Nana, przełamiesz te runy? - wskazała palcem na znak.
 -Zostaw to mnie! - brązowowłosa podeszła do znaku i spoglądała
na niego ze wszystkich stron. Westchnęła, masując swoją brodę.
Podniosła pędzel do góry i narysowała jakieś dziwne znaki 
wokół symbolu. Na samym końcu przekręciła okrąg o
360 stopni i dotknęła symbolu. Okrąg znikł a ze znaku 
rozprzestrzeniły się kolejne runy. Znajdowały się teraz
na każdej ścianie, suficie oraz podłodze. Na końcu jeden
szlaczek z run różniący się kolorem - był czarny - powędrował
do kopuły.  Objął całą barierę. Po chwili pojawiło się światło, które
oślepiło wszystkich. Gdy znikło, bariera zniknęła, a zielonowłosa
opadła na ziemię.
-Ophiuchus! - krzyknął Vuple i podbiegł do dziewczyny.
Złapał jej głowę i podniósł ją lekko, szturchając zielonowłosą.
-Nana możesz już iść - powiedziała w stronę malarza, a ta
po chwili zniknęła. Blondynka obróciła głowę w stronę
dwóch gwiezdnych duchów - przestań Vuple.
Rozkazała i podeszła do nich. Usiadła na kolanach
naprzeciw dziewczyny i sprawdziła jej tętno.
Uspokoiła się nieco, gdy poczuła puls. Na twarzy wężownika
pojawił się grymas bólu, by po chwili otworzyła oczy ukazując brązowe tęczówki.
-Kim jesteś? - spytała się spoglądając na uśmiechniętą blondynkę.
-Nazywam się Lucy Heartfilia. Jestem magiem gwiezdnej energii.
-Rozumiem. - Ophiuchus spojrzała na rudowłosego - jeśli dobrze
pamiętam to ty jesteś Vulpecula. Gwiezdny duch lisa.
-Tak- chłopak uśmiechnął się a z jego oczu popłynęły łzy -
tęskniłem za tobą - lis przytulił zdezorientowaną dziewczynę.
-Uspokój się Vuple, bo ją udusisz! - blondynka oderwała od
wężownika, płaczącego lisa.
-Gdzie ja jestem? - spytała się, siadając i rozglądając się po pomieszczeniu.
-Jesteśmy w jakieś jaskini. Gdy tu natrafiliśmy byłaś zamknięta
w kopule. Pamiętasz coś?
Zielonowłosa pokręciła głowę na boki. Jednak po chwili chwyciła się
za głowę, jęcząc z bólu.
-Co ci jest? - Heartfilia próbowała pomóc ale nie wiedziała
zbytnio jak ma to zrobić.
-Pamiętam... postać w czarnym płaszczu - szepnęła, schylając
głowę, a włosy zakryły jej twarz - tylko te wspomnienie świdruje
w mojej głowie. Te wspomnienie pokryte jest strachem i cierpieniem.
-Możesz nam to jakoś bardziej wyjaśnić?
-Nie umiem - dziewczyna pokręciła głową - wiem, po prostu, że
ten człowiek, był bardzo zły, ale... nie wiem dlaczego.
-Rozumiem. A teraz musisz mi w czymś pomóc. -
zielonowłosa spojrzała na maginię ze zdziwieniem na twarzy.
-Musisz powstrzymać swoją magię, która teraz walczy
z moimi przyjaciółmi.
-Nie rozumiem... - nagle coś ją olśniło. Spojrzała na swoje ręce
ze strachem w oczach - jak... jak teraz o tym wspomniałaś to
nie czuję swojej mocy.
-To dlatego, że twoja moc została z ciebie wyrwana i przeobraziła
się w wielkiego węża. Musisz go powstrzymać.
Ophiuchus pokręciła znacząco głową i spróbowała wstać.
Jednak poczuła wielki ból i chwytając się za brzuch, straciła równowagę.
-Pomożemy ci - Lucy wzięła rękę wężownika i przełożyła ją sobie
przez ramię, a drugą ręką przytrzymywała ją w pasie.

-Dlaczego to robisz? - spytała się zielonowłosa, gdy weszły na ten
sam poziom gdzie byli Natsu, Gray i Erza.
-Nie rozumiem - Heartfilia zmarszczyła brwi.
-Dlaczego mi pomagasz?
-Są dwa powody - blondynka zatrzymała się i westchnęła -
po pierwsze: potrzebowałaś pomocy, a więc ci jej udzieliłam.
Po drugie: jesteś mi potrzebna, by powstrzymać węża i przy okazji,
byś odzyskała swoją moc. - blondynka ruszyła po chwili.
Dalszą drogę, obie się już nie odzywały. Gdy tylko doszły
do początku jaskini widok, który ujrzały przeraził je.
Erza cała posiniaczona, trzymała w ramionach Gray'a wykrzykując
jego imię. Natsu nie poddawał się i walczył z potworem mimo, że
ledwo trzymał się na nogach.
-Natsu! - krzyknęła przerażona blondynka.
-Lucy? - szepnął zdziwiony różowowłosy. Odwrócił głowę
w jej stronę - Lucy! - tym razem krzyknął. Wąż wykorzystał
sytuację i posłał Natsu na ścianę, swoim wielkim ogonem.
-Natsu! - powtórzyła i pobiegła w stronę chłopaka.
-Stój! - rozkazał, gdy próbował wstać - to moja walka!
-Ophiuchus zrób coś! - krzyknęła przerażona Heartfilia.
Zielonowłosa podeszła do węża, czym zwróciła jego uwagę.
Wyciągnęła w jego stronę rękę, na co wąż zasyczał i spróbował
powalić ją swym ogonem. W ostatniej chwili powstrzymał go
Taurus, który swoim toporem przeciął ogon.
-Nice time Taurus! - krzyknęła blondynka, trzymając w ręku złoty klucz.
Zielonowłosa podchodziła powolnymi ruchami w stronę węża, a ten
coraz bardziej się uspokajał.
-Kto to jest? - spytała się zdziwiona Erza, spoglądając na dziwne zjawisko.
-Prawowita właścicielka, która teraz ubiega się o swoją własność. -
Wszyscy spojrzeli na Heartfilię ze zdziwieniem. Nie rozumieli jej.
Zielonowłosa stała na przeciw już spokojnego węża, spoglądając
w jego oczy. Wyciągnęła ku jemu dłoń i dotknęła jego czoła.
W jednym momencie ciało węża zaświeciło czarnych światłem,
by po chwili zamienić się w mgłę i otoczyć zielonowłosą.
-Hej co się dzieje? - Natsu chciał już podejść, ale powstrzymał go
głos blondynki.
-Stój i patrz! - chłopak widząc poważną minę przyjaciółki,
zacisnął zęby i spoglądał na co to się dzieje.
Czarny dym otaczający zielonowłosą znikł. Dziewczyna była
teraz ubrana cała na czarno. Bokserka, krótka spódniczka i
wysokie do połowy ud buty. Jej włosy miały teraz czarne pasemka.
Ophiuchus westchnęła i odwróciła się w stronę blondynki.
Podeszła do niej i wyciągnęła rękę z zaciśniętą pięścią.
-Wystaw rękę - powiedziała zdezorientowanej magini.
Heartfilia wykonała polecenie. Zielonowłosa podała jakiś przedmiot
Lucy i zaczęła znikać. Blondynka otworzyła dłoń. Trzymała w niej czarny klucz.
-Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy, właścicielko.
-Oczywiście, i nie jestem twoją właścicielką - brązowooka uśmiechnęła się -
jesteśmy przyjaciółkami.
-Racja - Ophiuchus odwzajemniła uśmiech i po chwili znikła.
-Lucy... - Dragneel podszedł do dziewczyny - co tu się właśnie stało?
-Później ci wyjaśnię - odwróciła się w jego stronę i założyła ręce na
biodra - teraz trzeba opatrzyć twoje rany.
-Nie ma mowy! Nic mi nie jest! - chłopak machał rękami.
-Myślisz, że jestem ślepa i nie widzę tych ran? - blondynka zaczęła gonić
różowowłosego.
-Przestańcie! - krzyknęła Erza swoim przerażającym tonem.
Natsu zatrzymał się gwałtownie i odwrócił. Blondynka nie zdążyła się
zatrzymać, wpadła na niego i obaj przewrócili się.
Natsu leżał na plecach, a Lucy na nim. Ich głowy dzieliło zaledwie
kilka centymetrów. Spoglądali sobie w oczy. On w jej brązowe
niczym czekolada, a ona jego czarne... a może zielone?
-Nie wiedziałam, że masz zielone oczy - uśmiechnęła się słodko.
-Bo nigdy się dokładnie nie przypatrzyłaś - chłopak zaśmiał się cicho.
Usłyszeli głośne chrząkanie Erzy. Blondynka dopiero teraz zrozumiała
co dokładnie się wydarzyło. Odskoczyła od chłopaka jak poparzona,
chowając już czerwone policzki za blond kosmykami.
-To co? - usłyszała głos Salamandra. Gdy podniosła głowę dostrzegła
wyciągniętą ku niej, dłoń chłopaka - idziemy do zleceniodawczyni
powiedzieć, że ukończyliśmy misję?
Dziewczyna przytaknęła i podała rękę chłopakowi, który pomógł jej wstać.
W drodze do miasteczka Linden, Lucy dokładnie
opowiedziała o tym co się wydarzyło.

-Mówisz, że Lucy Heartfilia zdobyła kolejny potężny klucz? - w ciemnym
pokoju, można było usłyszeć donośny baryton.
-Tak. Ale nie sądzę, by mogła przeszkodzić nam w naszych planach -
tym razem odezwał się kobiecy głos.
-Rozumiem. Już nie długo się spotkamy. Natsu Dragneel'u...

Ohayo! Podobał się rozdział? Heh i dostaliście kolejną dawkę niewiadomych :D
Po pierwsze: Kim jest zamaskowany mężczyzna, który uwięził Ophiuchus?
Po drugie: O jakim kluczu mówili Lucy i Vulpecula?
Po trzecie: O jaki plan chodzi tej dwójce i do czego im potrzebny Natsu?
Na odpowiedzi będziecie musieli jeszcze trochę poczekać.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał :3 czekam na wasze opinie w komentarzach.
Tak po za tym! Dziękuję wszystkim za 10 tys. wejść na bloga! :*



Szablon wykonała Domi L