niedziela, 22 listopada 2015

15. Księga

Wiatr, który wiał na zewnątrz, równomiernie uderzał o okno pewnego domu, na pewnej ulicy. Mimo tego żadna osoba, która siedziała w pomieszczeniu, nie przejmowała się tym zbytnio. Dziewczyna o jasnych, blond włosach oraz wszystkim znanym czekoladowych oczach leżała w swoim łóżku. Z zniesmaczonym wyrazem twarzy spoglądała na różowowłosego chłopaka, który siedział obok niej z miską zupy w rękach.
- Powiedz "aaaa" - nakazał smoczy zabójca i nim blondynka zdążyła zaprotestować, włożył jej łyżkę z zupą do buzi. Zaskoczona, połknęła wszystko po czym spiorunowała go wściekłym spojrzeniem.
- Ile razy mam ci mówić, że nie jestem głodna? - powiedziała.
- Mów ile chcesz. Znów nic dziś nie jadłaś. W takim tempie zamiast wyzdrowieć, osłabniesz jeszcze bardziej - chłopak zmarszczył brwi. Widząc upór przyjaciółki, westchnął głośno i odłożył miskę na stolik obok. Przeniósł swój wzrok na ciało dziewczyny. Wokół jej głowy był przewiązany bandaż, na twarzy miała kilka plastrów. Jedną rękę miała unieruchomioną, a o nogach lepiej nie wspominać. Minął tydzień od historii z porwaniem i mimo, że Lucy zapewniała, iż z dnia na dzień czuje się coraz lepiej, jej stan nadal nie był za ciekawy. Jego rozmyślanie przerwała ręka, która zasłoniła mu oczy.
- Nie patrz na mnie tym wzrokiem! - kiedy cofnęła swoją dłoń, Natsu ujrzał jak nadyma policzki.
- Jakim? - spytał, nie rozumiejąc.
- Tym! Pełnym współczucia! To sprawia, że czuję się jeszcze gorzej.
- Ale... - chłopak spuścił głowę i zacisnął dłoń w pięść.
- Natsu - szybko mu przerwała - żadne ale. To co się tam stało to nie twoja wina - nachyliła się nieco, by zdrową ręką sięgnąć do jego podbródka i podnieść go ku górze. Gdy tylko ich spojrzenia się skrzyżowały, uśmiechnęła się ciepło - pamiętaj, że mnie uratowałeś.
- W zasadzie to... - na jego twarzy także pojawił się lekki uśmiech - ty uratowałaś mnie.
- Powiedzmy, że oboje siebie uratowaliśmy.
- Zgoda. A teraz się przykryj - Dragneel położył jej głowę na poduszce i przykrył jej ciało kołdrą.
- Natsu! - wypowiedziała jego imię oskarżycielsko i nadymała policzki. On tylko wyszczerzył zęby i potargał ją po blond główce.
- Im prędzej wyzdrowiejesz, tym prędzej będziemy mogli wyruszyć wspólnie na misję.
Na policzki Lucy wkradł się lekki rumieniec - dobra... - powiedziała cicho, dając za wygraną i dmuchnęła w kosmyk włosów, który opadł jej na oczy.
 W tym momencie historia z porwaniem, wydawała im się tylko dalekim wspomnieniem, nawet jeśli zostawiła na nich swoje piętno. Potrafili normalnie rozmawiać oraz się śmiać z najdrobniejszych rzeczy, podświadomie jednak wiedząc że ta przygoda się jeszcze nie zakończyła. Jednak jedna myśl dodawała im otuchy. Są magami Fairy tail. A Fairy Tail zawsze wygrywa, nieprawdaż?

W tym samym czasie w budynku gildii, jak zwykle rozbrzmiewały śmiechy, krzyki oraz pieśni, wydobywające się z gardeł już podpitych magów.
- Gray-sama! - krzyknęła uradowana Juvia i wtuliła się w ramię swojego ukochanego panicza. Ten z zniesmaczoną miną, popijał piwo w wielkim kufrze, próbując nie zwracać uwagi na dziewczynę - bez tej bluzki, wygląda panicz nieziemsko! - dodała. Gray podniósł zdziwiony brwi i spojrzał w dół. Westchnął, gdy odkrył, że jego bluzka zniknęła w tajemniczych okolicznościach. Podniósł się, wyrywając rękę z uścisku wodnej kobiety i wyszedł z gildii, zostawiając zdziwioną Lokstar samą.
- Juvia, nie wydaje Ci się, że Gray ostatnio dziwnie się zachowuje? - czerwonowłosa dziewczyna, podeszła do niej, polerując niebieską ściereczką jeden ze swoich mieczy.
- Tak. Juvia zauważyła, że jest taki od historii z porwaniem Lucy-san... - odwróciła głowę w stronę swojej rozmówczyni - Erza-san, ja...
- Nic nie mów - przerwała jej i z uśmiechem na ustach, położyła dłoń na jej ramieniu - porozmawiam z nim. A ty się nie przejmuj.
- Juvia spróbuje... - powiedziała ciszej, niezbyt zadowolona, że Titania idzie porozmawiać z jej ukochanym paniczem na osobności. Mimo wszystko postanowiła jej zaufać i usiadła z powrotem przy stole, gryząc podenerwowana paznokcie. Chciała wiedzieć co martwi Graya.
Erza wyszła z gildii z skrzyżowanymi rękoma i zaczęła szukać wzrokiem Fullbustera. Gdy nie dostrzegła go nigdzie w okolicy, zaczęła iść przed siebie z nadzieją, że szybko go odnajdzie. I tak się stało. Chłopak siedział na brzegu rzeki, koło kamiennego mostu i zamyślony spoglądał przed siebie. Tytania pewnym krokiem podeszła do niego i usiadła obok. Ten tylko przelotnie na nią spojrzał i wrócił do swojego zajęcia.
- Czym się tak martwisz? - zapytała, przechodząc od razu do sedna.
- W zasadzie to... - podniósł głowę, patrząc swymi ciemnoniebieskimi oczami na niebo pokryte szarymi chmurami - nie mogę przestać myśleć o historii z porwaniem Lucy. To wszystko się ze sobą nie klei...
- Mówisz o śmierci Jose'a Porli? - zamyśliła się, przenosząc swoje spojrzenie w te same miejsce co on.
- Nie tylko o tym... ale tak. Skoro to on za tym wszystkim stał, to kto go zamordował?
- Nie mam zielonego pojęcia - westchnęła z dezaprobatą, spoglądając na końcówki swoich butów i zmarszczyła brwi - kiedy wreszcie go znaleźliśmy, leżał martwy w swojej kryjówce. Razem z mistrzem doszliśmy do wniosku, że został zamordowany magią śmierci.
- Czy myślisz, że to sprawka...
- Nie - szybko mu przerwała, machając głową na boki - to nie był Zeref. Zaklęcie, które zostało rzucone na Porlę, różniło się od magii którą on się posługuje. Natsu nie wyczuwał tam jego zapachu.
- No właśnie, Natsu... wiadomo już coś na temat... jego mocy? - spytał i przygryzł wargę. Martwił się o przyjaciela i nie widział sensu, by tego ukrywać. Sprawa była zbyt poważna, by zamartwiać się takimi błahostkami jak ich rywalizacja. Erza pokręciła przecząco głową, na co usłyszała długie westchnienie towarzysza.
- Dlaczego w ogóle się tym nie przejmuje? To poważna sprawa - dodał po chwili.
- Powiedział mi, że powrót Lucy do zdrowia jest dużo ważniejszy od tego.
Chłopak już nie mógł tego znieść. Wstał i spojrzał na Tytanię wściekły, lecz ta złość była kierowana do innej osoby.
- Zdrowie Lucy jest ważniejsze od stracenia mocy przez Natsu?!
Kobieta podniosła głowę.
- Lucy jest w tym momencie dla niego najważniejsza.
- Dotychczas najważniejszym było dla niego żarcie - przewrócił oczami.
Erza uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała ku górze na niebo.

- Lucy... - chłopak usiadł obok dziewczyny na łóżko. Złączył dłonie ze sobą i ścisnął mocno, wgapiając się w podłogę. Definitywnie o czymś myślał, zastanawiając się jak rozpocząć tą - ciężką dla niego - rozmowę.
- Stało się coś? - zaniepokojona blondynka podniosła się do siadu i położyła swoją ciepłą dłoń na jego ramieniu.
- Lucy... - dodał wreszcie po chwili, przenosząc wzrok na jej piękne, czekoladowe oczy - moglibyśmy porozmawiać o tym? - podkreślił ostatnie słowo, nie chcąc wracać myślami do wspomnianego wydarzenia, ale zaczynając ten temat, musiał się na to zdecydować. Momentalnie jego kompanka posmutniała i spuściła dłoń.
- O czym dokładnie chcesz porozmawiać?
- Wiesz może... kto mógł stać za twoim porwaniem? Widziałaś kogoś prócz Porli?
Dziewczyna momentalnie warknęła, czym zdziwiła smoczego zabójcę.
- Przecież już odpowiadałam na te pytania setki razy! Na cholerę znowu przeprowadzać przesłuchanie?!
Dragneel jeszcze chwilę siedział w milczeniu, dopóki magini się nie uspokoiła.
- To nie to cię martwi prawda? - dodała. Jak zwykle była niesamowicie spostrzegawcza.
- Nie chciałem tak nagle z tym wyskakiwać więc pomyślałem...
- To źle myślałeś - przerwała mu.
- Wtedy... żeby nas uratować, użyłaś pewnego zaklęcia... na czym one dokładnie polegało?
Lucy rozszerzyła zdziwiona oczy. Nie spodziewała się, że chłopak o to ją zapyta. Miała nadzieję, że nie będzie musiała o tym rozmawiać, ale jak widać będzie musiała wreszcie mu to wyjaśnić.
- Natsu... - zaczęła. Wzięła kilka większych oddechów, szukając odpowiednich słów - pamiętasz naszą misję gdy zdobyłam klucz Wężownika?
Dragneel kiwnął głową. W tym momencie jego twarz była wyprana z jakichkolwiek emocji. Wysłuchiwał każdego jej słowa, chcąc zrozumieć jak najwięcej.
- Po tym wydarzeniu... zaczęłam szukać informacji na ten temat. Wężownik nic nie pamiętała, ale pomagała mi przy tym z całych sił. W końcu natrafiłam na wzmiankę o tej dziwnej kapsule, w której została zamknięta. Nic wyjątkowego, zwykła magia pieczętująca...
- Ale to nie tłumaczy faktu jak poznałaś te zaklęcie... - wtrącił się, przerywając jej opowiadanie.
- Dasz mi łaskawie dokończyć? - poprosiła grzecznie, nie chcąc kolejny raz się przez niego denerwować. Natsu już chciał coś dodać, ale najwyraźniej zrezygnował z tego pomysłu, ponieważ tylko spuścił głowę i nią kiwnął.
- Dziękuję... - westchnęła - a więc okazało się, że twórcą tego zaklęcia był ...mag gwiezdnej energii... wtedy skupiłam się właśnie na nim. To był mój jedyny trop, więc nie miałam nic do stracenia. Facet ten nazywał się jak dobrze pamiętam... Serran Lioshion.
- Co to za dziwne imię? Serran - Natsu, nie mogąc się powstrzymać zaczął chichotać - pewnie przezywali go Pan Serek albo coś...
- Natsu, chcesz bym kontynuowała, czy nie?
Chłopak szybko się ogarnął i ucichł.
- Serran był naprawdę wspaniałym magiem, sam tworzył zaklęcia - blondynka nachyliła się nieco poza łóżko, a jej loki opadły zakrywając twarz. Spod łóżka wyjęła tajemniczą książkę z skórzaną owijką oraz z wielką gwiazdką na środku - w tym, znajdują się jego większość zaklęć. Jednym z nich jest właśnie ta dziwna kopuła w której została zamknięta Wężownik... nazywa się to - szybko ją otworzyła, ukazują wiele już pożółkłych kartek wypełnionych zapiskami i dziwnymi rysunkami - o tutaj... niebiański krąg.
- Czyli... - chłopak wreszcie zdecydował ruszyć szarymi komórkami - to stąd nauczyłaś się tego zaklęcia z wtedy?
Lucy na chwilę zamilkła. Wreszcie się przemogła i przygryzając wargę, kiwnęła powoli głową. Mimo, że była przygotowana na długi monolog Natsu o tym jak mogła chcieć się poświęcić dla dobra sprawy, nie chciała tego słuchać. Ostatnio chłopak był po prostu nie do zniesienia! Byli tylko przyjaciółmi, a zachowywał się jak nadopiekuńczy ojciec. Rozumiała swój błąd, ale na litość boską ile razy można o tym mówić?
A jednak mimo jej ogromnego zdziwienia, chłopak przez dłuższą chwilę się nie odzywał. Skupiony ze śmiesznie nastroszonymi brwiami, przeglądał kolejne strony ogromnej księgi. Blondynka nie wiedząc jak ma się zachować w tej sytuacji, po prostu przyglądała mu się. Po kilku minutach, jego twarz wróciła do normalności. Powoli zamknął książkę i odłożył na stolik nocny.
- I co? - zapytała zaniepokojona Lucy, gdy chłopak nadal się nie odzywał.
- Nic, a nic z tego nie rozumiem - powiedział nieco rozbawiony i uśmiechnął się głupkowato. Lucy nie mogła się powstrzymać i westchnęła z dezaprobatą, a kąciki jej ust uniosły się lekko w górę.
- A czego niby się spodziewałeś po starożytnym piśmie? Sama musiałam poprosić poprosić Wężownika o pomoc, przy rozczytaniu niektórych słów - skrzywiła się nieco. Nie lubiła wykorzystywać gwiezdnych duchów, a tym bardziej że przyzwanie jednego z platynowych lub jak kto woli diamentowych kluczy zabierało kolosalne ilości energii magicznej.
- Spodziewałem się, że w magiczny sposób zrozumiem te dziwne literki i znaczki - podwinął nogi, tak że siedział teraz po turecku na łóżku, a wyraz jego twarzy stał się bardziej poważny - ale po tych obrazkach sądzę, że połowa tych zaklęć jest niebezpieczna dla użytkownika - dodał.
- Natsu... - zaczęła, ale gdy różowowłosy tylko usłyszał z jak oskarżycielskim tonem wymawia jego imię, natychmiast jej przerwał.
- Zrozum, że nie chcę byś ponownie chciała wywinąć taki numer jak odebranie sobie życia! Nadal nie rozumiem jak mogłaś pomyśleć, że twoja śmierć coś zdziała!
Lucy zacisnęła dłonie w pięści i odwróciła wzrok, byle tylko nie spoglądać na jego twarz. W takich chwilach zazwyczaj milczała, ale tym razem nie potrafiła.
- Nie rozumiesz, że wolałabym zginąć, aniżeli żyć z wiedzą, że przeze mnie umarłeś?! Co ja tu w ogóle mówię o życiu... życie bez ciebie nie byłoby już życiem! - spięła wszystkie mięśnie, czując narastający gniew - Ja... nie jestem taka silna jak wy... jak ty... jesteś... jesteście moją rodziną. Ja... - zaplątała się we własnych myślach, nie potrafiąc wypowiedzieć kolejnego sensownego słowa. Podniosła głowę, jednak Natsu nadal miał nieodgadniony wyraz twarzy. Kiedy tylko ich spojrzenia się spotkały, wstał nagle i usiadł bliżej niej. Wyciągnął ręce przed siebie i przytulił zszokowaną dziewczynę, zamykając ją w niedźwiedzim uścisku. Heartfilia nie protestowała. Ciało różowowłosego zawsze było ciepłe. Nie trudno było jej przyznać, że przy nim czuła się najbezpieczniejsza pod słońcem. Bez słowa, wtuliła się w niego, na co odpowiedział pomrukiem przyjemności. No tak... za niemal każdym razem gdy ją przytulał, odtrącała go. Podniosła głowę do góry, chcąc przypatrzeć się swojemu partnerowi. W jego oczach tliła się dobroć, pomieszana z żalem. Uśmiechnął się smutno i powoli zaczął się do niej przybliżać. Dziewczyna. która w swojej młodości czytała zdecydowanie za dużo romansów, domyślała się co teraz może się stać i w jednej chwili poczerwieniała. Natsu, chyba tego nie zauważając przybliżył się na tyle, że ich twarze dzieliły milimetry i złożył delikatny pocałunek na jej czole, co wybiło dziewczynę z pantałyku.
- Lucy... - wypowiedział jej imię, ciepłym, miłym dla ucha głosem - proszę, już nigdy nie próbuj odebrać sobie życia, nieważne co się stanie.
Dziewczyna spuściła nieco głowę. Przeszedł ją przyjemny dreszcz, gdy Drangeel zaczął powoli przeczesywać jej blond główkę. Otworzyła już usta, żeby coś odpowiedzieć...
- Proszę... - dodał błagalnie i odsunął się nieco od Lucy. Chwycił jej podbródek w dwa palce i uniósł do góry, każąc na siebie patrzeć - obiecaj mi to.
Magini przełknęła ślinę i westchnęła cicho, rozluźniając mięśnie.
- Dobrze... obiecuję
- Co obiecujesz?
- Obiecuję, że już nigdy nie będę próbować odebrać sobie życia - wypowiedziała na jednym wdechu. Natsu wyszczerzył kły w uśmiechu.
- Ano... - nagle usłyszeli głos osoby trzeciej, a Lucy do której dotarło jak ta sytuacja musi wyglądać, położyła dłonie na klatce piersiowej chłopaka i odsunęła go od siebie. Ten zdziwiony, nagle tracąc podłoże spadł z łóżka, prosto na podłogę. Odchylił głowę w tył, przez co ujrzał czyjeś zgrabne nogi, schowane w czarnych butach do połowy ud - ...przepraszam, że przeszkadzam.
- Wężownik! - zawołała zdziwiona Lucy, spoglądając na postać jednego z jej gwiezdnych duchów. Natsu momentalnie podniósł się i usiadł, opierając się plecami o łóżko - ...co cię tu sprowadza?
- Ja... - mimo, że Wężownik nie należała do osób nieśmiałych, trudno jej było teraz przemóc cię do powiedzenia kilku słów, bez zająknięcia się - wybaczcie, że nie przyszłam z tym wcześniej, ale nie... - gwiezdny duch przygryzł wargę - nie potrafiłam się do tego przemóc...
- Po pierwsze... - zaczęła blondynka, która doszła już do siebie - uspokój się - doradziła i wskazała ręką na fotel obok łóżka, by usiadła. Ta kiwnęła głową i nadal spięta, posłusznie usiadła - weź kilka głębokich wdechów i powiedz nam o co chodzi.
- A więc tak... - szepnęła po kilku chwilach - chodzi o to, że... - podniosła wzrok, patrząc na swoją właścicielkę - ...ja wiem kto stoi za wydarzeniami w siedzibie Phantom Lord.
Lucy jak i Natsu, rozszerzyli oczy zdziwieni.


 Niebieskowłosa dziewczyna, znana jako Levy McGarden, stała przed drzwiami pewnego domu. Z otwartych drzwi, tliło się światło, oświetlając postać która stała na progu.
- Dziękuję za dzisiaj... ciężko było mi zdobyć te książki - dziewczyna uśmiechnęła się promiennie, a po chwili duża dłoń, poczochrała ją po włosach.
- Nie ma za co, mała - Gajeel zaśmiał się charakterystycznie - wisisz mi przysługę.
- A co na przykład byś ode mnie chciał? - spytała się zaciekawiona, poprawiając książki, które przyciskała do swojej piersi.
- A na przykład to - nie czekając na jej reakcję, niemalże brutalnie wpił się w jej usta. Zdziwiona Levy, po chwili oddała pocałunek, podnosząc się na palcach, by znaleźć się bliżej niego. Kiedy zabrakło jej powietrza w płucach, odsunęła się od niego.
- Mówiłam ci żebyś nie robił tego publicznie! - powiedziała piskliwie i uderzyła go książkami w bok. Gajeel zrobił minę zbitego psa.
- Kiedy chcesz wreszcie powiedzieć o tym reszcie gildii?
- ...Kiedy przyjdzie czas - szepnęła tajemniczo i w jednej chwili, z gracją zeskoczyła z kilku schodów. Idąc w głąb mrocznej uliczki, pomachała mu jeszcze na odchodne. Kiedy dom smoczego zabójcy na dobre znikł z jej oczu, przeszedł ją dreszcz. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jaka noc jest dzisiaj chłodna. Podniosła głowę do góry, przyglądając się gwieździstemu niebu. Zatrzymała się nagle, kiedy usłyszała kroki za sobą. Mając złe przeczucie co do tego, zaczęła się powoli odwracać, jednak nie dane jej to bylo. Tajemniczy ktoś, momentalnie pojawił się tuż za nią i zakrył usta, dłonią zakrytą pod grubą rękawicą. Podniosła rękę, żeby użyć magii. Nagły trzask oraz przeraźliwy ból, który poczuła skutecznie nie pozwolił jej na to.
- Po... mocy... - pomyślała, kiedy po chwili poczuła kolejne uderzenie tym razem w plecy.

~*~
I tak oto... rozdział 15 nareszcie się pojawił x") nie mam pojęcia co mam teraz powiedzieć, czy znowu przepraszać, iż ponownie zniknęłam na tak długo. Nadal czuję się winna z tego powodu. Z rozdziału powiedzmy, że jestem zadowolona, chociaż kilka szczegółów mogłabym zmienić, jednak zostawmy już to tak jak jest. Więc tak. Nie mam pojęcia kiedy pojawi się kolejny rozdział. Nie chcę podawać wam nawet przybliżonej daty. Mam... teraz trudny okres w swoim życiu, do tego dużo nauki. Jednak najważniejszą rolę w moim braku obecności odegrał brak weny oraz chęci. Po prostu nie mogłam się zebrać w sobie, by napisać przynajmniej kilka zdań. Nie mogę obiecać poprawy. Nie chcę tego robić, by ponownie was nie zawieść. Po prostu... obiecuję, że rozdział 16 kiedyś się pojawi ^^
Szablon wykonała Domi L