-Muszę tam iść! Muszę uratować Lucy! - darł się na cały głos różowowłosy.
-Zamknij się i słuchaj mistrza! - rozkazała Erza patrząc na chłopaka, który próbował
uwolnić się ze sznurów, którymi był przywiązany do jednego z filarów w gildii.
-Jak jak mówiłem. To oczywiste, że pójdziemy uratować Lucy - odezwał się
Makarov, któremu przerwał Natsu - Phantom Lord najwyraźniej zapomniało, co to znaczy
zadrzeć z Fairy Tail. Najwyraźniej musimy im to przypomnieć! - po gildii
rozniosły się odgłosy wiwatów, które mistrz przerwał machnięciem
ręki - Ale! Phantom Lord na pewno nie jest takie głupie.
Zapewne Lucy jest przynętą, by zwabić nas w zasadzkę.
-Co z tego?! Ostatnim razem przetrzepaliśmy im skórę! Teraz też tak będzie! - wydzierał
się Natsu, który najwyraźniej nie przejmował się słowami Dreyara. Uwolnił się
z więzów z pozą zwycięscy i ruszył w stronę wyjścia z gildii.
-Uspokój się! - powiedział staruszek, wydłużając swoją dłoń i zwiększoną
pięścią wbił Salamandra w podłogę.
-Musimy obmyślić jakiś plan - westchnęła Erza, masując się po brodzie.
-Nawet nie wiemy, gdzie znajduje się ich baza - westchnął Makao, popijając sake.
-Natsu, nie możesz wyczuć Lucy? - spytała się Levy.
-Nie... - chłopak usiadł po turecku i odwrócił głowę w bok - nie czuję jej zapachu.
-To gdzie chciałeś jej szukać idioto! - krzyknęła Erza.
-Bo... - skrzyżował ręce i podniósł głowę do góry, patrząc w sufit - wyczuwam
zapach mistrza gildii no tego e... - Dragneel zmarszczył brwi i podrapał się
po głowie - Jony?
-Jose... - poprawił go Happy.
-Natsu... - wokół Scarlet pojawiła się mroczna aura.
-Hai..? - różowowłosy gorączkowo przełknął ślinę.
-Jeśli od początku wiedziałeś, jak dotrzeć do gildii to czemu nam nie
powiedziałeś? - powiedziała przerażającym tonem i chwyciła Natsu za kołnierz.
-Mówiłem ale wtedy mnie przywiązaliście i kazaliście się uspokoić - odpowiedział,
patrząc na nią z równie przerażającym a jednocześnie opanowanym wzrokiem, co
zdziwiło członków gildii. "Od kiedy Natsu odpyskowuje Erzie?!" zapewne tak
pomyślało większość tam zebranych.
-Dobrze... - szkarłatnowłosa westchnęła i odsunąwszy się od różowowłosego,
przekręciła głowę w bok - powinniśmy wyruszyć do ich siedziby jak najszybciej.
-Zgadzam się - powiedział Makarov, zeskakując z baru i podniósł dłoń do
góry, tworząc z palców L. - przypomnimy ich co to oznacza mieć
Fairy tail za wroga!
Wszyscy zrobili ten sam znak z palców i krzyknęli chórem.
Wyruszyli kierując się za Natsu, który szedł na przodzie.
Chłopak szedł, nie interesując się innymi. Przed oczyma miał
tylko obraz przerażonej Lucy. Był zły. Cholernie zły.
Mógł u niej zostać! Wtedy to, by się nie wydarzyło! Dlaczego
on zawsze musi być takim idiotą? Jeśli coś się jej stanie...
Gdy poczuł rękę na swoim ramieniu, wyrwał się z przemyśleń.
Przekręcił głowę w bok i ujrzał zmartwioną twarz Erzy.
-Natsu.... nie martw się. Uratujemy ją - powiedziała, w jej
głosie można było usłyszeć zmartwienie. Nie umiała tego ukryć.
Martwiła się o przyjaciółkę, i tymi słowami chciała także
sobie dodać otuchy.
Godzinę później...
Wszyscy dotarli na wzniesienie, które otaczało ze wszystkich miejsc
las. Na tymże wzgórzu wznosiła się twierdza. Dokładniej wielkie
zamczysko wykonane z szarej cegły. Miał stosunkowo małe
okna okrążone czarnym spiczastym łukiem. Masywne, drewniane
drzwi o ciemnym kolorze oraz wielki znak gildii Phantom Lord nad nimi.
Gdy tylko Natsu to ujrzał, bezinteresownie pobiegł w stronę twierdzy.
Był zły i jednocześnie napalony na samą myśl, by odpłacić im
za porwanie Lucy. Płomienie pojawiły się wokół jego rąk i
jednym uderzeniem, rozwalił drzwi na kawałki.
Gdy wszedł, zauważył niezliczone dla niego twarze. Podbiegł do pierwszego
przeciwnika i uderzył go pięścią w twarz, rzucając na ścianę.
Wszyscy członkowie Fairy Tail dołączyli do chłopaka i walka się rozpoczęła.
-Karyū no Yokugeki! (skrzydła ognistego smoka) - różowowłosy zapalapił
swe ciało tworząc coś na wzór skrzydeł i uderzył swego przeciwnika, zapalając go.
Nie pierwszy raz był tak bardzo napalony podczas walki. Ale chyba
pierwszy raz walczył z zamiarem zabicia. Nawet przez chwilę nie
przeszła mu myśl, by się powstrzymać. Targały nim uczucia winy i
miał zamiar wyładować się na przeciwnikach.
-Karyū no Hōkō! (Ryk ognistego smoka) - nadymał policzki nabierając oddechu, by po chwili
zionąć ogniem. Przeciwnicy nie zdążyli się obronić i ogień spalił ich na popiół.
-Co ty robisz zapałko! - krzyknął Fullbuster, zamrażając przeciwnika -
co ci odbiło, by ich zabić?
Różowowłosy nic nie odpowiedział tylko z zapaloną pięścią, pobiegł na wroga
i wbił go w podłogę. Odchylił się lekko w prawą stronę, a biały laser przeleciał
dosłownie kilka centymetrów od jego głowy. Dragneel odwrócił głowę z
wściekłością wymalowaną na twarzy i spojrzał na kobietę, która miała rękę
wyciągniętą w jego stronę a wokół niej lewitował biały okrąg.
-Karyū no Saiga! (pazur ognistego smoka) - Salamander w błyskawicznym tempie uderzył
dziewczynę w policzek i rzucił na ścianę.
-Kansō! Entei no Yoroi! (Przemiana! Zbroja płomiennej cesarzowej!) - Erza podmieniła
zbroję. (Zbroja ta z wyglądu przypomina smoka. Czarno-czerwony strój ze
złotymi wyrzeźbieniami i peleryną przypominającą skrzydła smoka.
Włosy Erzy spięte są w dwie kitki. Ogniste ataki przeciwnika słabną o 50% a
ona panuje nad ogniem) Scarlet machnęła mieczem, a płomienie poleciały
prosto na przeciwnika, spalając jego włosy.
-Ice Make! Hanmā! (lodowe tworzenie: młot) - Fullbuster wbił przeciwnika w
podłogę wielkim młotem wykonanym z lodu.
-Natsu! Idź poszukać mistrza Jose. Tylko uważaj na siebie! - krzyknęła
szkarłatnowłosa, odbijając atak przeciwnika. Podbiegła do wroga.
Skoczyła w bok, kucając, by ominąć lecący w jej stronę strumień czarnej energii.
Dragneel pokiwał potwierdzająco i ruszył w stronę schodów.
Gdy już do nich dotarł, odwrócił się i spojrzał w stronę Scarlet.
Nie musiał nic więcej mówić, tym bardziej się martwić. Wiedział, że
wszyscy sobie poradzą. Pobiegł wzdłuż schodów. Były kręte i łatwo
można było się potknąć. Po około minucie dotarł na górę. Jego oczom
ukazał się korytarz. Ściany były wykonane z szarych płytek, tak samo jak
podłoga, która była przykryta długim czerwonym dywanem. Na końcu
znajdowały się duże, brązowe drzwi z złotymi wyrzeźbieniami, które
ukazywały znak gildii Phantom Lord. Chłopak wyraźnie czuł zapach
mistrza Jose. Miał pewność, że mężczyzna znajduje się za drzwiami.
Na jego twarzy pojawiła się złość, a ręce okrążyły płomienie.
Podbiegł do drzwi i jednym, mocnym atakiem zniszczył je doszczętnie.
Wnętrze nie różniło się zbytnio kolorystycznie od poprzedniego.
Był to dość duży pokój, który był niemal kompletnie pusty.
Jedyną rzeczą znajdującą się w pomieszczeniu był wielki, kamienny
tron z fioletowym kocem, wiszący nad nim na płótnie znak gildii oraz
drewniany stolik naprzeciw z dziwną niebieską kulą.
Co jednak zdziwiło Natsu... nigdzie nie było mistrza gildii Phantom Lord.
Mało tego... jego zapach kompletnie znikł.
-O co chodzi? - spytał się sam siebie. Wszedł do pomieszczenia i próbował
wyniuchać zapach mężczyzny, jednak bez skutków.
Skrzywił się, czując dziwny zapach, który najwyraźniej wydobywał się
z dziwnej kuli na stoliku. Podszedł do niej i przyjrzał się jej dokładnie.
Nagle przedmiot zaczął wydawać dziwne dźwięki. Ona pikała.
Na jej środku pokazała się liczka 50. Za chwilę, było już 49...
48...
47...
46...
Źrenice różowowłosego rozszerzyły się dwukrotnie a na jego twarzy
pojawił się strach. To była bomba! Chłopak próbował dotknąć kuli, ale
gdy tylko wyciągnął rękę, wokół przedmiotu pojawiła się ochronna powłoka.
Natsu przeklął i wybiegł z pomieszczenia jak najszybciej się dało.
Nie miał czasu na próbę zniszczenie kuli. Jeśli, by mu się nie udało
jemu oczywiście nic, by się nie stało. Wybuchy nie robią na nim
wrażenia. Jednak krzywda stała, by się jego przyjaciołom, na co
za żadne skarby nie mógł pozwolić.
W tym samym czasie
Erza zrobiła unik przed atakiem wroga i podbiegła do niego, zaciskając
na jego szyi katanę. Była teraz ubrana w zbroję lotu (Hishō no Yoroi).
Nie zauważyła ataku drugiego wroga, który posłał ją na ścianę.
Wstała podpierając się mieczem i spojrzała na przeciwników, ciężko oddychając.
Nie byli zbyt silni, jednak było ich wielu, a Erza traciła coraz
więcej magicznej mocy. Spojrzała w stronę schodów. Martwiła się o
Natsu. W sumie jego przeciwnikiem był sam mistrz gildii z, którym miała
problemy w ich poprzednim pojedynku. Pokręciła głową, przypominając
sobie, że różowowłosy jest uzdolnionym magiem i na pewno da sobie radę.
-Moim zadaniem jest pokonać wszystkich wrogów. Natsu sobie poradzi -
pomyślała i zwinnym ruchem pojawiła się przy przeciwniku. Podcięła mu nogi i
kopnęła, rzucając w ścianę. Drugiego przeciwnika pozbyła się równie szybko.
-Uciekajcie! - usłyszała krzyk Salamandra. Chłopak jak poparzony biegł schodami
co zaowocowało przewrócenie się i z ślizgiem, pojawił się tuż pod nogami Scarlet.
-O co chodzi? Gdzie jest Jose? - spytała się, dość zdziwiona zachowaniem chłopaka.
Ten wstał i spojrzał na nią z determinacją i zarazem strachem wymalowanym na twarzy.
-To pułapka! Nie ma tu Jose, ale zamiast niego jest bomba! Musimy uciekać! - krzyknął
na całe pomieszczenie, dzięki czemu wszyscy go usłyszeli. Nagle wszyscy wrogowie
przestali się poruszać. Zamienili się w czarną mgłę i zniknęli.
-Co się tu... - spytała się zszokowana szkarłatnowłosa.
-Nie mamy na to teraz czasu! - krzyknął zdenerwowany i chwycił Erzę za
rękę wybiegając z gildii. Za nim podążyła reszta.
5...
4...
3...
2...
1...
Bohaterowie znajdowali się zaledwie kilkanaście metrów przed budynkiem, gdy
doszło do wybuchu. Wielka kula ognia otoczyła gildię. Wszystko pokryło się
jasnym światłem, nakazując wszystkim zamknięcie oczu. Gdy znikło, zszokowani
zobaczyli doszczętnie zniszczoną gildię, jednak żaden ogień ani dym jej nie spowił.
-Chwila... gdzie jest Natsu? - krzyknęła Erza, zdając sobie sprawę, że nie ma
nigdzie wokół różowowłosego. Podmieniła zbroję na codzienną i pobiegła w
stronę zamczyska. Każdy dotyk nóg o podłoże sprawiaj jej ból, jednak dziewczyna
szła jakby nigdy nic. Gdy dotarła zauważyła Natsu leżącego na ziemi. Przerażona
spojrzała na jego ciało, które było całe poparzone. Ja kto możliwe?
Przecież Salamander jest odporny na ogień...
-Natsu! - krzyknęła i podbiegła do chłopaka. Usiadła i podniosła lekko jego głowę,
kładąc ją sobie na kolanach. Szturchnęła go lekko. Chłopak przycisnął powieki, by
po chwili ukazać światu swoje czarne jak smoła oczy z przebłyskami zieleni.
Podniósł się i spojrzał na gildię, a raczej jej resztki i zaśmiał się.
-Jakimś cudem udało mi się zjeść cały ten ogień... ał - złapał się za ramię, które
niemiłosiernie go bolało.
-Natsu... jakim cudem jesteś cały poparzony? - spytał się Happy, który podleciał
do przyjaciół. Dragneel syknął, dotykając ręką obolałą głowę.
-Nie mam zielonego pojęcia. Ten ogień był jakiś... inny - westchnął, ciesząc się, że
udało mu ochronić przyjaciół. Nagle poczuł bardzo znany dla niego zapach.
Chociaż był bardzo słaby dobrze wiedział do kogo należy.
-Coś się stało? - spytała się Erza, widząc zdziwioną twarz chłopaka.
Ten nic nie odpowiedział, tylko wstał pośpiesznie, łapiąc się za bolący bok.
-Happy! - krzyknął a niebieski kocur pochwycił go w swoje łapki i wzbił się
w powietrze. Słyszał jeszcze głosy swoich przyjaciół, jednak teraz jego głowę
zaprzątała tylko Lucy, a jej nikły zapach prowadził go do niej.
Natsu wraz z Happym dotarli do jakiegoś zamczyska znajdującego się na
polanie porośniętej wieloma rodzajami kwiatów. Chłopak czuł zapach
blondynki. Nie zastanawiał się, czy jest to kolejna pułapka.
Zamczysko wyglądało na dość stare. Miało na oko 4 piętra i
kilka wieżyczek z spiczastymi dachami. Pomiędzy kamieniami, z których
było wykonane, wydostawał się mech. Chłopak spojrzał na wielkie,
mosiężne, czarne drzwi i bez zawahania podszedł do nich i otworzył szeroko.
Całe ciało bolało go, jednak chłopak nie miał zamiaru się tym przejmować.
Chłopak rozejrzał się. Było to wielkie pomieszczenie z ogromnymi
oknami z spiczastym zakończeniem. Ściany były pokryte czerwoną
tapetą, która nigdzie nie była nawet podniszczona. Podłoga była
pokryta linoleum o ciemnym kolorze. Poza kilkoma świecami zawieszonymi
na ścianach i dwóch przejściach, po drugiej stronie pomieszczenia, z których
jeden prowadził na górę, drugi na dół, nie znajdowało się tam kompletnie nic.
-Myślisz, że gdzieś tu jest Lucy? - spytał się Exeed, spoglądając we wszystkie
strony z lekkim strachem.
-Tak. Jej zapach jest bardzo intensywny. Wiem, że znajduje się gdzieś w tym
budynku, ale nie wiem dokładnie gdzie... - chłopak spojrzał na kotka - Happy
leć na górę jej poszukać, ja pójdę na dół.
-Aye sir! - krzyknął kotek i poleciał w stronę schodów, prowadzących ku górze.
Chłopak zacisnął dłonie w pięść i skierował się w stronę zejścia na dół, gdy
usłyszał kroki. Kropla potu pojawiła się na jego czole, a usta uchyliły się
nieco w akcie przerażenia. W wejściu ukazała się Lucy we własnej osobie.
Jej ubrania były postrzępione i zabarwiły się od koloru krwi, która sączyła
się z niezliczonych ran na jej ciele. Dziewczyna, gdy go ujrzała zdziwiła się
bardzo, jednak po chwili uśmiechnęła się i z wielkim trudem zrobiła
krok w jego stronę. Na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Nie miała
już sił, by postanowić chociaż jeszcze jeden krok. Zaczęła spadać, jednak
różowowłosy w mgnieniu oka pojawił się przy niej i złapał w ramiona.
Heartfilia poczuła coś mokrego, kapiącego na jej ramiona. Podniosła
głowę. Natsu płakał. Dziewczyna uśmiechnęła się i starła łzę lecącą
po jego policzku.
-Dlaczego płaczesz? - spytała się, spoglądając na jego już czerwone oczy
od płaczu.
-Nie udało mi się ciebie ochronić - zawył, kładąc głowę w jej piersi.
-Ale przyszedłeś prawda? - dziewczyna podniosła się do pozycji
siedzącej i przytuliła chłopaka - to się liczy...
Chłopak wtulił się w jej poranione ciało. Przeklinał się, że nie umiał jej
ochronić i dziewczyna jest teraz w takim stanie.
-Wszystko będzie dobrze Natsu... - powiedziała przesłodzonym głosem i wyjęła
nóż, który skierowała na plecy, nic nie świadomego chłopaka -
już niedługo nie będziesz czuł tego smutku...
-Zamknij się i słuchaj mistrza! - rozkazała Erza patrząc na chłopaka, który próbował
uwolnić się ze sznurów, którymi był przywiązany do jednego z filarów w gildii.
-Jak jak mówiłem. To oczywiste, że pójdziemy uratować Lucy - odezwał się
Makarov, któremu przerwał Natsu - Phantom Lord najwyraźniej zapomniało, co to znaczy
zadrzeć z Fairy Tail. Najwyraźniej musimy im to przypomnieć! - po gildii
rozniosły się odgłosy wiwatów, które mistrz przerwał machnięciem
ręki - Ale! Phantom Lord na pewno nie jest takie głupie.
Zapewne Lucy jest przynętą, by zwabić nas w zasadzkę.
-Co z tego?! Ostatnim razem przetrzepaliśmy im skórę! Teraz też tak będzie! - wydzierał
się Natsu, który najwyraźniej nie przejmował się słowami Dreyara. Uwolnił się
z więzów z pozą zwycięscy i ruszył w stronę wyjścia z gildii.
-Uspokój się! - powiedział staruszek, wydłużając swoją dłoń i zwiększoną
pięścią wbił Salamandra w podłogę.
-Musimy obmyślić jakiś plan - westchnęła Erza, masując się po brodzie.
-Nawet nie wiemy, gdzie znajduje się ich baza - westchnął Makao, popijając sake.
-Natsu, nie możesz wyczuć Lucy? - spytała się Levy.
-Nie... - chłopak usiadł po turecku i odwrócił głowę w bok - nie czuję jej zapachu.
-To gdzie chciałeś jej szukać idioto! - krzyknęła Erza.
-Bo... - skrzyżował ręce i podniósł głowę do góry, patrząc w sufit - wyczuwam
zapach mistrza gildii no tego e... - Dragneel zmarszczył brwi i podrapał się
po głowie - Jony?
-Jose... - poprawił go Happy.
-Natsu... - wokół Scarlet pojawiła się mroczna aura.
-Hai..? - różowowłosy gorączkowo przełknął ślinę.
-Jeśli od początku wiedziałeś, jak dotrzeć do gildii to czemu nam nie
powiedziałeś? - powiedziała przerażającym tonem i chwyciła Natsu za kołnierz.
-Mówiłem ale wtedy mnie przywiązaliście i kazaliście się uspokoić - odpowiedział,
patrząc na nią z równie przerażającym a jednocześnie opanowanym wzrokiem, co
zdziwiło członków gildii. "Od kiedy Natsu odpyskowuje Erzie?!" zapewne tak
pomyślało większość tam zebranych.
-Dobrze... - szkarłatnowłosa westchnęła i odsunąwszy się od różowowłosego,
przekręciła głowę w bok - powinniśmy wyruszyć do ich siedziby jak najszybciej.
-Zgadzam się - powiedział Makarov, zeskakując z baru i podniósł dłoń do
góry, tworząc z palców L. - przypomnimy ich co to oznacza mieć
Fairy tail za wroga!
Wszyscy zrobili ten sam znak z palców i krzyknęli chórem.
Wyruszyli kierując się za Natsu, który szedł na przodzie.
Chłopak szedł, nie interesując się innymi. Przed oczyma miał
tylko obraz przerażonej Lucy. Był zły. Cholernie zły.
Mógł u niej zostać! Wtedy to, by się nie wydarzyło! Dlaczego
on zawsze musi być takim idiotą? Jeśli coś się jej stanie...
Gdy poczuł rękę na swoim ramieniu, wyrwał się z przemyśleń.
Przekręcił głowę w bok i ujrzał zmartwioną twarz Erzy.
-Natsu.... nie martw się. Uratujemy ją - powiedziała, w jej
głosie można było usłyszeć zmartwienie. Nie umiała tego ukryć.
Martwiła się o przyjaciółkę, i tymi słowami chciała także
sobie dodać otuchy.
Godzinę później...
Wszyscy dotarli na wzniesienie, które otaczało ze wszystkich miejsc
las. Na tymże wzgórzu wznosiła się twierdza. Dokładniej wielkie
zamczysko wykonane z szarej cegły. Miał stosunkowo małe
okna okrążone czarnym spiczastym łukiem. Masywne, drewniane
drzwi o ciemnym kolorze oraz wielki znak gildii Phantom Lord nad nimi.
Gdy tylko Natsu to ujrzał, bezinteresownie pobiegł w stronę twierdzy.
Był zły i jednocześnie napalony na samą myśl, by odpłacić im
za porwanie Lucy. Płomienie pojawiły się wokół jego rąk i
jednym uderzeniem, rozwalił drzwi na kawałki.
Gdy wszedł, zauważył niezliczone dla niego twarze. Podbiegł do pierwszego
przeciwnika i uderzył go pięścią w twarz, rzucając na ścianę.
Wszyscy członkowie Fairy Tail dołączyli do chłopaka i walka się rozpoczęła.
-Karyū no Yokugeki! (skrzydła ognistego smoka) - różowowłosy zapalapił
swe ciało tworząc coś na wzór skrzydeł i uderzył swego przeciwnika, zapalając go.
Nie pierwszy raz był tak bardzo napalony podczas walki. Ale chyba
pierwszy raz walczył z zamiarem zabicia. Nawet przez chwilę nie
przeszła mu myśl, by się powstrzymać. Targały nim uczucia winy i
miał zamiar wyładować się na przeciwnikach.
-Karyū no Hōkō! (Ryk ognistego smoka) - nadymał policzki nabierając oddechu, by po chwili
zionąć ogniem. Przeciwnicy nie zdążyli się obronić i ogień spalił ich na popiół.
-Co ty robisz zapałko! - krzyknął Fullbuster, zamrażając przeciwnika -
co ci odbiło, by ich zabić?
Różowowłosy nic nie odpowiedział tylko z zapaloną pięścią, pobiegł na wroga
i wbił go w podłogę. Odchylił się lekko w prawą stronę, a biały laser przeleciał
dosłownie kilka centymetrów od jego głowy. Dragneel odwrócił głowę z
wściekłością wymalowaną na twarzy i spojrzał na kobietę, która miała rękę
wyciągniętą w jego stronę a wokół niej lewitował biały okrąg.
-Karyū no Saiga! (pazur ognistego smoka) - Salamander w błyskawicznym tempie uderzył
dziewczynę w policzek i rzucił na ścianę.
-Kansō! Entei no Yoroi! (Przemiana! Zbroja płomiennej cesarzowej!) - Erza podmieniła
zbroję. (Zbroja ta z wyglądu przypomina smoka. Czarno-czerwony strój ze
złotymi wyrzeźbieniami i peleryną przypominającą skrzydła smoka.
Włosy Erzy spięte są w dwie kitki. Ogniste ataki przeciwnika słabną o 50% a
ona panuje nad ogniem) Scarlet machnęła mieczem, a płomienie poleciały
prosto na przeciwnika, spalając jego włosy.
-Ice Make! Hanmā! (lodowe tworzenie: młot) - Fullbuster wbił przeciwnika w
podłogę wielkim młotem wykonanym z lodu.
-Natsu! Idź poszukać mistrza Jose. Tylko uważaj na siebie! - krzyknęła
szkarłatnowłosa, odbijając atak przeciwnika. Podbiegła do wroga.
Skoczyła w bok, kucając, by ominąć lecący w jej stronę strumień czarnej energii.
Dragneel pokiwał potwierdzająco i ruszył w stronę schodów.
Gdy już do nich dotarł, odwrócił się i spojrzał w stronę Scarlet.
Nie musiał nic więcej mówić, tym bardziej się martwić. Wiedział, że
wszyscy sobie poradzą. Pobiegł wzdłuż schodów. Były kręte i łatwo
można było się potknąć. Po około minucie dotarł na górę. Jego oczom
ukazał się korytarz. Ściany były wykonane z szarych płytek, tak samo jak
podłoga, która była przykryta długim czerwonym dywanem. Na końcu
znajdowały się duże, brązowe drzwi z złotymi wyrzeźbieniami, które
ukazywały znak gildii Phantom Lord. Chłopak wyraźnie czuł zapach
mistrza Jose. Miał pewność, że mężczyzna znajduje się za drzwiami.
Na jego twarzy pojawiła się złość, a ręce okrążyły płomienie.
Podbiegł do drzwi i jednym, mocnym atakiem zniszczył je doszczętnie.
Wnętrze nie różniło się zbytnio kolorystycznie od poprzedniego.
Był to dość duży pokój, który był niemal kompletnie pusty.
Jedyną rzeczą znajdującą się w pomieszczeniu był wielki, kamienny
tron z fioletowym kocem, wiszący nad nim na płótnie znak gildii oraz
drewniany stolik naprzeciw z dziwną niebieską kulą.
Co jednak zdziwiło Natsu... nigdzie nie było mistrza gildii Phantom Lord.
Mało tego... jego zapach kompletnie znikł.
-O co chodzi? - spytał się sam siebie. Wszedł do pomieszczenia i próbował
wyniuchać zapach mężczyzny, jednak bez skutków.
Skrzywił się, czując dziwny zapach, który najwyraźniej wydobywał się
z dziwnej kuli na stoliku. Podszedł do niej i przyjrzał się jej dokładnie.
Nagle przedmiot zaczął wydawać dziwne dźwięki. Ona pikała.
Na jej środku pokazała się liczka 50. Za chwilę, było już 49...
48...
47...
46...
Źrenice różowowłosego rozszerzyły się dwukrotnie a na jego twarzy
pojawił się strach. To była bomba! Chłopak próbował dotknąć kuli, ale
gdy tylko wyciągnął rękę, wokół przedmiotu pojawiła się ochronna powłoka.
Natsu przeklął i wybiegł z pomieszczenia jak najszybciej się dało.
Nie miał czasu na próbę zniszczenie kuli. Jeśli, by mu się nie udało
jemu oczywiście nic, by się nie stało. Wybuchy nie robią na nim
wrażenia. Jednak krzywda stała, by się jego przyjaciołom, na co
za żadne skarby nie mógł pozwolić.
W tym samym czasie
Erza zrobiła unik przed atakiem wroga i podbiegła do niego, zaciskając
na jego szyi katanę. Była teraz ubrana w zbroję lotu (Hishō no Yoroi).
Nie zauważyła ataku drugiego wroga, który posłał ją na ścianę.
Wstała podpierając się mieczem i spojrzała na przeciwników, ciężko oddychając.
Nie byli zbyt silni, jednak było ich wielu, a Erza traciła coraz
więcej magicznej mocy. Spojrzała w stronę schodów. Martwiła się o
Natsu. W sumie jego przeciwnikiem był sam mistrz gildii z, którym miała
problemy w ich poprzednim pojedynku. Pokręciła głową, przypominając
sobie, że różowowłosy jest uzdolnionym magiem i na pewno da sobie radę.
-Moim zadaniem jest pokonać wszystkich wrogów. Natsu sobie poradzi -
pomyślała i zwinnym ruchem pojawiła się przy przeciwniku. Podcięła mu nogi i
kopnęła, rzucając w ścianę. Drugiego przeciwnika pozbyła się równie szybko.
-Uciekajcie! - usłyszała krzyk Salamandra. Chłopak jak poparzony biegł schodami
co zaowocowało przewrócenie się i z ślizgiem, pojawił się tuż pod nogami Scarlet.
-O co chodzi? Gdzie jest Jose? - spytała się, dość zdziwiona zachowaniem chłopaka.
Ten wstał i spojrzał na nią z determinacją i zarazem strachem wymalowanym na twarzy.
-To pułapka! Nie ma tu Jose, ale zamiast niego jest bomba! Musimy uciekać! - krzyknął
na całe pomieszczenie, dzięki czemu wszyscy go usłyszeli. Nagle wszyscy wrogowie
przestali się poruszać. Zamienili się w czarną mgłę i zniknęli.
-Co się tu... - spytała się zszokowana szkarłatnowłosa.
-Nie mamy na to teraz czasu! - krzyknął zdenerwowany i chwycił Erzę za
rękę wybiegając z gildii. Za nim podążyła reszta.
5...
4...
3...
2...
1...
Bohaterowie znajdowali się zaledwie kilkanaście metrów przed budynkiem, gdy
doszło do wybuchu. Wielka kula ognia otoczyła gildię. Wszystko pokryło się
jasnym światłem, nakazując wszystkim zamknięcie oczu. Gdy znikło, zszokowani
zobaczyli doszczętnie zniszczoną gildię, jednak żaden ogień ani dym jej nie spowił.
-Chwila... gdzie jest Natsu? - krzyknęła Erza, zdając sobie sprawę, że nie ma
nigdzie wokół różowowłosego. Podmieniła zbroję na codzienną i pobiegła w
stronę zamczyska. Każdy dotyk nóg o podłoże sprawiaj jej ból, jednak dziewczyna
szła jakby nigdy nic. Gdy dotarła zauważyła Natsu leżącego na ziemi. Przerażona
spojrzała na jego ciało, które było całe poparzone. Ja kto możliwe?
Przecież Salamander jest odporny na ogień...
-Natsu! - krzyknęła i podbiegła do chłopaka. Usiadła i podniosła lekko jego głowę,
kładąc ją sobie na kolanach. Szturchnęła go lekko. Chłopak przycisnął powieki, by
po chwili ukazać światu swoje czarne jak smoła oczy z przebłyskami zieleni.
Podniósł się i spojrzał na gildię, a raczej jej resztki i zaśmiał się.
-Jakimś cudem udało mi się zjeść cały ten ogień... ał - złapał się za ramię, które
niemiłosiernie go bolało.
-Natsu... jakim cudem jesteś cały poparzony? - spytał się Happy, który podleciał
do przyjaciół. Dragneel syknął, dotykając ręką obolałą głowę.
-Nie mam zielonego pojęcia. Ten ogień był jakiś... inny - westchnął, ciesząc się, że
udało mu ochronić przyjaciół. Nagle poczuł bardzo znany dla niego zapach.
Chociaż był bardzo słaby dobrze wiedział do kogo należy.
-Coś się stało? - spytała się Erza, widząc zdziwioną twarz chłopaka.
Ten nic nie odpowiedział, tylko wstał pośpiesznie, łapiąc się za bolący bok.
-Happy! - krzyknął a niebieski kocur pochwycił go w swoje łapki i wzbił się
w powietrze. Słyszał jeszcze głosy swoich przyjaciół, jednak teraz jego głowę
zaprzątała tylko Lucy, a jej nikły zapach prowadził go do niej.
Natsu wraz z Happym dotarli do jakiegoś zamczyska znajdującego się na
polanie porośniętej wieloma rodzajami kwiatów. Chłopak czuł zapach
blondynki. Nie zastanawiał się, czy jest to kolejna pułapka.
Zamczysko wyglądało na dość stare. Miało na oko 4 piętra i
kilka wieżyczek z spiczastymi dachami. Pomiędzy kamieniami, z których
było wykonane, wydostawał się mech. Chłopak spojrzał na wielkie,
mosiężne, czarne drzwi i bez zawahania podszedł do nich i otworzył szeroko.
Całe ciało bolało go, jednak chłopak nie miał zamiaru się tym przejmować.
Chłopak rozejrzał się. Było to wielkie pomieszczenie z ogromnymi
oknami z spiczastym zakończeniem. Ściany były pokryte czerwoną
tapetą, która nigdzie nie była nawet podniszczona. Podłoga była
pokryta linoleum o ciemnym kolorze. Poza kilkoma świecami zawieszonymi
na ścianach i dwóch przejściach, po drugiej stronie pomieszczenia, z których
jeden prowadził na górę, drugi na dół, nie znajdowało się tam kompletnie nic.
-Myślisz, że gdzieś tu jest Lucy? - spytał się Exeed, spoglądając we wszystkie
strony z lekkim strachem.
-Tak. Jej zapach jest bardzo intensywny. Wiem, że znajduje się gdzieś w tym
budynku, ale nie wiem dokładnie gdzie... - chłopak spojrzał na kotka - Happy
leć na górę jej poszukać, ja pójdę na dół.
-Aye sir! - krzyknął kotek i poleciał w stronę schodów, prowadzących ku górze.
Chłopak zacisnął dłonie w pięść i skierował się w stronę zejścia na dół, gdy
usłyszał kroki. Kropla potu pojawiła się na jego czole, a usta uchyliły się
nieco w akcie przerażenia. W wejściu ukazała się Lucy we własnej osobie.
Jej ubrania były postrzępione i zabarwiły się od koloru krwi, która sączyła
się z niezliczonych ran na jej ciele. Dziewczyna, gdy go ujrzała zdziwiła się
bardzo, jednak po chwili uśmiechnęła się i z wielkim trudem zrobiła
krok w jego stronę. Na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Nie miała
już sił, by postanowić chociaż jeszcze jeden krok. Zaczęła spadać, jednak
różowowłosy w mgnieniu oka pojawił się przy niej i złapał w ramiona.
Heartfilia poczuła coś mokrego, kapiącego na jej ramiona. Podniosła
głowę. Natsu płakał. Dziewczyna uśmiechnęła się i starła łzę lecącą
po jego policzku.
-Dlaczego płaczesz? - spytała się, spoglądając na jego już czerwone oczy
od płaczu.
-Nie udało mi się ciebie ochronić - zawył, kładąc głowę w jej piersi.
-Ale przyszedłeś prawda? - dziewczyna podniosła się do pozycji
siedzącej i przytuliła chłopaka - to się liczy...
Chłopak wtulił się w jej poranione ciało. Przeklinał się, że nie umiał jej
ochronić i dziewczyna jest teraz w takim stanie.
-Wszystko będzie dobrze Natsu... - powiedziała przesłodzonym głosem i wyjęła
nóż, który skierowała na plecy, nic nie świadomego chłopaka -
już niedługo nie będziesz czuł tego smutku...
~*~
Konobawa! Strasznie spartoliłam początek... gomene.
I znów podobała mi się tylko końcówka xd
N: Czemu zakończyłaś w takim momencie! Ja chcę wiedzieć co dalej!
Natsu się zorientuje, czy nie? Powiedz mi!
-_- jeśli jesteś moim ego powinnaś wiedzieć...
N: E... a no racja...*ręce się jej trzęsą* jesteś przerażająca O.o
Jestem sadystką ^w^.