-Wstawać! Raz, dwa! Raz, dwa! - usłyszała donośny głos i granie na... trąbce?!
Wstała natychmiast. Chciała zrobić krok, ale koc obwiązał się wokół jej kostki.
Przewróciła się, instynktownie zamykając oczy. Zdziwiła się, że ziemia jest
taka ciepła i wygodna. Gdy otworzyła ślepia, pierwsze co zauważyła to Natsu
przyglądającemu się jej ze zdziwieniem. Dopiero po chwili zorientowała się, że
leży na jego torsie. Odskoczyła szybko, siadając po turecku.
-Przepraszam... - powiedziała i spuściła głowę w dół. Włosy zakryły jej twarz
przy okazji ukrywając rumieńce.
-Nic się nie stało - usłyszała głos Salamandra. - przynajmniej zamortyzowałem
twój upadek. - nie widziała jego twarzy, ale wiedziała, że w tym momencie
się uśmiechnął.
-Skoro się już obudziliście to szykować się i macie być przed namiotem za
5 minut! - rozkazała Tytania. Blondynka podniosła głowę. Zdziwiła się
widząc Erzę ubraną w wojskowe ubrania i trzymając trąbkę w ręce.
Chociaż nie... to u niej normalnie.
-Hai - odpowiedziała magini chowając koc.
-Ty też Happy - Tytania rozkazała przerażającym tonem, gdy dostrzegła, że
niebieski kocur śpi sobie smacznie.
-Aye! - krzyknął i wstał na równe nogi, salutując.
Po pięciu minutach wszyscy stali gotowi z zapakowanym sprzętem.
-Przejście gór zajmie nam jeszcze pół dnia drogi. Ruszamy! - krzyknęła
podnosząc rękę do góry.
-Aye, sir! - krzyknęli równocześnie i ruszyli w dalszą podróż.
-Ej, Lucy! Długo jeszcze? - spytał się różowowłosy, człapiąc za blondynką.
taka ciepła i wygodna. Gdy otworzyła ślepia, pierwsze co zauważyła to Natsu
przyglądającemu się jej ze zdziwieniem. Dopiero po chwili zorientowała się, że
leży na jego torsie. Odskoczyła szybko, siadając po turecku.
-Przepraszam... - powiedziała i spuściła głowę w dół. Włosy zakryły jej twarz
przy okazji ukrywając rumieńce.
-Nic się nie stało - usłyszała głos Salamandra. - przynajmniej zamortyzowałem
twój upadek. - nie widziała jego twarzy, ale wiedziała, że w tym momencie
się uśmiechnął.
-Skoro się już obudziliście to szykować się i macie być przed namiotem za
5 minut! - rozkazała Tytania. Blondynka podniosła głowę. Zdziwiła się
widząc Erzę ubraną w wojskowe ubrania i trzymając trąbkę w ręce.
Chociaż nie... to u niej normalnie.
-Hai - odpowiedziała magini chowając koc.
-Ty też Happy - Tytania rozkazała przerażającym tonem, gdy dostrzegła, że
niebieski kocur śpi sobie smacznie.
-Aye! - krzyknął i wstał na równe nogi, salutując.
Po pięciu minutach wszyscy stali gotowi z zapakowanym sprzętem.
-Przejście gór zajmie nam jeszcze pół dnia drogi. Ruszamy! - krzyknęła
podnosząc rękę do góry.
-Aye, sir! - krzyknęli równocześnie i ruszyli w dalszą podróż.
-Ej, Lucy! Długo jeszcze? - spytał się różowowłosy, człapiąc za blondynką.
-Po raz kolejny mówię ci, że nie wiem! - krzyknęła odwracając się w jego stronę.
-A tak na oko? - spytał się, podchodząc bliżej.
-Jak za chwilę się nie przymkniesz to dostaniesz w te oko!
-Okej! Spokojnie... - chłopak podszedł do niebieskiego kocura i powiedział
do niego szeptem - ej Happy! Jak myślisz? Ona ma TE dni?
-Bardzo prawdopodobne Natsu! Podobno wtedy dziewczyny ważą więcej...
Czyli teraz na pewno waży z tonę!
-Ja was słyszę! - żyłka pulsowała jej na czole.
-Może słuch też wtedy im się polepsza... - zasnuł Exeed,
-Oj koteczku. Jeszcze jedno słowo a wyrwę ci te wąsiska - Heartfilia złapała
Exeeda i rozciągała jego pyszczek.
-Aye... przepraszam.
-Happy! Wzleć w górą i sprawdź, czy widać wioskę! - rozkazała Tytania
-Aye, sir! - zasalutował. Rozwinął swoje białe skrzydełka i machając nimi,
pofrunął wysoko do góry.
- I co? Widzisz coś? - krzyknęła Erza. Kotek zleciał na dół, lądując na
głowie Natsu.
-Tam za górą, widać kilkanaście domków na takiej zielonej polance.
-Czyli idziemy w dobrym kierunku.
~*~
-Łaaał! Jak tu ślicznie! - Heartfilia zachwycała się, gdy wchodzili przez bramę do
miasteczka. Chociaż było niewielkie to było przepiękne. Domki poustawiane
stylem łańcuchówki. Nie było domku, by nie wisiały na nim kwiaty.
One były wszędzie! Przy domach, na trawnikach, nawet u ludzi był to
obowiązujący dodatek! Wszędzie można było czuć wspaniałą woń kwiatów.
-Taa... mógłbym tutaj zostać - Gray wziął głęboki wdech oraz wydech z
przyjemnością wymalowaną na twarzy.
-Tak tu pięknie, że aż zgłodniałem! - krzyknął Natsu, podnosząc ręce ku górze.
-Ty tylko myślisz o jedzeniu... co za idiota - westchnął Fullbuster.
-He? Masz problem? - różowowłosy spojrzał na niego z chęcią mordu w oczach.
-Ta... przeszkadza mi twoja obleśna gęba - szatyn odwzajemnił spojrzenie.
-Lodówka! - między nimi latały błyskawice.
-Zapałka!
-Mrożonka!
-Grzejnik!
-Ekshibicjonista!
-Chcesz się bić?!
-Jasne!
-Dość! - krzyknęła Erza. Złapała ich za włosy i zderzyła ich głowy. - idziemy do
zleceniodawcy!
-Hai! - krzyknęli chłopcy, przytulając się.
-Zleceniodawcą jest burmistrz tego miasteczka - przypomniała Heartfilia i wyjęła
kartkę z zleceniem z torebki - i... mieszka na końcu tego miasteczka.
-Skąd to wiesz? - spytał się ciemnowłosy
-Tu pisze, że jego dom mieści się przy takim wielkim drzewie... a jedyne wielkie
drzewo jest tam! - wskazała palcem na ogromny dąb na samym końcu ścieżki.
-Dobra robota Lucy! - pochwaliła Erza, klepiąc ją po ramieniu.
-To w drogę! - krzyknął Natsu.
-To na pewno jest dom burmistrza? - Gray miał wątpliwości.
-Dlaczego cię to dziwi? - odezwała się czerwonowłosa podnosząc jedna brew.
-No bo... to domek na drzewie - chłopak wskazał palcem na wielki dąb.
Obok nich wisiała drabinka, która prowadziła do domku.
-Ano... - blondynka zaczepiła dziewczynę, która przechodziła obok.
Miała długie, białe włosy, związane w warkocz. Na głowie miała wianuszek
z fioletowych kwiatów. Jej oczy były zielone, a cera dość blada.
Nosiła dość długą, fioletową, przewiewną bluzkę i krótką jeansową spódniczkę.
Na nogach miała białe podkolanówki i przepiękne, fioletowe buty z białymi kwiatkami.
W rękach trzymała kosz z owocami. Była najprawdopodobniej w ich wieku.
-Czy to tutaj mieszka burmistrz?
-Tak - nieznajoma się uśmiechnęła. - wystarczy wejść po drabince.
-Dziękuję - blondynka odwzajemniła gest.
-Czy to wy jesteście tymi magami, którzy mają pokonać czarną śmierć?
-Czarną śmierć? - spytał się Dragneel.
-Tak... ludzie z wioski nazywają tak tą bestię. Jedyne co niesie... to śmierć. -
radosny uśmiech zszedł jej z twarzy i zastąpił go smutek.
-Nie martw się - pocieszyła ją Erza - na pewno pokonamy tego potwora.
- Dziękuję... - nieznajoma wyjęła z koszyka kilka owoców i podała magom -
wiem, że to nic... ale proszę, weźcie.
-Dziękujemy - odpowiedziała Scarlet.
-Życzę wam powodzenia - rzuciła i poszła w swoją stronę.
-To co? Wchodzimy? - spytał się smoczy zabójca i jednym ugryzieniem, zjadł
całe jabłko. Pierwszy wszedł Dragneel, a za nim reszta. Gdy był już w połowie
drogi, wiatr zabujał lekko drabinką.
-Natsu? Dlaczego się zatrzymałeś? - spytała się zaskoczona Lucy, która szła
za nim. Chłopak odwrócił głowę w jej stronę, ukazując, że zaraz będzie
wymiotować.
-Natsu ty idioto! - krzyknęła magini gwiezdnej energii.
-Happy... - wymamrotał różowowłosy.
-Aye, sir! - krzyknął i zdjął go z drabinki. - poczekamy na górze!
Po około minucie, wszyscy stali przed drzwiami. Ściany były wykonane
z jasnych desek, a dach i drzwi z ciemnych. Erza zapukała.
Po chwili drzwi ze skrzypnięciem, otworzyły się lekko. Jakaś dziewczyna
z zielonymi włosami wychyliła nieco głowę, by przyjrzeć się gościom.
-Kim jesteście? - spojrzała na nich, swoimi wielkimi czarnymi ślepiami.
-Jesteśmy magami Fairy Tail! - Natsu i reszta, pokazali swoje znaki.
-Wreszcie przyszliście! - w jej oczach zaświeciły się gwiazdki - chodźcie!
Weszli do pomieszczenia. Zdziwili się widząc, jak pięknie jest w środku.
Znajdowali się w salonie. Podłoga była wyłożona ciemnymi deskami, na niej
leżał jasny dywan. Na ścianach wisiały obrazy z różnymi podobiznami.
Znajdowała się tam kanapa z jasnego materiału, naprzeciw niej stoliczek
z szkła z drewnianą obwódką i dwa fotele. Mieściły się tam szafy
przy całej prawej ścianie.
-Zaraz zawołam burmistrza - zakomunikowała dziewczyna i znikła.
Po kilku minutach wróciła z kobietą po czterdziestce. Miała zielone
włosy upięte w koka z przywiązanym do nich białym kwiatem. Na
nosie sterczały okulary, a pod nimi kryły się brązowe tęczówki.
Na czole można było dostrzec kilka zmarszczek. Ubrana była
w zieloną bluzkę, na to czarną kamizelkę oraz długą czarną spódnicę.
-Witajcie. Mam na imię Elaiza, Jestem burmistrzem miasta Linden.
Zapraszam do mojego gabinetu.
-A więc przybyliście pokonać czarną śmierć? - spytała się zasiadając
za biurkiem. Ściany w gabinecie były pomalowane na czerwono.
Przy ścianie stała szafa, oraz półka z książkami.
-Tak. Czy mogłabyś wyjaśnić dokładnie sytuację? - zaproponowała Erza.
-Oczywiście. Siadajcie - wskazała na krzesła. Oparła się łokciami o biurko,
złączając palce. - kawałek od naszej wioski znajduje się góra. Dowiedzieliśmy
się, że czarna śmierć tam zamieszkała. Jest to ogromny czarny wąż.
Bardzo niebezpieczny. Nikt, kto podjął się zabicia go, nie wrócił żywy.
Ten stwór jest bardzo niebezpieczny. Więc? Podejmujecie się?
Wszyscy uśmiechnęli się złowieszczo.
-Oczywiście, że tak - odpowiedziała stanowczo Erza.
-A więc dobrze. Jutro wyruszycie. Dzisiaj zatrzymacie się u mnie. Rin! -
do pokoju weszła zielonowłosa dziewczyna. - zaprowadź ich do sypialń.
-Dobrze. - ukłoniła się lekko - chodźcie za mną.
Lucy i Erzę zaprowadziła do jednego pokoju, a chłopców do pokoju na przeciw.
Blondynka weszła do łazienki i wzięła sobie kąpiel. Leżąc, spoglądała
na biały sufit, myśląc o jutrze. Nie próbowała tego ukrywać - bała się.
Miała dziwne przeczucie co do jutrzejszego dnia. Westchnęła i postanowiła
zapomnieć o tym. Gdy wyszła z łazienki ubrana już w swoją ulubioną
różową piżamę, postanowiła sprawdzić, czy chłopcy nie zrujnowali
swojego pokoju. Podeszła do ich drzwi i delikatnie je otworzyła.
Wyjrzała lekko i zauważyła, że śpią. Uśmiechnęła się i wróciła do
swojego pokoju. Prócz dwóch łóżek, znajdowała się tam tylko szafa
i okno. Usiadła na swoim łóżku, zamyślając się.
-Coś się stało? - spytała się Erza, wychodząc z łazienki w samym ręczniku.
-Nie nic... tylko mam złe przeczucia co do tego zadania. - odpowiedziała jej,
spoglądając przez okno na rozświetlone lampami miasteczko.
-Nie martw się... - szkarłatnowłosa usiadła koło niej - jesteśmy
najsilniejszą drużyną Fairy Tail. Nie ma dla nas rzeczy nie możliwych.
-Dzięki Erza. - blondynka się uśmiechnęła.
-Dobra idziemy spać. - Scarlet wstała - trzeba się wyspać przed jutrem.
-Ta... masz rację - powiedziała, kładąc się do łóżka - Dobranoc.
-Dobranoc.
miasteczka. Chociaż było niewielkie to było przepiękne. Domki poustawiane
stylem łańcuchówki. Nie było domku, by nie wisiały na nim kwiaty.
One były wszędzie! Przy domach, na trawnikach, nawet u ludzi był to
obowiązujący dodatek! Wszędzie można było czuć wspaniałą woń kwiatów.
-Taa... mógłbym tutaj zostać - Gray wziął głęboki wdech oraz wydech z
przyjemnością wymalowaną na twarzy.
-Tak tu pięknie, że aż zgłodniałem! - krzyknął Natsu, podnosząc ręce ku górze.
-Ty tylko myślisz o jedzeniu... co za idiota - westchnął Fullbuster.
-He? Masz problem? - różowowłosy spojrzał na niego z chęcią mordu w oczach.
-Ta... przeszkadza mi twoja obleśna gęba - szatyn odwzajemnił spojrzenie.
-Lodówka! - między nimi latały błyskawice.
-Zapałka!
-Mrożonka!
-Grzejnik!
-Ekshibicjonista!
-Chcesz się bić?!
-Jasne!
-Dość! - krzyknęła Erza. Złapała ich za włosy i zderzyła ich głowy. - idziemy do
zleceniodawcy!
-Hai! - krzyknęli chłopcy, przytulając się.
-Zleceniodawcą jest burmistrz tego miasteczka - przypomniała Heartfilia i wyjęła
kartkę z zleceniem z torebki - i... mieszka na końcu tego miasteczka.
-Skąd to wiesz? - spytał się ciemnowłosy
-Tu pisze, że jego dom mieści się przy takim wielkim drzewie... a jedyne wielkie
drzewo jest tam! - wskazała palcem na ogromny dąb na samym końcu ścieżki.
-Dobra robota Lucy! - pochwaliła Erza, klepiąc ją po ramieniu.
-To w drogę! - krzyknął Natsu.
-To na pewno jest dom burmistrza? - Gray miał wątpliwości.
-Dlaczego cię to dziwi? - odezwała się czerwonowłosa podnosząc jedna brew.
-No bo... to domek na drzewie - chłopak wskazał palcem na wielki dąb.
Obok nich wisiała drabinka, która prowadziła do domku.
-Ano... - blondynka zaczepiła dziewczynę, która przechodziła obok.
Miała długie, białe włosy, związane w warkocz. Na głowie miała wianuszek
z fioletowych kwiatów. Jej oczy były zielone, a cera dość blada.
Nosiła dość długą, fioletową, przewiewną bluzkę i krótką jeansową spódniczkę.
Na nogach miała białe podkolanówki i przepiękne, fioletowe buty z białymi kwiatkami.
W rękach trzymała kosz z owocami. Była najprawdopodobniej w ich wieku.
-Czy to tutaj mieszka burmistrz?
-Tak - nieznajoma się uśmiechnęła. - wystarczy wejść po drabince.
-Dziękuję - blondynka odwzajemniła gest.
-Czy to wy jesteście tymi magami, którzy mają pokonać czarną śmierć?
-Czarną śmierć? - spytał się Dragneel.
-Tak... ludzie z wioski nazywają tak tą bestię. Jedyne co niesie... to śmierć. -
radosny uśmiech zszedł jej z twarzy i zastąpił go smutek.
-Nie martw się - pocieszyła ją Erza - na pewno pokonamy tego potwora.
- Dziękuję... - nieznajoma wyjęła z koszyka kilka owoców i podała magom -
wiem, że to nic... ale proszę, weźcie.
-Dziękujemy - odpowiedziała Scarlet.
-Życzę wam powodzenia - rzuciła i poszła w swoją stronę.
-To co? Wchodzimy? - spytał się smoczy zabójca i jednym ugryzieniem, zjadł
całe jabłko. Pierwszy wszedł Dragneel, a za nim reszta. Gdy był już w połowie
drogi, wiatr zabujał lekko drabinką.
-Natsu? Dlaczego się zatrzymałeś? - spytała się zaskoczona Lucy, która szła
za nim. Chłopak odwrócił głowę w jej stronę, ukazując, że zaraz będzie
wymiotować.
-Natsu ty idioto! - krzyknęła magini gwiezdnej energii.
-Happy... - wymamrotał różowowłosy.
-Aye, sir! - krzyknął i zdjął go z drabinki. - poczekamy na górze!
Po około minucie, wszyscy stali przed drzwiami. Ściany były wykonane
z jasnych desek, a dach i drzwi z ciemnych. Erza zapukała.
Po chwili drzwi ze skrzypnięciem, otworzyły się lekko. Jakaś dziewczyna
z zielonymi włosami wychyliła nieco głowę, by przyjrzeć się gościom.
-Kim jesteście? - spojrzała na nich, swoimi wielkimi czarnymi ślepiami.
-Jesteśmy magami Fairy Tail! - Natsu i reszta, pokazali swoje znaki.
-Wreszcie przyszliście! - w jej oczach zaświeciły się gwiazdki - chodźcie!
Weszli do pomieszczenia. Zdziwili się widząc, jak pięknie jest w środku.
Znajdowali się w salonie. Podłoga była wyłożona ciemnymi deskami, na niej
leżał jasny dywan. Na ścianach wisiały obrazy z różnymi podobiznami.
Znajdowała się tam kanapa z jasnego materiału, naprzeciw niej stoliczek
z szkła z drewnianą obwódką i dwa fotele. Mieściły się tam szafy
przy całej prawej ścianie.
-Zaraz zawołam burmistrza - zakomunikowała dziewczyna i znikła.
Po kilku minutach wróciła z kobietą po czterdziestce. Miała zielone
włosy upięte w koka z przywiązanym do nich białym kwiatem. Na
nosie sterczały okulary, a pod nimi kryły się brązowe tęczówki.
Na czole można było dostrzec kilka zmarszczek. Ubrana była
w zieloną bluzkę, na to czarną kamizelkę oraz długą czarną spódnicę.
-Witajcie. Mam na imię Elaiza, Jestem burmistrzem miasta Linden.
Zapraszam do mojego gabinetu.
-A więc przybyliście pokonać czarną śmierć? - spytała się zasiadając
za biurkiem. Ściany w gabinecie były pomalowane na czerwono.
Przy ścianie stała szafa, oraz półka z książkami.
-Tak. Czy mogłabyś wyjaśnić dokładnie sytuację? - zaproponowała Erza.
-Oczywiście. Siadajcie - wskazała na krzesła. Oparła się łokciami o biurko,
złączając palce. - kawałek od naszej wioski znajduje się góra. Dowiedzieliśmy
się, że czarna śmierć tam zamieszkała. Jest to ogromny czarny wąż.
Bardzo niebezpieczny. Nikt, kto podjął się zabicia go, nie wrócił żywy.
Ten stwór jest bardzo niebezpieczny. Więc? Podejmujecie się?
Wszyscy uśmiechnęli się złowieszczo.
-Oczywiście, że tak - odpowiedziała stanowczo Erza.
-A więc dobrze. Jutro wyruszycie. Dzisiaj zatrzymacie się u mnie. Rin! -
do pokoju weszła zielonowłosa dziewczyna. - zaprowadź ich do sypialń.
-Dobrze. - ukłoniła się lekko - chodźcie za mną.
Lucy i Erzę zaprowadziła do jednego pokoju, a chłopców do pokoju na przeciw.
Blondynka weszła do łazienki i wzięła sobie kąpiel. Leżąc, spoglądała
na biały sufit, myśląc o jutrze. Nie próbowała tego ukrywać - bała się.
Miała dziwne przeczucie co do jutrzejszego dnia. Westchnęła i postanowiła
zapomnieć o tym. Gdy wyszła z łazienki ubrana już w swoją ulubioną
różową piżamę, postanowiła sprawdzić, czy chłopcy nie zrujnowali
swojego pokoju. Podeszła do ich drzwi i delikatnie je otworzyła.
Wyjrzała lekko i zauważyła, że śpią. Uśmiechnęła się i wróciła do
swojego pokoju. Prócz dwóch łóżek, znajdowała się tam tylko szafa
i okno. Usiadła na swoim łóżku, zamyślając się.
-Coś się stało? - spytała się Erza, wychodząc z łazienki w samym ręczniku.
-Nie nic... tylko mam złe przeczucia co do tego zadania. - odpowiedziała jej,
spoglądając przez okno na rozświetlone lampami miasteczko.
-Nie martw się... - szkarłatnowłosa usiadła koło niej - jesteśmy
najsilniejszą drużyną Fairy Tail. Nie ma dla nas rzeczy nie możliwych.
-Dzięki Erza. - blondynka się uśmiechnęła.
-Dobra idziemy spać. - Scarlet wstała - trzeba się wyspać przed jutrem.
-Ta... masz rację - powiedziała, kładąc się do łóżka - Dobranoc.
-Dobranoc.
~*~
-To jest ta góra, o której mówiła pani burmistrz? - spytał się Gray, gdy wszscy
stali przed kryjówką bestii.
-Najwyraźniej - skwitowała Lucy. - tylko jak tam się dostaniemy?
Góra nie była ogromna, co wysoka. A na samym końcu można było
zauważyć ogromne wejście. Co najdziwniejsze - cała góra była pokryta trawą.
-Pokażę ci jak. - powiedział Gray i dotknął pięścią prostą dłoń, po czym uderzył
w ziemię - Ice Make! Ladder! - (drabina) przy jego rękach pojawiło się
niebieskie światło, po czym powstała drabina z lodu.
-Gray jesteś wspaniały! - krzyknęła Lucy
-To co? Idziemy? - spytał się Gray.
-Aye! - krzyknęli wszyscy i zaczęli się wspinać. Poszli w kolejności: Gray,
Lucy, Erza i Natsu, a Happy poleciał.
-Zimno mi w dłonie! - jęczała Lucy.
-Zaraz będziemy na miejscu. - powiedziała Erza.
-Ale...
-Wytrzymasz!
-Hai... - odpowiedziała przerażona.
Dotarli po kilkunastu minutach. Stali przed wejściem do jaskini.
Nie było w niej nic widać.
-Aaa nie czuję rąk - jęczała Heartfilia, próbując ogrzać dłonie, chuchając na nie.
-No to gdzie jest ten potwór? Ależ się napaliłem! - krzyknął zapalając pięści.
Nagle poczuł coś chłodnego na plecach, odwrócił głowę. - Lucy... co ty robisz?
-Mam zimne ręce, muszę je jakoś ogrzać. - powiedziała dotykając jego ciepłych pleców.
-Czekaj... - odwrócił się i złapał jej drobne ręce w swoje. - już lepiej?
-L...lepiej - powiedziała cicho, odwracając głowę, by ukryć rumieńce.
Nagle z ciemności wyłonił się czarny ogon, oplótł kostkę blondynki i
podniósł ją do góry.
-Puść mnie! - krzyczała, trzymając rękoma spódniczkę. Sięgnęła jedną ręką po
złoty klucz - Hirake! Kingyūkyū no tobira! Taurus!
Przed nią pojawił się gwiezdny duch, który wyglądał jak stojąca na dwóch
nogach, bardzo umięśniona, łaciata krowa.
-Rampage! (Szał) - krzyknął duch i przeciął ogon potwora swoim toporem.
-Muu! Nikt nie będzie dotykał nice body Lucy-san! - krzyknął i złapał
spadającą blondynkę.
-Dziękuję Taurus. - blondynka uśmiechnęła się i zamknęła bramę.
-Lucy nic ci nie jest? - spytał się różowowłosy podbiegając do dziewczyny.
-Wszystko dobrze - uśmiechnęła się.
-Co się z nim dzieje? - krzyknął Happy. Wszyscy spojrzeli na ogon, który
zaczął odrastać.
-Dlaczego on odrasta?! - krzyknęła przerażona magini gwiezdnej energii.
-Nie wiem, ale za chwilę tak go pobiję, że przestanie! Ależ się napaliłem! -
krzyknął i zapalił pięści. Dzięki oczom smoczego zabójcy dobrze widział
bestię. Wielki czarny wąż z czerwonymi świdrującymi oczami.
- Karyū no Saiga! (Kruszący Kieł Ognistego Smoka) - krzyknął i
uderzył potwora pięścią. Wąż zawył i złapał smoczego zabójcę za kostkę, po
czym uderzył nim w ścianę, potem w podłogę i sufit. Następnie puścił go
i uderzył ogonem w jego ciało.
-Natsu! - krzyknęła Lucy i podbiegła do Dragneel'a - nic ci nie jest?
-Co ty? Dopiero się rozgrzewam! - zapalił pięści i ruszył na przeciwnika.
-My też ruszamy do walki! - krzyknęła Erza - Kureha no Yoroi (Zbroja Czarnego Skrzydła)
(Zbroja ta zwiększa niszczycielskie zdolności Erzy.
Erza walczy jednym, pótoraręcznym mieczem i ma skrzydła jak nietoperz.)
-Oke! - Lucy krzyknęła i wzięła do ręki złoty klucz -
Hirake! Shojokyuu no Tobira! Virgo! - przed nią pojawiła się
różowowłosa pokojówka z kajdankami na nadgarstkach - Atakuj Virgo!
-Jak rozkażesz Hime.
-Ice Make! Aisu Buringā! - w rękach Gray'a pojawiły się dwa lodowe
zakrzywione miecze. Erza potężnym uderzeniem odcięła ogon bestii, ale
ten po chwili się zregenerował. U Gray'a było podobnie. Natsu
podbiegł do zwierzaka od frontu - Karyū no Kenkaku! - całe jego
ciało zapłonęło po czym uderzył głową w czoło bestii. Wąż syknął
i zachwiał się. Po chwili złapał równowagę i uderzył ogonem w Natsu i
rzucił w ścianę. Dragneel wstał i wytarł stróżkę krwi, która wyleciała mu
z buzi. Erza chciała w tym momencie zaatakować potwora od tyłu,
ale zwierzę uderzyło ją ogonem i rzuciło na ścianę.
-Silny jest skurczybyk. - zaśmiał się Natsu - ale my jesteśmy silniejsi!
Karyū no Hōkō! - krzyknął i zionął ogniem w potwora. Czarna Śmierć
otworzyła paszczę, po czym zionęła czarną mocą, niwelując ogień Natsu.
Lucy spróbowała zajść węża od tyłu, ale gdy tylko się zbliżyła, stwór
nie pozwolił jej wejść w głąb jaskini. Spuścił z oczu Natsu i zionął
mroczną kulą w blondynkę. W ostatniej chwili, smoczy zabójca chwycił
ją w ramiona i uratował przed atakiem, który rozwalił
ścianę, dzięki czemu wleciało do jaskini trochę światła.
-Dzięki - podziękowała, gdy postawiał ją na ziemię.- Natsu odwróć
na chwilę jego uwagę. Wydaje mi się, że on nie pozwala nam dostać się
do środka jaskini. Muszę się dowiedzieć dlaczego.
-Masz to jak w banku Lucy. - krzyknął i ruszył na bestię - Karyū no Yokugeki!
(Atak skrzydłem ognistego smoka) - stworzył z ognia skrzydła po czym
uderzył przeciwnika. - Patrz na mnie jaszczurko!
Wąż skupił uwagę na chłopaku i znów zionął kulą czarnej energi.
W tym momencie Erza ubrana w zbroję cesarza piorunów, przy
użyciu halabardy poraziła go prądem. Lucy korzystają z okazji, jak
najciszej przedostała się do wnętrza jaskini. Gdy oddaliła się na
tyle, by odgłosy walki ucichły wyjęła srebrny klucz z czerwoną obwódką
u góry - Hirake! Kasai no Tobira! Vulpecula! (Otwórz się! Bramo ognia! Lis!)
Przed nią pojawił się dziesięcioletni chłopiec ubrany cały na czerwono.
Jego włosy były rude a na nich znajdowały się uszka, miał czerwone oczy.
Do tego miał jeszcze zdaniem Lucy słodki puchaty ogonek.
-Vulpe, oświecisz mi drogę? - spytała się kucając przy chłopaku.
-Hm... jak pogłaszczesz mnie po głowie - uśmiechnął się szeroko.
-Niech ci będzie - odwzajemniła gest i poczochrała go po bujnych rudych lokach.
Chłopak podniósł rękę do góry i zapalił ją ogniem. Światło rozprzestrzeniło się
w jaskini ukazując kości porozrzucane na podłodze.
-Aaaa! - krzyknęła przerażona i ukryła się za chłopaczkiem.
-Czego się boisz? To cię przecież nie ugryzie - zaśmiał się i kopnął
kupkę kości.
-Dobra chodź. Coś mi nie pasuje w tym potworze. Wyczuwam od niego jakąś
dziwną energię, która wydaje się dziwnie znajoma... - zasnuła gdy szli korytarzem.
Po kilku minutach doszli do końca jaskini.
-Nic tu nie ma - powiedział rudowłosy. - wracamy.
-Czekaj! - zatrzymała go łapiąc za głowę i odwracając w swoją stronę - coś
tu jednak musi być! - zaczęli więc macać ściany szukając jakiegoś włącznika
czy czegoś podobnego. Po kilku minutach usiedli przy ścianie.
-Ale coś tu musi być! - powiedziała zawiedziona Heartfilia.
-No nic - chłopak wstał i otrzepał spodnie - pora wracać.
Vulpecula zrobił kilka kroków, przez chwilę zamiast dźwięku uderzania o kamień,
można było usłyszeć skrzypnięcie drewna.
-Czekaj! - blondynka natychmiast wstała i podeszła do chłopca. Znów
usłyszała skrzypnięcie drewna - coś tu jest!
-Ale nic tu nie widać! - chłopczyk ukucnął przy Heartfili.
-Poświeć tutaj! - rozkazała. Wokół pięści chłopca pojawił się ogień.
Cała podłoga była pokryta mchem. Dziewczyna zaczęła wyrywać chwasty.
Po kilku minutach, ukazała im się klapa w podłodze.
-Wiedziałam, że coś tutaj będzie! - Blondynka była dumna z siebie.
Złapała za klamkę i próbowała otworzyć, ale nic się nie stało. Ciągnęła
z całej siły, ale nie było widać żadnego efektu. Po minucie zmęczyła się i
usiadła zażenowana.
-Czekaj może ja spróbuję - powiedział Vulpecula, ale efekt był ten sam.
-Już wiem! - wyjęła złoty klucz i podniosła do góry -
Hirake! Kingyūkyū no tobira! Taurus!
-Lucy-san! Znów zostałem przyzwany przez twoje nice bady! -
wokół Taurusa latały serduszka.
-Taurus rozwal tą klapę! - Heartfilia wskazała palcem na drewniane drzwiczki.
-Już się muu robi! - krzyknął i swoim wielkim toporem rozwalił klapę.
-Dziękuję Taurus! Już możesz iść.
-Muu? Już mnie odsyłasz?
-Tak. Zmykaj już! - Lucy zamknęła bramę. - To co Vulpe? Idziemy?
-Jasne!
Pod klapą znajdowały się kręte schody wykute w skale. Ściany były
porośnięte mchem.
-Łee! Ale to obrzydliwe! - jęczała Lucy. Po kilku minutach schodzenia
dotarli do drzwi. - To co? Wchodzimy?
-Jasne! - razem popchnęli wielkie, brązowe, mosiężne drzwi.
-Co to jest? - pytała się przerażona blondynka, nie mogąc uwierzyć
w to co widzi.
-Jak... jak to jest możliwe? Dlaczego to tutaj jest? - spytał się przerażony chłopak.
Ohayo! Po dwóch tygodniach powrót smoka!
stali przed kryjówką bestii.
-Najwyraźniej - skwitowała Lucy. - tylko jak tam się dostaniemy?
Góra nie była ogromna, co wysoka. A na samym końcu można było
zauważyć ogromne wejście. Co najdziwniejsze - cała góra była pokryta trawą.
-Pokażę ci jak. - powiedział Gray i dotknął pięścią prostą dłoń, po czym uderzył
w ziemię - Ice Make! Ladder! - (drabina) przy jego rękach pojawiło się
niebieskie światło, po czym powstała drabina z lodu.
-Gray jesteś wspaniały! - krzyknęła Lucy
-To co? Idziemy? - spytał się Gray.
-Aye! - krzyknęli wszyscy i zaczęli się wspinać. Poszli w kolejności: Gray,
Lucy, Erza i Natsu, a Happy poleciał.
-Zimno mi w dłonie! - jęczała Lucy.
-Zaraz będziemy na miejscu. - powiedziała Erza.
-Ale...
-Wytrzymasz!
-Hai... - odpowiedziała przerażona.
Dotarli po kilkunastu minutach. Stali przed wejściem do jaskini.
Nie było w niej nic widać.
-Aaa nie czuję rąk - jęczała Heartfilia, próbując ogrzać dłonie, chuchając na nie.
-No to gdzie jest ten potwór? Ależ się napaliłem! - krzyknął zapalając pięści.
Nagle poczuł coś chłodnego na plecach, odwrócił głowę. - Lucy... co ty robisz?
-Mam zimne ręce, muszę je jakoś ogrzać. - powiedziała dotykając jego ciepłych pleców.
-Czekaj... - odwrócił się i złapał jej drobne ręce w swoje. - już lepiej?
-L...lepiej - powiedziała cicho, odwracając głowę, by ukryć rumieńce.
Nagle z ciemności wyłonił się czarny ogon, oplótł kostkę blondynki i
podniósł ją do góry.
-Puść mnie! - krzyczała, trzymając rękoma spódniczkę. Sięgnęła jedną ręką po
złoty klucz - Hirake! Kingyūkyū no tobira! Taurus!
Przed nią pojawił się gwiezdny duch, który wyglądał jak stojąca na dwóch
nogach, bardzo umięśniona, łaciata krowa.
-Rampage! (Szał) - krzyknął duch i przeciął ogon potwora swoim toporem.
-Muu! Nikt nie będzie dotykał nice body Lucy-san! - krzyknął i złapał
spadającą blondynkę.
-Dziękuję Taurus. - blondynka uśmiechnęła się i zamknęła bramę.
-Lucy nic ci nie jest? - spytał się różowowłosy podbiegając do dziewczyny.
-Wszystko dobrze - uśmiechnęła się.
-Co się z nim dzieje? - krzyknął Happy. Wszyscy spojrzeli na ogon, który
zaczął odrastać.
-Dlaczego on odrasta?! - krzyknęła przerażona magini gwiezdnej energii.
-Nie wiem, ale za chwilę tak go pobiję, że przestanie! Ależ się napaliłem! -
krzyknął i zapalił pięści. Dzięki oczom smoczego zabójcy dobrze widział
bestię. Wielki czarny wąż z czerwonymi świdrującymi oczami.
- Karyū no Saiga! (Kruszący Kieł Ognistego Smoka) - krzyknął i
uderzył potwora pięścią. Wąż zawył i złapał smoczego zabójcę za kostkę, po
czym uderzył nim w ścianę, potem w podłogę i sufit. Następnie puścił go
i uderzył ogonem w jego ciało.
-Natsu! - krzyknęła Lucy i podbiegła do Dragneel'a - nic ci nie jest?
-Co ty? Dopiero się rozgrzewam! - zapalił pięści i ruszył na przeciwnika.
-My też ruszamy do walki! - krzyknęła Erza - Kureha no Yoroi (Zbroja Czarnego Skrzydła)
(Zbroja ta zwiększa niszczycielskie zdolności Erzy.
Erza walczy jednym, pótoraręcznym mieczem i ma skrzydła jak nietoperz.)
-Oke! - Lucy krzyknęła i wzięła do ręki złoty klucz -
Hirake! Shojokyuu no Tobira! Virgo! - przed nią pojawiła się
różowowłosa pokojówka z kajdankami na nadgarstkach - Atakuj Virgo!
-Jak rozkażesz Hime.
-Ice Make! Aisu Buringā! - w rękach Gray'a pojawiły się dwa lodowe
zakrzywione miecze. Erza potężnym uderzeniem odcięła ogon bestii, ale
ten po chwili się zregenerował. U Gray'a było podobnie. Natsu
podbiegł do zwierzaka od frontu - Karyū no Kenkaku! - całe jego
ciało zapłonęło po czym uderzył głową w czoło bestii. Wąż syknął
i zachwiał się. Po chwili złapał równowagę i uderzył ogonem w Natsu i
rzucił w ścianę. Dragneel wstał i wytarł stróżkę krwi, która wyleciała mu
z buzi. Erza chciała w tym momencie zaatakować potwora od tyłu,
ale zwierzę uderzyło ją ogonem i rzuciło na ścianę.
-Silny jest skurczybyk. - zaśmiał się Natsu - ale my jesteśmy silniejsi!
Karyū no Hōkō! - krzyknął i zionął ogniem w potwora. Czarna Śmierć
otworzyła paszczę, po czym zionęła czarną mocą, niwelując ogień Natsu.
Lucy spróbowała zajść węża od tyłu, ale gdy tylko się zbliżyła, stwór
nie pozwolił jej wejść w głąb jaskini. Spuścił z oczu Natsu i zionął
mroczną kulą w blondynkę. W ostatniej chwili, smoczy zabójca chwycił
ją w ramiona i uratował przed atakiem, który rozwalił
ścianę, dzięki czemu wleciało do jaskini trochę światła.
-Dzięki - podziękowała, gdy postawiał ją na ziemię.- Natsu odwróć
na chwilę jego uwagę. Wydaje mi się, że on nie pozwala nam dostać się
do środka jaskini. Muszę się dowiedzieć dlaczego.
-Masz to jak w banku Lucy. - krzyknął i ruszył na bestię - Karyū no Yokugeki!
(Atak skrzydłem ognistego smoka) - stworzył z ognia skrzydła po czym
uderzył przeciwnika. - Patrz na mnie jaszczurko!
Wąż skupił uwagę na chłopaku i znów zionął kulą czarnej energi.
W tym momencie Erza ubrana w zbroję cesarza piorunów, przy
użyciu halabardy poraziła go prądem. Lucy korzystają z okazji, jak
najciszej przedostała się do wnętrza jaskini. Gdy oddaliła się na
tyle, by odgłosy walki ucichły wyjęła srebrny klucz z czerwoną obwódką
u góry - Hirake! Kasai no Tobira! Vulpecula! (Otwórz się! Bramo ognia! Lis!)
Przed nią pojawił się dziesięcioletni chłopiec ubrany cały na czerwono.
Jego włosy były rude a na nich znajdowały się uszka, miał czerwone oczy.
Do tego miał jeszcze zdaniem Lucy słodki puchaty ogonek.
-Vulpe, oświecisz mi drogę? - spytała się kucając przy chłopaku.
-Hm... jak pogłaszczesz mnie po głowie - uśmiechnął się szeroko.
-Niech ci będzie - odwzajemniła gest i poczochrała go po bujnych rudych lokach.
Chłopak podniósł rękę do góry i zapalił ją ogniem. Światło rozprzestrzeniło się
w jaskini ukazując kości porozrzucane na podłodze.
-Aaaa! - krzyknęła przerażona i ukryła się za chłopaczkiem.
-Czego się boisz? To cię przecież nie ugryzie - zaśmiał się i kopnął
kupkę kości.
-Dobra chodź. Coś mi nie pasuje w tym potworze. Wyczuwam od niego jakąś
dziwną energię, która wydaje się dziwnie znajoma... - zasnuła gdy szli korytarzem.
Po kilku minutach doszli do końca jaskini.
-Nic tu nie ma - powiedział rudowłosy. - wracamy.
-Czekaj! - zatrzymała go łapiąc za głowę i odwracając w swoją stronę - coś
tu jednak musi być! - zaczęli więc macać ściany szukając jakiegoś włącznika
czy czegoś podobnego. Po kilku minutach usiedli przy ścianie.
-Ale coś tu musi być! - powiedziała zawiedziona Heartfilia.
-No nic - chłopak wstał i otrzepał spodnie - pora wracać.
Vulpecula zrobił kilka kroków, przez chwilę zamiast dźwięku uderzania o kamień,
można było usłyszeć skrzypnięcie drewna.
-Czekaj! - blondynka natychmiast wstała i podeszła do chłopca. Znów
usłyszała skrzypnięcie drewna - coś tu jest!
-Ale nic tu nie widać! - chłopczyk ukucnął przy Heartfili.
-Poświeć tutaj! - rozkazała. Wokół pięści chłopca pojawił się ogień.
Cała podłoga była pokryta mchem. Dziewczyna zaczęła wyrywać chwasty.
Po kilku minutach, ukazała im się klapa w podłodze.
-Wiedziałam, że coś tutaj będzie! - Blondynka była dumna z siebie.
Złapała za klamkę i próbowała otworzyć, ale nic się nie stało. Ciągnęła
z całej siły, ale nie było widać żadnego efektu. Po minucie zmęczyła się i
usiadła zażenowana.
-Czekaj może ja spróbuję - powiedział Vulpecula, ale efekt był ten sam.
-Już wiem! - wyjęła złoty klucz i podniosła do góry -
Hirake! Kingyūkyū no tobira! Taurus!
-Lucy-san! Znów zostałem przyzwany przez twoje nice bady! -
wokół Taurusa latały serduszka.
-Taurus rozwal tą klapę! - Heartfilia wskazała palcem na drewniane drzwiczki.
-Już się muu robi! - krzyknął i swoim wielkim toporem rozwalił klapę.
-Dziękuję Taurus! Już możesz iść.
-Muu? Już mnie odsyłasz?
-Tak. Zmykaj już! - Lucy zamknęła bramę. - To co Vulpe? Idziemy?
-Jasne!
Pod klapą znajdowały się kręte schody wykute w skale. Ściany były
porośnięte mchem.
-Łee! Ale to obrzydliwe! - jęczała Lucy. Po kilku minutach schodzenia
dotarli do drzwi. - To co? Wchodzimy?
-Jasne! - razem popchnęli wielkie, brązowe, mosiężne drzwi.
-Co to jest? - pytała się przerażona blondynka, nie mogąc uwierzyć
w to co widzi.
-Jak... jak to jest możliwe? Dlaczego to tutaj jest? - spytał się przerażony chłopak.
Ohayo! Po dwóch tygodniach powrót smoka!
Mam nadzieję, że podoba wam się końcówka, no mnie przynajmniej tak ^w^.
Boże już zapomniałam jak to jest mieć wenę :D Przez ostatni tydzień nie
umiałam nic napisać. Wchodzę dzisiaj i bam! Jest rozdział!
N: Tia... nie kłam -_- jesteś leniem i nie chciało ci się pisać rozdziału.
Cicho bądź! Wiem, że początek jest nudny. Gomenesai.
Jedyne co moim zdaniem mi wyszło to walka w tym rozdziale... ;_;
Ale to wam ma się podobać więc czekam na wasze komentarze :3